'
Rozległ się dzwonek. Drzwi klasy numer 205 otworzyły
się z hukiem. Wybiegła z nich chmara uczniów, spieszących się na kolejne
zajęcia. Ostatnia z pomieszczenia wyszła Violetta. Poprawiła ramię torby i
pewnym siebie krokiem ruszyła przez korytarz. Nagle poczuła czyjąś rękę na
swoim nadgarstku. No pięknie, to ten gwiżdżący dupek – pomyślała
przyglądając się twarzy chłopaka.
-
Czego?! – warknęła. Normalnie nie zachowywała się w taki
sposób. Nigdy nie odezwała by się tak do ojca czy do Federica.
-
Widzę, że jesteś zadziorna – zaśmiał się i zrobił
krok w stronę brunetki – Jak już wpakowałaś nas do kozy, to może wyskoczysz
gdzieś ze mną? – dziewczyna uderzyła się otwartą dłonią w czoło i
westchnęła ciężko.
-
Po pierwsze to Ty sam wpakowałeś się do kozy,
denerwując nauczycielkę. Po drugie, nigdzie z Tobą nie ‘wyskoczę’. Jasne? – zdenerwowana
przechyliła głowę i nerwowo przygryzła wargę. Chłopak położył rękę na jej
ramieniu. Posłała mu wrogie spojrzenie.
-
Ej! Diego, odczep się od niej! Ona jest moja –
oboje popatrzyli się w stronę naburmuszonego Verdasa. Stał z skrzyżowanymi
rękami i patrzył się wyzywająco na ‘konkurencję’.
-
I jeszcze Ty? Czego tu szukasz? Nie umówię się z żadnym z Was.
I nie jestem niczyją własnością ! – wykrzyczała na cały korytarz. Obaj
chłopcy stali tam z zdezorientowanymi minami – Teraz wybaczcie, ale spieszę
się na chemię – mruknęła trochę ciszej i oddaliła się od dwójki
‘adoratorów’. Pięknie. Pierwszy dzień szkoły i już takie problemy – dziewczyna
pokręciła głową z dezaprobatą i przyspieszyła kroku. Była przyzwyczajona do
zainteresowania ze strony chłopców, jednak nigdy nie spotkała się z takimi
natrętami. Może tacy to tylko tutaj w Buenos Aires? – pomyślała
marszcząc brwi.
-,-
- Wielkie dzięki! – Leon wrzasnął wymachując rękoma
przed twarzą kolegi. Ten wywrócił oczami i zaśmiał się cicho.
- Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby Ci na kimś zależało – powiedział szczerząc się – Tylko nie zakochuj się w niej – dodał
odchodząc w inną stronę. Nie rozumiał zachowania swojego kolegi. Ta dziewczyna
rzeczywiście była ładna, ale Diego nie miał ochoty się angażować. Co innego
Leon- pomyślał przypominając sobie zajście sprzed kilku minut. Był prawie
pewien, że jego kumpel z drużyny się zakochał. Ale on przecież nigdy się nie
zakochał? Czemu miałby to robić akurat teraz?- zapytał sam siebie.
-,-
- Czego te dwa pacany od Ciebie
chciały? – Federico wreszcie dogonił swoją przyjaciółkę. Był wyraźnie
zaniepokojony zainteresowaniem jakim obdarzali ją dwaj chłopcy.
- Obaj próbowali
mnie poderwać. – zaśmiała się cicho i objęła Włocha ramieniem. Ten spojrzał
na nią zdenerwowany.
- Ale oni Ci się nie podobają? Prawda? – zapytał
marszcząc czoło. Bardzo kochał Violettę i chciał dla niej kogoś lepszego...
Czyli siebie samego .
- No co Ty! Dwaj idioci i tyle! – uśmiechnęła się
szeroko.Federico poczuł się pewniej. Odwzajemnił gest i mocniej przyciągnął do
siebie brunetkę. Nie chciał jej stracić. Ci dwaj w ogóle nie pasują do
Violetty. Ona takich nie lubi.. – zapewnił się w myśli. Potrząsnął głową i
dumnie wypiął pierś. Chyba każdy widział uczucie , jakim darzył dziewczynę
Federico. Każdy oprócz niej samej...
