poniedziałek, 21 października 2013

Rozdział 007

              Radość oczu jest początkiem miłości - Arystoteles
                                                    -
- I właśnie w ten sposób George Washington doprowadził do niepodlegołości Stanów Zjednoczonych. Jakieś pytania? – przynudzający głos pana Warrisa wybudził Camillę z jej długich rozmyślań. Wyprostowała się i odgarnęła rude loki z swojej rumianej twarzy. Skierowała swój wzrok ku przyjacielowi siedzącemu kilka ławek dalej.  Siedział i notował coś uważnie w zeszycie. Camilla westchnęła głośno. Była bardzo kochliwą dziewczyną, ale od roku nieprzerwanie wzdychała do Maximiliana Ponte, jednego z dwójki jej najlepszych przyjaciół. On jednak jej nie zauważał. Czy mi czegoś brakuje? – zapytała sama siebie. Nie była może piękną Valentiną, ale jej urodzie nie można było nic zarzucić. Była sympatyczna, zabawna, inteligentna. Chciałabym żeby chociaż raz spojrzał na mnie inaczej niż na przyjaciółkę – mruknęła pod nosem. Jeszcze raz spojrzała na kędzierzawą czuprynę bruneta. Dość użalania się nad sobą. Muszę wziąć sprawy w swoje ręce!- zdecydowała dumnie unosząc głowę. Camilla Torres nigdy się nie poddawała.
                                                                         -,-
Francesca usiadła przy jednym ze stolików na stołówce. Niechętnie spojrzała na znajdującą się na talerzu zapiekankę serową. Skrzywiła usta w grymasie i zaczęła dłubać widelcem w najmniej lubianej przez siebie potrawie.
-Mogę się dosiąść? – dziewczyna podniosła wzrok. Jej oczom ukazała się drobna brunetki o głębokich, czekoladowych oczach. Uśmiechała się lekko, ukazując śnieżnobiałe zęby.
- Jasne – odparła zdejmując skórzaną torbę z krzesła znajdującego się obok niej. Dziewczyna usiadła na miejscu i uśmiechnęła się szerzej. Wyjęła z torby butelkę soku pomarańczowego.
- Tak w ogóle to jestem Violetta. I chciałam przeprosić, że przeze mnie wylądowałaś w kozie – nalała pełnego witamin soku do plastikowego kubeczka. Upiła kilka łyków i wytarła usta białą serwetką.
- Nie ma za co przepraszać. Ja jestem Francesca – Włoszka podała dziewczynie dłoń i uśmiechnęła się ciepło. Nowo poznana dziewczyna wydawała się być bardzo sympatyczną i ciepłą osobą. Francesca odsunęła od siebie talerz i odwróciła się w stronę brunetki – Zauważyłam,że kręci się w okół Ciebie Leon – powiedziała odgarniając kruczoczarne kosmyki włosów z czoła .
- Tak, ale jesteśmy tylko przyjaciółmi. Podrywał mnie, ale postawiłam mu sprawę jasno i zgodził się ze mną – brunetka sięgnęła po soczyste jabłko i wzięła jednego gryza. Francesca wytrzeszczyła oczy w zdziwieniu.
Że Leon? On się przyjaźni się z dziewczyną? – zapytała nie kryjąc zdziwienia. Violetta zachichotała i lekko kiwnęła głową. Musiał się zakochać – Włoszka powiedziała sama do siebie. Leon Verdas się zakochał. Nigdy nie sądziła, że taki dzień nastąpi.
- O! Czekaj właśnie idzie z Federico – oznajmiła i odwróciła się w stronę dwóch chłopaków wzrokiem przeszukiwujących stołówkę – Hej! Chłopaki! – zawołała machając do nich. Obaj uśmiechnęli się głupio i szybkim krokiem ruszyli w stronę stolika, przepychając się po drodze. Kiedy wreszcie podeszli, obaj usiedli naprzeciw Violetty i zaczęli wpatrywać się w dziewczynę cielęcym wzrokiem. Francesca miała wielką ochotę wybuchnąć śmiechem – To jest Francesca – nowa znajoma wskazała ręką na Fran, ale dwaj chłopcy tylko coś wymamrotali pod nosem i powrócili do podziwiania urody brunetki. Włoszka uśmiechnęła się w duchu. Kątem oka zauważyła Ludmiłę, która z zainteresowaniem przyglądała się jednemu z chłopców. Jak mu tam? Federico – pomyślała i zachęcająco pomachała do przyjaciółki. Ta powolnym krokiem podeszła do stołu.
- Hej! Nie przeszkadza Wam jeśli Ludmiła się dosiądzie? – Francesca zapytała wskazując palcem na zawstydzoną blondynkę. Violetta uśmiechnęła się szeroko i pokazała Ludmile miejsce obok siebie. Ta usiadła dalej nie odrywając wzroku od przystojnego Włocha.  Czwórka młodych ludzi chwilę siedziała w kompletnej ciszy. Po kilku minutach, Violetta wstała z krzesła.
- Muszę skoczyć po coś do szafki – oznajmiła otrzepując niewidzialne kurze z sweterka. Nie czekając na reakcje adoratorów oddaliła się w kierunku wyjścia. Obaj chłopcy odprowadzali ją wzrokiem.
- Ona jest taka śliczna – Leon kompletnie rozpłynął – E.. Czy ja to powiedziałem na głos? E.. Miałem na myśli, że … ee – zarumienił się i zaczął się jąkać. Federico zgromił go spojrzeniem i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w niego z zazdrością. Francesca zaśmiała się cicho. Kto by pomyślał – uśmiechnęła się szeroko i sięgnęła po butelkę wody – Ludzie się jednak zmieniają…
                                                                  -,-
Stałam w pięknym parku. Stały w nim potężne drzewa, rzucające cień na białą ławeczkę. Kilka kroków od niej znajdowało się zejście do jeziorka. Woda błyszczała, odbijając w sobie piękne krajobrazy brzegu. Dwa łabędzie na środku jeziora złączyły swoje szyje w kształt serca. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Powolnym krokiem podeszłam do ławeczki i usiadłam na niej. Podkuliłam kolana i oparłam o nie brodę. Kosmyki blond włosów opadały na moją twarz. Usłyszałam kroki. Podniosłam wzrok i ujrzałam Jego. Szedł w moją stronę, uśmiechnięty od ucha do ucha. Był zabójczo przystojny jak zawsze, ubrany w białą koszulę i wymiętolony sweter.
- Mogę wiedzieć co tu panienka robi? – zapytał siadając obok mnie i obejmując mnie swoim ramieniem. Parsknęłam śmiechem.
- Już nie wygłupiaj się. Przyszłam pomyśleć – odparłam spoglądając przed siebie z uśmiechem na twarzy. Usłyszałam stłumiony chichot chłopaka. Szturchnęłam go w bok i dumnie uniosłam głowę.
- Ja jestem człowiekiem myślącym, w przeciwienstwie do innych – powiedziałam mówiąc przesadnie poważnym tonem i udając obrażoną.
- Przecież wiesz, że Cię uwielbiam – odparł z uśmiechem na rumianej twarzy. Spojrzał głęboko w moje oczy, jakby szukał w nich jakiejś informacji. To była prawda. Wiedziałam, że za mną szaleje. Skakał w okół mnie, rozśmieszał, ale ja mimo wszystko nie potrafiłam się z nim związać. Moje serce należało do innego.
- Wiem – uniosłam lekko kąciki ust. On przybliżył się do mnie i pogładził lekko po policzku. Zarumieniłam się i spuściłam wzrok Proszę, przecież wiesz, że to nie jest łatwe – wydukałam spoglądając na moje buty. Poczułam jak wzdycha głęboko.
- Nie rozumiem tylko co Ty w nim widzisz. Traktuje Cię gorzej niż psa! Nie widzisz tego? – krzyknął wstając z ławki. Widząc strach w moich oczach, uspokoił się – Przepraszam – mruknął– Już sobie idę.
Obserwowałam jak oddala się w zawrotnym tempie. Nie minęła minuta, jak zniknął z pola mojego widzenia. Ukryłam twarz w dłoniach. Cały czas go raniłam, ale ja nie potrafiłam odejść od mojego chłopaka. Przecież go kochałam…
Otworzyła oczy. Dopiero po chwili zorientowała się, że to tylko stare wspomnienia płatają na niej figle. Westchnęła głęboko i wstała z fotela. Wszystko przemija – szepnęła, a w jej oku zakręciła się pojedyncza łza.

