niedziela, 20 października 2013

Rozdział 006

            Jeśli chcesz być kochanym, bądź wart miłości - Owidiusz
                                                                         .

Ludmiła przeciągnęła się powoli i usiadła na drewnianym łóżku. Przetarła zmęczone oczy i z trudem zczołgała się z mebla. Z niezadowoleniem spojrzała na różowy zegar ścienny, który wskazywał godzinę siódmą rano. Nałożyła na stopy kapcie w kształcie kotków i udała się do łazienki. Szła po omacku, cały czas nie chcąc do końca otworzyć swoich brązowych oczu. Poczuła przyjemne futerko, ocierające się o jej nogi. Mimowolnie spojrzała w dół i uśmiechnęła się do rudego kota. Podrapała go za uchem i otworzyła drzwi, prowadzące do niebieskiego pomieszczenia. Zamknęła je na klucz. Z lekkością podeszła do wanny i odkręciła kurek. Nie spiesząc się, ściągnęła kolorową piżamę i wskoczyła do ciepłej wody. Właśnie takie kąpiele kochała. Sięgnęła po ulubiony płyn do kąpieli o zapachu świeżych malin. Uśmiechnęła się sama do siebie, rozprowadzając płyn po swoim ciele.
- I dreamed a dream in time gone by… - zanuciła pod nosem piosenkę ze swojego ulubionego musicalu „ Les miserables”. Po chwili uśmiech zniknął z jej rumianej twarzy. Przypomniała sobie, iż czeka ją kolejny dzień pełen rozczarowań. Zanurzyła blond czuprynę pod wodą pełną piany. Zamkneła oczy. Na chwilę wyobraziła, jak jej życie wyglądałoby gdyby była taką Valentiną Molfese. Dziewczyną piękną, pupularną, zawsze dobrze ubraną. Ale charakter ma wstrętny. Pamiętaj Ludmiła, to się najbardziej liczy – bardzo często powtarzała to zdanie. Nigdy nie rozumiała, czemu ta wysoka szatynka mimo okropnego charakteru, ma wielu znajomych. Ludmiła bardzo chciała wierzyć, iż ktoś dostrzeże jej wewnętrzne piękno i zakocha się. Tak naprawdę, jak w bajkach.
- Koniec tych marzeń – mruknęła niechętnie wstając z wanny. Owinęła się białym ręcznikiem i spojrzała w zaparowane lustro. Westchnęła ciężko i zaczęła naciągać na siebie wcześniej przygotowane ubrania. Chuda blondynka w rozciągniętym swetrze i wytartych dżinsach.Nie była piękną szatynką w różowej sukieneczce. I nigdy by nią była. Musiała stawić czoła szarej i smutnej rzeczywistości w której żyła. Nie budziła się w łóżku z baldachimem, a śniadania nie przynosiła jej meksykańska gosposia. Nie grała w golfa w weekendy, nie jeździła konno po posiadłości rodziców. Ona była zwykła, najzwyklejsza. Zamiast dostojnego kota perskiego, miała rudego dachowca. Mimo, iż zdarzały się dni, kiedy chciałaby stać się taką dziedziczką fortuny, to Ludmiła Ferro wiedziała, że nigdy nie stałaby się kimś, kim naprawdę nie jest. Jeszcze raz spojrzała w zaparowane lustro. Widziała w nim nieśmiałą dziewczynę, która tylko czekała, aż ktoś dostrzeże jej prawdziwe piękno. Marzyła, by był to pewien przystojny brunet, który pewnego dnia zajechałby pod jej okno na śnieżnobiałym rumaku. 
                                                               -,-
- Natalio, gdybyś tylko wiedziała jak bardzo Cię kocham – Maxi wziął głęboki wdech i szybkim krokiem wyszedł z małego domku jednorodzinnego. Przemierzając pełen kwiatów ogród dalej myślał o jednej niskiej brunetce, która tak bardzo zamieszała mu w głowie. Spoglądając na intensywnie czerwone róże, uśmiechnął się lekko. Nawet one nie dorównują Ci urodą – pomyślał przypominając sobie pełne usta dziewczyny. Była idealna w każdym calu. Niestety, on przebywał w starej i niezbyt dobrej strefie przyjaciół. Był pewien, że śliczna Natalia, którą zna prawie od zawsze ma go tylko i wyłącznie za przyjaciela. On chciał czegoś więcej. To nie była drobna miłostka, zauroczenie, które mija jak z biczem strzelił. To była prawdziwa miłość, którą zapałał do brunetki kilka lat temu. Pamiętał ten piękny dzień, jakby to wszystko wydarzyło się zaledwie kilka dnia temu. Mieli wtedy piętnaście lat. Urodziny Camilli trwały w najlepsze, gdy towarzystwo postanowiło zagrać w butelkę. Zabawa była przednia. W pewnym momencie wypadło na Maxiego. Miał pocałować Natalię, swoją przyjaciółkę. Zawstydzony tym wszystkim, w końcu musnął lekko jej policzek. I w tamtym momencie wszystko się zmieniło. Pstryk. Jego zauroczenie do dziewczyny, której imienia nawet nie pamięta minęło , a jego miłość do Naty dopiero się rozkręcała.  Od tamtej pory nawet nie spojrzał na inną dziewczynę. Przekręcił żółtą czapkę z daszkiem na bok i podrapał się po kędzierzawej czuprynie. Nie był zbyt przystojny. Nie był takim Leonem Verdasem do którego wdychała niezliczona ilość dziewczyn. Maxi był prostym chłopakiem, który wierzył w prawdziwą miłość. Wierzył, że nie liczy się tylko wygląd zewnętrzny. Był przekonany, że on i ‘boski’ Leon to zupełnie obce sobie światy. Podstawowa różnica. Ja mam uczucia, a on nigdy nikogo nie pokocha – pomyślał kopiąc drobny kamyczek.  Nie wiedział jak bardzo się mylił…