-,-
Niski, dobrze zbudowany
mężczyzna z wściekłością wparował do pokoju nauczycielskiego.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale jego wzrok nie napotkał osoby,której
poszukiwał. Tupnął nogą i nerwowo przygryzł wargę. Włożył swoje szorstkie dłonie do kieszeni
czerwonego dresu. Pokręcił głową z
dezaprobatą. Oparł się o niebieską ścianę i wywrócił oczami. Gdzie jest ta
cholerna Darbos?! – pomyślał zerkając na ścienny zegar. Rozległ się głośny
dzwonek. Później to załatwię – mruknął zmierzając w stronę sali
gimnastycznej. Myśli sobie, że może
tak po prostu dać kozę moim najlepszym zawodnikom? Bardzo się myli. –
zmrużył oczy i zacisnął pięści. Jego drużynę czekał bardzo ważny mecz. Nie mógł pozwolić by jakaś ekscentryczna
kobieta zaprzepaściła całą jego ciężką pracę.
-,-
Grupka młodzieży wkroczyła do szkolnego teatru. Nie przyszli
tu jednak na przedstawienie, ani na zajęcia z aktorstwa. Mieli spędzić tu dwie
godziny, malując rekwizyty, które miały być wykorzystane w zimowym musicalu. Niechętnie przysiadli na
drewnianej scenie , wiedząc, że kolejne godziny nie będą należały do
najlepszych.
-
Widzę, że wszyscy już jesteście – Clarissa Darbos dumnie
wkroczyła na scenę. Do dłoni wzięła czerwony kapelusz udekorowany kwiatami –
Teraz przydzielę Wam zajęcie - mruknęła wzrokiem wertując zgromadzoną
młodzież – Verdas i Castillo Wy macie malować tamte półki – na twarzy
szatyna od razu zagościł szeroki uśmiech – Resto, Torres i Ferro Wy
udekorujecie tą altanę kwiatami i innymi ozdobami, które znajdziecie w
rekwizytorni. Dominiguez i Pasquarelli, Wy
wypolerujecie podłogę. Perdido i Ponte, Waszym zadaniem jest zacerowanie
zasłon. Do roboty! – wykrzyknęła teatralnie wymachując rękami.
Naburmuszeni nastolatkowie z niezadowoleniem wstali, by
zacząć wykonywanie żmudnej pracy.
-,-
Violetta z wściekłością zanurzyła pędzel w brązowej farbie.
Przejechała nim po wyblakłej półce. Nie
była zadowolona z faktu, iż wolne popołudnie musi spędzać w zakurzonym teatrze,
w dodatku z powodem jej problemów. Nie dość, że to przez niego tu jestem, to
jeszcze muszę z nim pracować – brunetka westchnęła ciężko i z
niezadowoleniem pokryła kolejny kawałek mebla brunatnym kolorem.
Wtedy poczuła na swojej szyi ciepły oddech. Zmieszała się
trochę i odwróciła na pięcie. Ujrzała uśmiechniętego od ucha do ucha Leona
Verdasa. Stał bardzo blisko dziewczyny, zdecydowanie za blisko. Violetta, nie
zastanawiając się zbyt długo, z całej siły nastąpiła chłopakowi na stopę. Ten
podskoczył jak oparzony.
-
Czemu to zrobiłaś!? – syknął skacząc na jednej nodze. Brunetka parsknęła
śmiechem i wzruszyła ramionami.
-
Naruszałeś moją przestrzeń osobistą –zachichotała obserwując zdziwioną minę chłopaka. Tą samą kwestię
bardzo często słyszała w domu. Zwykle wypowiadał ją Ramallo, zgorszony zalotami
rosyjskiej gosposi – Może zamiast użalać się nad sobą, weźmiesz do ręki
pędzel i mi pomożesz? – spytała wykrzywiając usta w kpiącym uśmiechu. Była
zaskoczona swoim zachowaniem. Zawsze zachowywała się jak ‘ grzeczna
dziewczynka’. Nigdy nikomu nie pyskowała. Może to ten idiota tak na mnie
wpływa? – pomyślała i od razu zbeształa się w myśli za użycie słowa
‘idiota’.