                                                            -,-
Violetta właśnie próbowała wyciągnąć  książkę od francuskiego, przykrytą stertą niepotrzebnych papierów i śmieci. Świetnie. Drugi dzień w szkole i już mam w szafce bajzel! – skrzywiła usta i z trzaskiem zamknęła drzwiczki szafki. Już miała kierować się spowrotem do stołówki, gdy coś ją zatrzymało. Usłyszała ledwo słyszalną melodię, którą doskonale znała.
Memory! All alone in the moonlight! I can smile at the old days… I was beautiful then… - zanuciła kręcąc się w okół własnej osi – I remember, the time I knew what happines was… Let the memory… live again! – wykonała jeszcze jeden piruet i zadowolona z siebie położyła ręce na biodrach.  Pewnym siebie krokiem wyszła z pomieszczenia. Nie była jednak świadoma faktu, iż ktoś ją podsłuchiwał…
Rozdział X
- Cieszę się, że przysiadłem się do Was na obiedzie – Leon uśmiechnął się nerwowo do dziewczyny. Brawo Leon. Ale tekst wymyśliłeś… - zganił się w myśli. Nie chciał znowu zbłaźnić się przed brunetką, która go onieśmielała i sprawiała, że nie był sobą.
- Uroczy jesteś – zaśmiała się zarzucając na bok swoje kasztanowe włosy. Uśmiechnęła się szeroko prezentując szereg śnieżnobiałych zębów. Verdas skierował swój wzrok w piękne, czekoladowe oczy dziewczyny. Mógłbym w nie patrzeć godzinami. Zresztą nie tylko w jej oczy. Jej rumiane policzki, błyszczące włosy … Zaraz, zaraz… Czy ja właśnie? Pogrążam się – westchnął drapiąc się po głowie.
- Verdas! – chłopak odwrócił się na dobrze znany mu głos. Ujrzał niskiego, dobrze zbudowanego mężczyznę o szpakowatych włosach. Trener we własnej osobie – pomyślał, obserwując wzburzenie na opalonej twarzy mężczyzny.
- To.. ja już pójdę – nim się obejrzał, drobna brunetka zniknęła w tłumie rozpełzającym się po korytarzu. Popatrzył jeszcze chwilę w miejsce, w którym ostatnio stała i zwrócił swój wzrok ku mężczyźnie.
- Słucham, trenerze – odpowiedział ze spokojem. Zauważył zdziwienie w oczach trenera. W końcu to był jeden z jedynych chwil, w których Leon Verdas był opanowany i miły. Mężczyzna zmarszczył brwi.
- O ile coś się zmieniło i postanowiłeś trenować balet, to masz teraz trening koszykówki – mruknął odchodząc szybkim krokiem. Leon zaśmiał się cicho i szybkim krokiem podążył za znikającą za rogiem sylwetką. Pierwszy raz w życiu nie był sfrustrowany, ani niegrzeczny. To był początek narodzin nowego Leona Verdasa. Tylko, że on sam o tym jeszcze nie wiedział…
                                                                -,-