                                                                      -,-
Leon usiadł na ławce przed szkołą. Do lekcji zostało jeszcze dużo czasu. Chłopak rozciągnął ramiona i spojrzał w błękitne niebo. Szykuje się piękny dzień – pomyślał uśmiechając się szeroko. Po chwili otrząsnął się. Zaraz, zaraz! Verdas, od kiedy Ty w ogóle takie rzeczy mówisz!? – zapytał sam siebie i złapał się obiema rękoma z głowę. Działo się z nim coś dziwnego, coś czego nie znał. On, nieustraszony Leon Verdas bał się tego uczucia. Nie wiedział co to jest, ale doskonale widział co to z nim robi. Wbił palce w skronie i wymamrotał coś pod nosem. Wziął głęboki wdech i podniósł głowę. W oddali ujrzał znajomą sylwetkę.
Serce zaczęłu mu bić jak oszalałe. Przez jego ciało przeszły przyjemne dreszcze. Nagle zrobiło się mu sucho w ustach, a w gardle stanęła mu wielka gula. Przez zmrużone oczy obserwował jak owa osoba zbliża się do niego. Z każdym jej krokiem czuł jak robi mu się coraz bardziej gorąco. Postać uśmiechała się do niego. Niestety w tym samym momencie obok niej pojawił się ktoś inny. Leon poczuł jak przepełnia go złość, ale na jego twarzy zagościł sztuczny uśmiech.
- Hej Leon – je delikatny głos dudnił w jego głowie. Podeszła do niego bliżej ciągnąc za sobą niezadowolonego towarzysza – Co Ci się stało? – zapytała zauważając fioletową plamę znajdującą się pod okiem chłopaka.
- Yyh…Nie ważne – tylko tyle zdołał z siebie wydusić. Ona zmarszczyła brwi i zajęła miejsce koło chłopaka. Serce łomotało mu jak młot.
- Fede, chodź usiądź obok mnie – wskazała na miejsce ze swojej drugiej strony. Brunet skrzywił usta w grymasie, ale posłusznie usadowił się obok dziewczyny. Ta niespodziewanie zdjęła ze swoich stóp sandałki i ułożyła swoje smukłe nogi na kolanach Federica. Ten momentalnie zrobił się czerwony. Dziewczyna zachichotała pod nosem i położyła się tak, że jej głowa opierała się o kolana Leona.
Przeszył go prąd. Palce zaczęły mu drżeć. Na jego policzki wypłynęły ogniste rumieńce. Uśmiechnął się głupio i próbował coś powiedzieć. Niestety, nie mógł wydobyć z siebie ani jednego słowa.
- Co Wy tacy wstydliwi? – zapytała podnosząc się do pozycji siedzącej  - Jak Wam to przeszkadzało to trzeba było powiedzieć – zaśmiała się perliście i odgarnęła kosmyk kasztanowych włosów za ucho.
- Yyh… znaczy .. e.. mi nie przeszkadzało – zaśmiał się nerwowo, spuszczając wzrok.  Ta dziewczyna sprawiała, że stawał się zupełnie inną osobą. Nie mógł mówić, był zdenerwowany, uśmiechał się bez powodu. Nie jestem zakochany! – wykrzyczał w myśli, chowając głowę w dłonie – Ja… ja ten… muszę iść – wymamrotał i gwałtownie podniósł się z ławki. Musiał uciec od tego wszystkiego. To było dla niego zbyt wiele. Chciał uciec od tego uczucia, które wypełniało go za każdym razem, gdy widział panienkę Castillo. 
                                                              -,-
- Wreszcie! Nawet nie wiesz ile już na Ciebie czekam! – przystojny chłopak oparł się o pień potężnego dębu.Uważnie obserwował twarz rozmówczyni.
- Nie rób mi wyrzutów. Nie jestem na każde Twoje zawołanie, skarbie  - ułożyła swoje mocno wymalowane usta w dzióbek i wysłała chłopakowi spojrzenie pełne obojętności – Muszę przecież jakoś wyglądać – pisnęła wymachując mu przed twarzą dłonią i  pomalowanymi paznokciami.
- Dobra, dobra. Dobrze, że przyszłaś bo mam coś bardzo ciekawego do powiedzenia – uśmiechnął się tajemniczo. Dziewczyna zmarszczyła idealnie wyregulowane brwi i zaśmiała się sztucznie.
- No to słucham – mruknęła i zbliżyła się do chłopaka. Przejechała palcami po jego torsie i zalotnie zatrzepotała rzęsami.
- Wiem jak zniszczyć Verdasa – oznajmił twardo, oglądając się na boki. Czekał na reakcję dziewczyny. Ta klasnęła zadowolona w dłonie i cmoknęła chłopaka w usta. Ten odsunął się i na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek – Słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzał – szepnął jej do ucha. Ona przygryzła wargę i z błyskiem w oczach zaczęła słuchać planu chłopaka
                                                                      