Szatyn mruknął coś pod nosem i podszedł do skrzynki pełnej
pędzli. Wyciągnął jeden i niechętnie podszedł do puszki z farbą. Już miał
zanurzyć pędzel w gęstej mazi, ale zamiast tego wyczekująco spojrzał na
dziewczynę.
-
A tak właściwie to czemu mi odmówiłaś? – chłopak zmarszczył brwi.
Violetta pokręciła głową z dezaprobatą. Wiedziała, że Verdas nie odpuści
tak szybko.
-
No dobra, panie casanova. Po pierwsze nie szukam chłopaka,
a po drugie w ogóle Cię nie znam. Pasuję? – wywróciła oczami i powróciła do swojej poprzedniej
czynności, mając nadzieję, iż Leona zadowoli taka odpowiedź.
-
No i tylko dlatego? – ten głos coraz bardziej irytował brunetkę. Wzięła
głęboki wdech. Spokojnie Violetta, spokojnie – pouczyła się w myśli.
-
Słuchaj. To nie jest jakieś tam ‘tylko’. Nie wychodzę
na randki z chłopakami, z którymi rozmawiałam raz czy dwa. Przypominam, że ta
rozmowa nie należała do najlepszych. Więc ostatni raz mówię : Nie wyjdę z Tobą
na żadną randkę. Ani teraz, ani nawet za milion lat – warknęła. Po chwili
przez głowę przeszła jej myśl, iż może zareagowała zbyt ostro.
-
Wiesz. Wiele dziewczyn zabiłoby by być na Twoim
miejscu – chłopak
skrzyżował ręce na klatce piersiowej i uniósł jedną brew. Dziewczyna ponownie wybuchła śmiechem.
-
Może i tak. Tylko zapamiętaj sobie, ja jestem inna. Po
prostu odczep się i pójdź do innej dziewczyny, która na pewno doceni ten
zaszczyt –
Violetta uśmiechnęła się triumfalnie na widok zawiedzionej miny chłopaka.
-
Ale ja się nie odczepię – burknął i spojrzał
dziewczynie głęboko w oczy. W tym momencie zrobiło się jej go trochę żal. Sama
nie wierzę, że to robię – odgarnęła kosmyk kasztanowych włosów za ucho.
-
No dobrze. Na randkę nie pójdę, ale mogę się z Tobą
zaprzyjaźnić – oznajmiła. Tym razem to chłopak uśmiechnął się kpiąco.
-
Ja nie przyjaźnię się z dziewczynami – odparł przybierając
obojętną minę. Dziewczyna prychnęła i
odstawiła pędzel z powrotem do pudełka.
-
No dobrze. Ja Cię do niczego nie zmuszam – wzruszyła ramionami i
odwróciła się na pięcie. W tej samej chwili poczuła silny uścisk na nadgarstku.
-
Okej. Chcę być przyjaciółmi – wydukał prawie
niesłyszalnym głosem, jakby bał się, że ktoś inny go usłyszy. Violetta uśmiechnęła się szeroko – To
przytulisz mnie na zgodę? – zapytał prezentując szereg śnieżnobiałych
zębów.
-
Musisz zasłużyć. Jak się sprężysz i pomalujesz tą
półkę, to może nawet pocałuję Cię w policzek – zaśmiała się obserwując jak szatyn w trybie natychmiastowym
bierze się do pracy. Po chwili dołączyła do niego. Może jednak nie jest taki
zły? – zapytała sama siebie.
-,-
-
Czy ten Twój głupi koleżka może odczepić się od Violetty? – Federico zamoczył białą
ścierkę w wodzie i przejechał nią po zakurzonym parkiecie. Kątem oka zauważył
roześmianą twarz bruneta.