Ciekawe jak to jest nic nie pamiętać? – Angie zapytała samą siebie wchodząc do szpitala Saint Michele. Przez te wszystkie pytania próbowała ułatwić sobie zrozumienie Pabla. Próbowała poczuć się na jego miejscu. Mimo wszystko nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Nawet nie chciała do siebie dopuścić myśli, że mogłaby nie pamiętać swojej mamy, albo ukochanej siostry, Marii. Tym czasem Pablo wymazał sobie z pamięci wszystko co byłą związane z Angeles. Nie pamiętał ich pierwszego spotkania, zapoczątkowania przyjaźni, ani nawet pierwszego pocałunku.  Angie nie wiedziała, czy kiedykolwiek uda jej się przypomnieć mu te wszystkie wydarzenia. To bez sensu. Przedstawiłam mu się jako jakiś psycholog i teraz co? Co mam zrobić? – oparła się o blado niebieską ścianę korytarza. Przymknęła oczy i zacisnęła zęby. Okej. Po prostu wejdziesz do jego sali i powiesz mu, że… no właśnie co? Dziewczyną? Przyjaciółką? Pomyśli, że brak mi piątej klepki. W dodatku uzna mnie za oszustkę. Czemu to tak się ułożyło? Czemu on pojechał po ten cholerny pierścionek akurat tego dnia? Czemu ten pijany kierowca pojawił się akurat na tamtej drodze? –  wzięła głęboki wdech i w myśli policzyła do pięciu. Zacisnęła pięść i powolnym krokiem ruszyła w stronę drzwi z numerem 103. Zawahała się chwilę, ale w końcu nacisnęła na klamkę i wkroczyła do pomieszczenia. To co tam zobaczyła zburzyło cały jej świat. Pablo, jej Pablo całował się z Adelajdą. No tak ona była jego dziewczyną przede mną. Pamięta ją. Nie pamięta mnie – poczuła jak łzy napływają jej do oczu. Postanowiła jednak z całych swoich sił powstrzymywać się od płaczu. Dwie pary oczu były zwrócone ku niej.
- O, Pablo przyszła ta Twoja przyjaciółeczka – Adelajda zmarsczyła brwi i wykrzywiła czerwone usta w grymasie. Mężczyzna wyprostował się i spojrzał Angie prosto w oczy.
- Tak, ja przepraszam, że… okłamałam Cię, ale po prostu bałam się, że… - Angie nie mogła kontynuować, czuła, że zaraz wybuchnie żewnym płaczem. Nie chciała upokorzyć się i pokazać Adelajdzie, że to ona jest zwyciężczynią.
- Że zapomniało tak bezwartościowej osobie jak Ty? – te słowa ugodziły Angeles prosto w serce. Wybiegła z pokoju. To wszystko tak się skomplikowało. Miało przecież być inaczej. To Angie miała być dziewczyną Pabla, to ona miała być z nim do końca jego dni. Czemu? Co ja takiego złego zrobiłam, że aż tak mnie ukarano? – potok łez wypłynął z jej niebieskich oczu. Czemu ja zawsze muszę cierpieć?
                                                              -,-