*************
Przed Wami kolejny rozdział ;) Jest trochę krótszy i nie ma w nim Angie ( hahaha, zła ja). Ciekawa jestem waszym wrażeń po ostatnim fragmencie. Domyślacie się kto to może być? Zobaczymy... Trochę Leonka i Federica też się znalazło :D Dla wielbicielek przystojnego Włocha, nie martwcie się, znajdzie prawdziwą miłość, tylko najpierw musi zdjąć opaski z oczu. Taki mały spoiler :D No, dobrze... Już mi powoli odbija! Życzę miłej niedzieli i pozdrawiam serdecznie! 

5 komentarzy:

  1. Świetny!!! Po prostu kocham czytać to opowiadanie. Jestem strasznie ciekawa, jak to wszystko się potoczy, a szczególnie relacje między Jorgiem a Tini.
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przecież to jest violetta i leon hahahaha głupek -,-

      Usuń
  2. OMG!! Co za rozdział! Normalnie cudeńko. Ostatnia scena? WOW! Jestem strasznie ciekawe kto to może być i dlaczego chce zniszczyć Leona... Kurcze no! Już się nie mogę doczekać, kiedy to wyjaśnisz!
    I ta Ludmiła! Takie jej przeciwieństwo totalne! Mam nadzieję, że w końcu przestanie być szarą myszką i uwierzy w siebie:)
    No i Leon... No co ta miłość z człowiekiem wyprawia?
    No i nie mogłabym zapomnieć, że rzeczywiście jesteś bardzo zła, bo nie napisałaś nic o Angie:( a taką nadzieje miałam..
    Aż Cię za karę nie pozdrowię! Ty niedobra!
    xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Króciutko, ale mi się podobało. Twoje postacie w zupełności nie przypominają tych z serialu i za to masz ode mnie nadal wielkiego plusa. Twoje historia wciągnęła mnie jeszcze bardziej. Po tym odcinku, chce wiedzieć więcej i więcej?
    Verdas, który zapomina języka w gębie i nie wie, co powiedzieć? Proszę, prosze, kto by się spodziewał, że on taki macho oszaleje przez jakąś zwykłą dziewczynę. No, no Violetta zawróciłaś całkowicie Verdasowi w głowie. Przez ciebie chłopak jeszcze zapomni jak się nazywa i co wtedy będzie?:D Weź, go tam tak nie pesz :D
    Maxi, Maxi. Zamiast wzdychać do Naty, to może byś zaczął działać, co? Samo się nie zrobi, a nasz kochany Maxi chyba liczy na zbawienie. Może warto spróbować i zaryzykować? A nie wmawiać sobie, że się nie ma szans?
    Lu, Kocham ją tutaj <3
    Taką delikatną i subetlną. Niech ona się nie zmienia. Tylko pozostanie sobą.
    Końcówka. Ja stawiam, że to ten Rayan ( nie pamiętam nazwiska) z byłą panną Leona, która chce się na nim odegrać za to, że ją rzucił,
    Mam rację czy nie?:D
    Pozdrawiam i czekam na kolejny.
    Ag:*

    OdpowiedzUsuń
  4. LUDMIŁA <3
    Uwielbiam ją taką delikatną i nieśmiałą... No po prostu cudowna ona jest. <3
    Co do Maxiego - według mnie powinien się wziąć za siebie i wyznać Naty, co czuje. A nie, myśli, ze jak sobie siądzie i zaczeka, to wszystko samo przyjdzie.
    Leon się peszy? Jak sobie wyobraziłam, że się rumieni, to... Ojeeeej <3 Nie no, dobra, już jestem spokojna. xD
    Hmmm, jak Fede znajdzie miłość, to ja jestem w pełni usatysfakcjonowana i już mogę sobie spokojnie kibicować Violce i Leonowi :D
    A co do ostatniego fragmentu, to nie mam żadnych sugestii... Kto mógłby chcieć zniszczyć Verdasa? Diego? W sumie zakochał się też w Violce, to... Nie wiem, nie wiem.
    Idę sobie, bo pewnie już się zanudziłaś na śmierć. XD
    Buziaki,
    M. ;*

    OdpowiedzUsuń

Chat~!~

Lydia - Land of Grafic