-
Słuchaj. Leon zwykle dostaje to co chce. Musisz się z tym pogodzić – wzruszył
ramionami i włożył do ust miętową gumę – Widzę, że ktoś tu jest zazdrosny –
zaśmiał się, głośno przeżuwając gumę. Federico podniósł głowę i wysłał
chłopakowi wrogie spojrzenie.
-
Violetty nie dostanie – skwitował krótko i rzucił szmatką o podłogę. Naburmuszony
usiadł po turecku i oparł głowę o łokcie. Violettę znał tyle lat. Tyle lat się
w niej podkochiwał. A teraz ona miałaby odejść od niego? Miałaby wybrać
pierwszego lepszego chłopaka, któremu się spodobała? Nie, Violetta taka nie
jest – zapewnił się w myśli.
Westchnął głęboko na samo brzmienie imienia ukochanej. Ona jest
idealna – rozmarzył się zwracając oczy ku roześmianej brunetce. Po chwili
mina mu zrzedła. Nikt nie wiedział jaki ból go przeszył, gdy usta przyjaciółki
dotknęły policzka wroga. Nikt.
-,-
Wraz
z krótkim pocałunkiem złożonym na opalonym policzku szatyna, jego twarz
przybrała czerwony kolor. Uśmiechnął się głupio w stronę dziewczyny i poczuł
jak w gardle staje mu wielka gula. Otworzył usta, próbował coś powiedzieć, ale
nie mógł wydobyć z siebie ani słowa.
-
Leon coś się stało? – jej melodyjny głos dotarł do jego uszu. Zdołał tylko
przecząco pokręcić głową. Nerwowo ścisnął spocone dłonie. Co się z Tobą
dzieje Verdas?!Opanuj się wreszcie! – zbeształ się w myśli. Wziął głęboki wdech - Dobrze się czujesz? - dziewczyna położyła rękę na ramieniu chłopaka.
Leon poczuł jak jego serce bije jak szalone. Przez jego ciało przeszedł
przyjemny prąd. Jego palce drżały z emocji.
-
Yyyh – szatyn zdołał wydobyć z siebie jedynie krótkie jęknięcie. Brunetka
uśmiechnęła się lekko i odwróciła na pięcie. Powiedziała coś do Leona
odchodząc, ale ten nic nie usłyszał. Wpatrywał się tylko w nią z tym samym uśmiechem
na twarzy. Dopiero gdy zniknęła z jego
punktu widzenia, ocknął się. Zrobiłeś z siebie idiotę Verdas! – chłopak
uderzył się dłonią w czoło i wymamrotał coś niewyraźnie pod nosem.
-,-
Francesca ze zmęczeniem opadła na podłogę. Kto by
pomyślał, że dekorowanie altany może być takie męczące? – zapytała sama
siebie upijając łyk wody. Gdy wreszcie ukoiła suchość w gardle, uśmiechnęła się
lekko. Doszła do wniosku, iż nawet najcięższa praca staje się przyjemniejsza,
gdy wykonuje się ją z sympatycznymi ludźmi. Nigdy nie sądziła, iż będzie w
ogóle rozmawiała z Ludmiłą Ferro, a tym bardziej z rudą Torres. Kiedy przyjaźniła
się z Valentiną, nawet nie rzuciła okiem na te dwie przemiłe dziewczyny. Szkoda,
że nie poznałam ich wcześniej -
skrzywiła się na samą myśl, że dalej mogła chodzić z Ezequielem i być
przyjaciółką fałszywej tarantuli. Tak właśnie zaczęła nazywać swoją byłą
przyjaciółkę. Pewnie nie jedna dziewczyny wiele dni płakałaby po stracie dwóch
‘bliskich ‘osób. Francesca jednak uważała, że nie należy wylewać łez nad dwójką
tak bezdusznych ludzi.
-,-
Violetta zdziwiona zachowaniem Leona, udała się w
stronę swojego przyjaciela Federico. Siedział na krawędzi sceny ze słuchawkami
na uszach. Tupał nogą w rytm muzyki i
bujał się lekko na boki. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem i na palcach
podeszła do Włocha pochłoniętego utworem swojego ulubionego zespołu – Coldplay.