- Leon! Podaj mi do jasnej cholery! – krzyk Dominigueza było chyba słychać w całym mieście. Leon stał na środku boiska z piłką w rękach i wpatrywał się w jakiś odległy punkt. W końcu zdenerwowany brunet podszedł do kolegi zaczął mu pstrykać palcami przed twarzą. Ten oprzytomniał i spojrzał w stronę przyjaciela.
- Mówiłeś coś? – zapytał marszcząc brwi. Cała drużyna wydobyła z siebie głośne jęknięcie. Chłopak zdezorientowany rozejrzał się po hali sportowej – No o co Wam chodzi? – mruknął przeczesując brunetną czuprynę lekko spoconą dłonią.
- Po prostu skup się na grze, okej? – Diego odszedł na pewną odległość, a trener zagwizdał głośno na znak zakończenia pauzy. Leon podał piłkę koledze i biegiem ruszył pod kosz, by stamtąd móc zdobyć kolejne dwa punkty. Nagle coś odwróciło jego uwagę. Do sali weszła ona. Z gracją podeszła do trenera, wysyłając promienny uśmiech do Verdasa. Ten znów przybrał głupkowaty wyraz twarzy i swoimi zielonymi oczyma śledził każdy ruch dziewczyny. Wtedy poczuł silny, kłujący ból w śródbrzuszu. Schylił się, a pomarańczowa piłka potoczyła się kilka kroków od niego. Przysiadł na ziemi, cały czas trzymając się za bolącą część ciała.
- Leon wszystko w porządku? – dopiero teraz zauważył, iż pochyla się nad nim Violetta. Kiwnął lekko głową i próbował wstać, ale zatrzymał go ten sam, uciążliwy ból – Chyba jednak nie – powiedziała dotykając jego ramienia. Ponownie przeszył go znajomy prąd.
- No dobrze. Zaprowadź Leona do pielęgniarki, ale ma mi tu wrócić za góra kwadrans. Przerwa. – trener ponownie gwizdnął i powoli oddalił się w stronę drzwi prowadzących do swojego gabinetu.
- Pan się nie martwi. Jestem pewien, że Violetta bardzo dobrze się nim zajmie – jeden z chłopaków z drużyny prawie płakał ze śmiechu. Kilku innych zawodników zawtórowało mu, a przez salę rozległ się donośny śmiech.
Violetta przewróciła oczami i powoli pomogła Leonowi podnieść się na nogi. Sprawiało mu to dość sporo bólu, ale nie chciał wyjść na mięczaka przy dziewczynie. Lekko schwyciła go za ramię i małymi krokami zaczęła prowadzić do gabinetu pielęgniarki.
- Obejmij mnie ramieniem. Będzie Ci łatwiej iść – dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Chłopak niepewnie objął ją w talii. Zalała go potężna fala gorąca. Tysiące dreszczy wędrowało przez jego ciało. Jego oczy powoli wypełniała ciemność…
                                                                     -,-
Zobaczyłem ją. Była piękna, jak zawsze. Ubrana w lekką, kwiecistą sukienkę wyglądała jak ósmy cud świata. Wiatr delikatnie rozwiewał jej kasztanowe włosy, a czekoladowe oczy błyszczały niczym gwiazdy. Zauważyła mnie. Uśmiechnęła się i pomachała swoją aksamitną dłonią. Szybkim krokiem podszedłem do niej . Objąłem ją w talii i przyciągnąłem mocniej do siebie. Czułem jak łomocze mi serce, a kolana stają się jak z waty. Wciągnąłem nosem cudną woń jej perfum. Dziewczyna spuściła głowę. Delikatnie podniosłem jej podbródek i spojrzałem prosto w oczy.
- Hej. Spójrz na mnie i żyj chwilą – szepnąłem nachylając się lekko i….
Leon podniósł się gwałtownie. Przetarł zmęczone oczy i wziął głęboki wdech. Rozejrzał się po białym pomieszczeniu, w którym roznosił się zapach  środków dezynfekucjących. Na skórzanym taborecie stojącym obok łóżka siedział Diego, z niezbyt zadowoloną miną.
- Co ja tu robię i gdzie jest Vio.. – chłopak ugryzł się w język i syknął z bólu.Oparł się o ścianę i podciągnął kolana pod brodę. Dominiguez powolnym krokiem podszedł do kolegi i usiadł na rogu kozetki.