Violetta znała tego chłopaka lepiej niż własną kieszeń. Doskonale wiedziała, że
kocha jeść naleśniki, grać na gitarze i oglądać pewną telenowelę pod tytułem “
Łzy dnia wczorajszego”. Musiała przyznać, że był przystojnym chłopakiem.
Oglądało się za nim wiele ładnych dziewczyn, ale on nawet na nie nie spojrzał.
Brunetkę często uważano za dziewczynę Włocha. Ona jednak wiedziała, że jedynym
uczuciem jakim darzy zabawnego Federa jest przyjaźń.
Usiadła
obok przyjaciela i oparła mu głowę na ramieniu. Ten, gdy zorientował się kto
siedzi obok niego, wyjął słuchawki z uszu i wyłączył mp4. Uśmiechnął się lekko. Dziewczyna zmarszczyła
czoło. Zauważyła, że pod uśmiechem krył się smutek.
-
Ej? Co się stało? – zapytała trącając ramię bruneta. Ten spojrzał jej
głęboko w oczy i westchnął głęboko.
-
Nic. A co z Leonem? – rzucił obojętnie i zaczął
stukać palcem do parkiecie. Violetta
zdziwiła się trochę tym pytaniem.
-
Wszystko dobrze. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i
zostaliśmy przyjaciółmi – oznajmiła zakładając nogę na nogę. Federico przybrał skwaszoną minę. Dziewczyna
wywróciła oczami i ręką zmierzwiła jego
włosy – Nie musisz być zazdrosny. Nigdy nie zapomnę o moim precelku –
oboje wybuchli śmiechem. Włoch objął przyjaciółkę ramieniem i przycisnął
mocniej do siebie.
-,-
- Uwaga! – na scenę ponownie wkroczyła pani Darbos. Chrząknęła znacząco
spoglądając w stronę przytulających się Violetty i Federica. Młodzi od razu się
od siebie oderwali i zwrócili swój wzrok ku nauczycielkę – Skoro już wszyscy
zwracają na mnie uwagę, mogę mówić dalej. Koza skończyła się, więc możecie już
iść– mruknęła odchodząc w stronę wyjścia. Słyszała szmery podekscytowanych
uczniów, powoli zbierających się do powrotu do domów. Clarissa miała nadzieję,
że po tym dniu chociaż jeden z tych dzieciaków zgłosi się do musicalu zimowego.
-
Ludmiła? Halo?! – Francesca szturchnęła zamyśloną blondynkę w
ramię. Właśnie wracały do swoich domów,
przemierzając piękne ulice słonecznego Buenos Aires.
-
Co? Aj, przepraszam. Zamyśliłam się – wyjąkała spuszczając
głowę w dół. Mimo zakolegowania się z żywiołową Fran, Ludmiła dalej była nie
pewna siebie.
-
Przecież nic się nie stało! – Włoszka uśmiechnęła się
pokrzepiająco – Powiesz co Ci chodzi po głowie? – zapytała bawiąc się
kosmykiem kruczoczarnych włosów.
-
Po prostu stresuje się przed jutrzejszą klasówką z
matematyki –
powiedziała, próbując udawać wiarygodną. Francesca kiwnęła głową i powróciła do
swojego wywodu na temat uszczypliwości nauczyciela od chemii. Ludmiła od czasu
do czasu potakiwała, lub rzucała coś w stylu ‘ Rozumiem. To musi być
straszne’. Dziewczyna naprawdę polubiła brunetkę, ale jedna rzecz wciąż
siedziała w jej blond główce. Nie mogła zapomnieć o pewnym przystojnym
brunecie, którego poznała wcześniej tego dnia. Miała świadomość, że ktoś taki
jak on nigdy nie zainteresuje się szarą myszką w okularach i potarganych
włosach. Pozostało jej tylko marzyć.
-,-
- Leon, wszystko okej? – Diego już po raz piąty pstryknął koledze przed
twarzą. Ten wreszcie otrząsnął się z transu i spojrzał w stronę bruneta.
- Wszystko w najlepszym porządku – rzucił nonszalancko
i zaczął bawić się suwakiem od obdartej, skórzanej kurtki. Dominiguez wywrócił
oczami i zaśmiał się pod nosem.
- Coś mi się nie wydaje. W każdym razie, umówiłeś się z tą
dziewczyną? – zapytał zapalając kolejnego papierosa. Verdas wzdrygnął się
trochę i włożył ręce do kieszeni spodni.
- Nie, ale zostaliśmy przyjaciółmi – na te słowa Diego o mało
co nie umarł ze śmiechu. Opanował się dopiero, gdy zauważył wrogie spojrzenie
szatyna.
- Przecież Ty się nie przyjaźnisz z dziewczynami!Co Cię
nagle napadło? – brunet dalej nie mógł uwierzyć w to iż jego kumpel
zakolegował się z dziewczyną. Od niepamiętnych czasów Verdas był podrywaczem i
łamaczem serc. Coś musiało go zmienić- Chyba się nie zakochałeś, co? – Diego
ledwo co skończył swoją wypowiedź, a już był przyparty do pobliskiego drzewa.
Verdas wpatrywał się w niego ze złością w oczach.
- Nigdy nie mów tego więcej, jasne?! Lepiej pomyśl, co
powiedzieć trenerowi – syknął puszczając koszulę bruneta. Odszedł szybkim
krokiem i zniknął za pobliskim zakrętem. Diego otrzepał ubranie i zaciągnął się
dymem papierosa. Tak. Leon Verdas się zakochał – mruknął z dezaprobatą.
Leon przecież miał się skupić na koszykówce. Na niczym innym.
-,-
Angeles
siedziała wlaśnie przed telewizorem, w swoim małym mieszkaniu. Mimo
niewielkiego metrażu, wydawało się puste. Nie tętniło życiem jak kiedyś. Dlaczego?
Od wypadku Pabla wszystko straciło sens. On już nie mieszkał z nią, nie kochał
jej, była dla niego jedynie obcą kobietą. Kimś mało znaczącym. Psycholog,
tak mu się przedstawiła. Czemu skłamała? Bała się, a może nagle zabrakło jej
słów? Naprawdę to sama nie wiedziała. Te słowa po prostu same wypłynęły z jej
ust, czy tego chciała czy nie. Nawet nie wiem jak spojrzę mu w oczy –
pomyślała popijając łyk zielonej herbaty. Bała się z nim rozmawiać, bała się,
że wszystko się wyda.
-,-
Violetta
ukroiła kolejny kawałek przepysznego naleśnika z jagodami. Włożyła go do ust i
powoli przeżuła. Zamknęła oczy
rozkoszując się delikatnym smakiem
wyrobu gosposi. Popiła kęs świeżo wyciskanym sokiem z pomarańczy.
-
Violu, jak było w szkole? – German Castillo odłożył filiżankę kawy i
wytarł serwetką lekko ubrudzone usta. Spojrzał wyczekująco w stronę swojej
córki. Ta uśmiechnęła się nerwowo.
-
Dobrze– odpowiedziała krótko i zaczęła się bawić srebrnym widelcem. Drugą ręką rytmicznie
stukała palcami o blat drewnianego stołu.
-
Na pewno? – Violetta kiwnęła głową i zaśmiała się pod nosem.
Nadopiekuńczość jej ojca czasem ją rozbawiała. Ojciec dziewczyny kontrolował
wszystko, co dotyczyło jego córki. Opiekunki musiały znać karate i przynajmniej
sześć języków. Z nawet najmniejszym zadrapaniem Violetta była zawożona do
lekarza rodzinnego. Jest taki jaki jest i za to go kocham – pomyślała zakładając
nogę na nogę.