- No dobra błaźnie, wiem, że chodzi o Violettę, więc słuchaj – powiedział szybko chcąc uniknąć wtrąceń ze strony Verdasa – Jak Violetta prowadziła Cię do pielęgniarki, zemdałeś i osunąłeś się na podłogę.Wtedy ona kucnęła przy Tobie i próbowała Cię ocucić, a Ty wtedy… no wtedy przyciągnąłeś ją do siebie i nie chciałeś puścić. Własnoręcznie musiałem Cię odciągać. Jeszcze mamrotałeś coś w stylu ‘Violu..jesteś taka śliczna’…
Leon wymamrotał coś pod nosem i z całej siły uderzył pięścią w kozetkę. Schował głowę w dłoniach. Po chwili zwrócił swoje zmrużone oczy ku koledze.
- Zbłaźniłem się. Jestem kompletnych idiotą. Teraz pewnie ma mnie za jakiegoś kretyna – warknął ponownie opadając na plecy. Przykrył twarz poduszką i zaczął się krzyczeć z całych sił. Diego przyglądał się temu z lekkim uśmieszkiem na twarzy.  W pewnym momencie drzwi otworzyły, a oczy obu chłopaków zwróciły się w stronę brunetki.
- Hej, widzę, że nasz śpioch się obudził – zaśmiała się stawiając na stoliku kubek z gorącą czekoladą – Kupiłam Ci gorącą czekoladę, jeśli chcesz, oczywiście – uśmiechnęła się lekko i usiadła na foteliku w kącie pokoju.
- Słuchaj,eee… ja ten.. ja przepraszam za moje ee.. zachowanie… no wiesz – Leon zrobił się cały czerwony i poczuł jak jego serce bije jak młot.
- Nie szkodzi. Każdy robi różne dziwne rzeczy w takim stanie – zapewniła go zakładając nogę na nogę. Odchyliła głowę do tyłu i związała długie, bujne włosy w kucyk. Po chwili zaczęła zdjemować czerwony sweterek – Trochę gorąco tu, prawda? – zapytała odkładając sweter na bok. Była teraz w samej podkoszulce. Zaczęła grzebać w torbie w poszukiwaniu czegoś. Obaj chłopcy patrzyli na nią z otwartymi buziami. Widząc to dziewczyna zaśmiała się pod nosem i położyła dłonie na biodra – Nigdy nie widzieliście dziewczyny w podkoszulku, że się tak gapicie? – podniosła jedną brew do góry – Federico widział tyle razy, a wciąż reaguje tak samo. No dobra, już zakładam jakąś bluzkę. Nie chcę Was zawstydzać – mruknęła naciągając na siebie znalezioną w otchłani torebki bluzeczkę.
- Eeee… no.. yyh.. znaczy ten.. no mi nie… nie przeszkadzało – Leon wybełkotał spuszczając wzrok na podłogę. Violetta podeszła i usiadła obok niego.
- On zawsze tak się jąka? – zwróciła się do Diego, którego strasznie bawiło zachowanie Verdasa. Zaśmiał się cicho i pokiwał lekko głową, na co został spiorunowany wzrokiem przez szatyna. Violetta usiadła po turecku i oparła swoją głowę o ramię Leona – Boli Cię coś jeszcze? – zapytała zamykając oczy i lekko unosząc kąciki ust. Chłopak otworzył buzię, by coś powiedzieć, ale ponownie nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. Zdobył się tylko na krotkie yyyh – Uroczy jesteś, wiesz?- szepnęła dalej nie otwierając oczu. Gdyby je otworzyła, ujżałaby czerwoną jak burak twarz chłopaka.
                                                              -,-
************************
Jak widzicie nieźle namieszałam :D Camilla wzdycha do Maxiego, a Pablo jest z kimś innym... No cóż, musicie być cierpliwi. Trochę to wszystko poplątane, ale to sprawia, że jest bardziej ciekawie ;D Lubie odplątywać takie wątki. Zgadniecie czyja to retrospekcja?  Macie też kolejną porcje głupiejącego Leona, jak widzicie Violka go strasznie peszy ;) Dodaje ten rozdział dziś mimo, iż mam jutro trzy testy. Widzicie jaka ja jestem dobra? XD Pozdrawiam wszystkich serdecznie :*