-
Federico, a Ty odnalazłeś się w szkole? – mężczyzna zwrócił się do swojego
chrześniaka i sięgnął po świeżo upieczonego rogalika z czekoladą. Chłopak
podniósł wzrok znad talerza z nietkniętą bułeczką.
-
Dobrze. Ludzie są bardzo mili- uciął i zaczął wodzić palcem po rękawie
swojej marynarki, odwracając wzrok od Germana.
-
Poznałeś jakiś nowych kolegów? – Federico podniósł głowę i uśmiechnął się
blado w stronę Violetty, która zmarszczyła brwi, nie wiedząc o co chodzi
chłopakowi.
-
No cóż. Koledzy byli bardziej zainteresowani
Violettą – mruknął, a po
chwili syknął z bólu i schwytał się za obolałą kostkę – Powiedziałem
Violettą? Miałem na myśli.. e… miałem na myśli taką inną dziewczynę o imieniu
Violetta – Włoch wybrnął z sytuacji
i szybko zapchał buzię maślaną bułeczką. Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalne.
Zastanowiło ją tylko jedno. Czemu był taki smutny i nieobecny? –
zapytała sama siebie nalewając sobie pomarańczowego soku. Federico zawsze był
roześmiany i wesoły, właśnie takiego chłopaka lubiła.
-,-
Leon przekręcił
klucz w zamku. Wszedł do małego mieszkania i z hukiem zamknął drzwi. Ściągnął
mokrą kurtkę i rzucił ją na podłogę. Przejechał ręką po obolałej twarzy i opadł
na małą, niebieską kanapę. Z kieszeni spodni wyjął przemokłą chusteczkę i
wytarł nią zakrwawiony nos. Krew jednak lała się potokiem. Syknął z
niezadowolenia i złapał się za głowę. Na bank będę miał jutro śliwę –
mruknął macając wybrzuszenie pod prawym okiem. Wiedział, że dostanie burę od
trenera. Ale nie to martwiło go najbardziej. Bał się co będzie, gdy zobaczy go
wujek zmęczony po całym dniu ciężkiej pracy. Leon naprawdę nie chciał go
martwić taką błahostką jak obita twarz. Chciał uniknąć pytań o to z kim się
znowu pobił. Cholerny Rodriguez
niestety ma pięści ze stali – sapnął, przypominając sobie sytuacje sprzed
kilkunastu minut. Leon nigdy nie przepadał za Ryanem Rodriguezem, który od
kilkunastu lat mieszkał drzwi obok. Po prostu się nie lubili. Nikt nie wiedział
dlaczego, nawet sami zainteresowani. Kolejną rzeczą, której nikt nie wiedział
było to, że za jakiś czas chłopcy jeszcze bardziej się znienawidzą…
-,-
Federico rzucił
marynarkę na łóżko i z łomotem opadł na czerwony puf. Oparł głowę o łokcie i
podciągnął kolana. W jego głowie cały czas siedziała
Violetta. Dziewczyna w której był
zakochany na zabój. Tak przynajmniej myślał. Przetarł zmęczone oczy i ziewnął. Muszę
pogodzić się z tym , że nigdy nie spojrzy na mnie inaczej niż na przyjaciela –
zczołgał się z mebla i powolnym krokiem skierował się do swojej łazienki.
Zapalił światło i przyjrzał się sobie w lustrze. Naprawdę nie rozumiał. Nie
rozumiał jak ona mogła nie widzieć. O
niej się nie da zapomnieć – westchnął głośno i spojrzał na wyświetlacz
telefonu. Już jakiś czas temu na tapecie widniała roześmiana brunetka, która oczywiście nie wiedziała o istnieniu
owego zdjęcia. Odkręcił kran w umywalce i obmył swoją twarz zimną wodą. Potrzebował
tego. Po tym całym głupim dniu. Koza i jakiś palant kręcący się w około
Violetty. On chyba nie odpuści – pomyślał ściągając białą koszulkę – Może
ja powinienem? – zapytał sam siebie i opadł bezradnie na krzesło znajdujące
się przy wannie.