3 komentarze:

  1. Cudo! Wyjątkowa Violetta ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój Leon jest taki uroczy, gdy się peszy. Całkowite przeciwieństwo pewnego siebie Leona z serialu, którego nic nie peszy i zawsze jest pewny siebie. Jednak twojego Verdasa nie da się nie kochać. On jest uroczy pod każdym względem. Biedaczek zemdlał. Co ta Violetta z nim wyczynia. Chyba nawet do końca nie zdaje sobie sprawy z tego, co ona wyczynia z Leonem, jak on przez nią warjuje.
    Jeśli chodzi o retrospekcję, to ja stawiam na Lu.
    Cami zakochana w Maxim? Niestety, dziewczyna źle ulokowała uczucia. Bo Maxi kocha Naty. Tylko, że Cami, będzie chciała coś zrobić ze swoimi uczuciami do Maxiego, a Maxi chyba będzie sobie na cud liczył.

    A mam pytanie, czy mogę tutaj spodziewać się Andresa?:D (Wybacz, ja go po prostu uwielbiam xd)

    OdpowiedzUsuń
  3. O jejku! Jaki Leoś jest bezradny wobec swoich uczuć! Jakie to słodkie xD Co ta Violetta z nim zrobiła? Z ostrego buntownika zamieniła go w coś takiego? Jajajaaaj! Me gusta!
    I w końcu doczekałam się Angie! Biedna... To okropne, że ukochany jej nie pamięta:( Mam nadzieję, że się nie podda i będzie walczyć o jego miłość! GO, GO ANGELES! xD
    No i Camila... No kurcze se wybrała faceta, zakochanego w innej. Ta to ma pecha w miłości, ale mam nadzieję, że i to się zmieni:)
    Mam nadzieje, że testy wypadną wyśmienicie!;)
    Ściskam mocno

    OdpowiedzUsuń

Chat~!~

Lydia - Land of Grafic