**********
No cóż, marzenie tinkerbell się spełniło ;) Dodaje rozdział dzisiaj, wydaje mi się, że wyszedł odpowiednio długi. Każdego dziś po trochu, więc mam nadzieję, że się spodoba. Dziękuje bardzo za każde wyświetlenie i każdy komentarz! Pozdrawiam ciepło i do następnego :*
Witaj!
OdpowiedzUsuńBardzo przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale nie miała wczoraj czasu i się nie wyrobiłam. Mam nadzieję, że nie będziesz mi miała tego za złe.
Muszę Ci powiedzieć, że z odcinka, na odcinek, coraz bardziej podoba mi się Twoje opowiadanie, a ja coraz bardziej nie mogę się doczekać nowych rozdziałów. Lubię u Ciebie wszystko, dosłownie wszystko. Nawet Violettę, a jeśli ja polubię Violettę, to jest cud, wielki cud. Może dlatego ją lubię, że w ogóle nie przypomina tej Violetty, że Studia? Że nie jest tą cholernie niezdecydowaną Violusią, która nie wie czego chce od życia? Jest zupełnie inna, i tym u mnie punktujesz. Jest zadziorna i potrafi odpysknąć chłopakowi. w Tym akurat przypomina mnie. Ale to nie ważne, przecież, to nie ma znaczenia.
Leon! Matko, w serialu, irytuje mnie od czasu do czasu irytuje mnie, a Twoim Leonie się po prostu zakochałam. Nie wiem czemu, ale uwielbiam złych chłopców. Lubię, gdy chłopak jest zadziorny, gdy wie czego chce i z niczym się nie czai. Taki właśnie jest Twój Leon. A jak już zły chłopiec się zakocha, i już sam nie wie, co się z nim dzieje, to ja wtedy jestem bardzo szczęśliwa. Bo nie ma nic lepszego od zakochanego w siebie macho, który się zakochuje i traci swoją pewność siebie i grunt pod nogami. Leon może się jeszcze nie zakochał, no nie wierzę w zakochanie się od pierwszego wejrzenia. Macho musi jeszcze trochę poznać Violę, aby można było powiedzieć, że się w niej zakochał,. Na pewno go fascynuje, to jest pewne. I tak fajnie mi się czytało o Leonie, który brał udział w bójce.
I Diego też lubię:d Ah, ta moja słabość do złych chłopców:D Ale mam cichą nadzieję, że już do Violett zarywać nie będzie. :D
Lu i Fran. Są swoimi przeciwieństwami w serialu i tym u mnie punktujesz. Myślę, że Lu i Cami, mogą stać się prawdziwymi przyjaciółkami Fran. Ale pytanie, o kim tak nasza Lu myśli, który chłopak tak jej zawrócił w głowie?
I na koniec Fede, już tak krótko.
Myślę, że lepiej dla niego będzie, jeśli będzie się starał zapomnieć o Violettcie, bo ona go chyba raczej nie pokocha. A nie chcę by już cierpiał. Może w jego zyciu pojawi się ktoś, kto mu całkowicie zawróci w głowie i zapomni o Violi?
Oby tak było.
Pozdrawiam, Ag:*
No proszę! Chyba muszę częściej wypowiadać swoje marzenia na głos, skoro tak szybko się spełniają xD
OdpowiedzUsuńNo oczywiście, że rozdział mnie zachwycił! Jakby mogło być inaczej.
Wszystko robisz inaczej;p Zamiast nie wiedzącej, czego chce od życia Violetty -zadziorna Violetta, zamiast opiekuńczego Leona -badboy xD, Supernowa Lu? nie u Ciebie! I właśnie to mi się najbardziej podoba!
Nie umiem pisać komentarzy tak długich, jak Ag., więc może jeszcze dodam tylko, że strasznie mi żal Federico:( ale mam nadzieję, że znajdzie się jakaś dziewoja, która odmieni jego życie xD
Teraz czekam na rozwinięcie wątku Angie i Pabla;p
Ściskam!
High school musical nie prawdaż? :) Czyż nie wzięłaś z tego insiracji?
OdpowiedzUsuń