piątek, 18 października 2013

Rozdział 005

                                                               '
Rozległ się dzwonek. Drzwi klasy numer 205 otworzyły się z hukiem. Wybiegła z nich chmara uczniów, spieszących się na kolejne zajęcia. Ostatnia z pomieszczenia wyszła Violetta. Poprawiła ramię torby i pewnym siebie krokiem ruszyła przez korytarz. Nagle poczuła czyjąś rękę na swoim nadgarstku. No pięknie, to ten gwiżdżący dupek – pomyślała przyglądając się twarzy chłopaka.
-          Czego?! – warknęła. Normalnie nie zachowywała się w taki sposób. Nigdy nie odezwała by się tak do ojca czy do Federica.
-          Widzę, że jesteś zadziorna – zaśmiał się i zrobił krok w stronę brunetki – Jak już wpakowałaś nas do kozy, to może wyskoczysz gdzieś ze mną? – dziewczyna uderzyła się otwartą dłonią w czoło i westchnęła ciężko.
-          Po pierwsze to Ty sam wpakowałeś się do kozy, denerwując nauczycielkę. Po drugie, nigdzie z Tobą nie ‘wyskoczę’. Jasne? – zdenerwowana przechyliła głowę i nerwowo przygryzła wargę. Chłopak położył rękę na jej ramieniu. Posłała mu wrogie spojrzenie.
-          Ej! Diego, odczep się od niej! Ona jest moja – oboje popatrzyli się w stronę naburmuszonego Verdasa. Stał z skrzyżowanymi rękami i patrzył się wyzywająco na ‘konkurencję’.
-          I jeszcze Ty? Czego tu szukasz? Nie umówię się z żadnym z Was. I nie jestem niczyją własnością ! – wykrzyczała na cały korytarz. Obaj chłopcy stali tam z zdezorientowanymi minami – Teraz wybaczcie, ale spieszę się na chemię – mruknęła trochę ciszej i oddaliła się od dwójki ‘adoratorów’. Pięknie. Pierwszy dzień szkoły i już takie problemy – dziewczyna pokręciła głową z dezaprobatą i przyspieszyła kroku. Była przyzwyczajona do zainteresowania ze strony chłopców, jednak nigdy nie spotkała się z takimi natrętami. Może tacy to tylko tutaj w Buenos Aires? – pomyślała marszcząc brwi.
                                                           -,-
- Wielkie dzięki! – Leon wrzasnął wymachując rękoma przed twarzą kolegi. Ten wywrócił oczami i zaśmiał się cicho.
- Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby Ci na kimś zależało – powiedział szczerząc się –  Tylko nie zakochuj się w niej – dodał odchodząc w inną stronę. Nie rozumiał zachowania swojego kolegi. Ta dziewczyna rzeczywiście była ładna, ale Diego nie miał ochoty się angażować. Co innego Leon- pomyślał przypominając sobie zajście sprzed kilku minut. Był prawie pewien, że jego kumpel z drużyny się zakochał. Ale on przecież nigdy się nie zakochał? Czemu miałby to robić akurat teraz?- zapytał sam siebie.
                                                               -,-
      - Czego te dwa pacany od Ciebie chciały? – Federico wreszcie dogonił swoją przyjaciółkę. Był wyraźnie zaniepokojony zainteresowaniem jakim obdarzali ją dwaj chłopcy.
-  Obaj próbowali mnie poderwać. – zaśmiała się cicho i objęła Włocha ramieniem. Ten spojrzał na nią zdenerwowany.
- Ale oni Ci się nie podobają? Prawda? – zapytał marszcząc czoło. Bardzo kochał Violettę i chciał dla niej kogoś lepszego... Czyli siebie samego .
- No co Ty! Dwaj idioci i tyle! – uśmiechnęła się szeroko.Federico poczuł się pewniej. Odwzajemnił gest i mocniej przyciągnął do siebie brunetkę. Nie chciał jej stracić. Ci dwaj w ogóle nie pasują do Violetty. Ona takich nie lubi.. – zapewnił się w myśli. Potrząsnął głową i dumnie wypiął pierś. Chyba każdy widział uczucie , jakim darzył dziewczynę Federico. Każdy oprócz niej samej...
                                                                   -,-
      Niski, dobrze zbudowany mężczyzna z wściekłością wparował do pokoju nauczycielskiego. Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale jego wzrok nie napotkał osoby,której poszukiwał. Tupnął nogą i nerwowo przygryzł wargę.  Włożył swoje szorstkie dłonie do kieszeni czerwonego dresu.  Pokręcił głową z dezaprobatą. Oparł się o niebieską ścianę i wywrócił oczami. Gdzie jest ta cholerna Darbos?! – pomyślał zerkając na ścienny zegar. Rozległ się głośny dzwonek. Później to załatwię – mruknął zmierzając w stronę sali gimnastycznej.  Myśli sobie, że może tak po prostu dać kozę moim najlepszym zawodnikom? Bardzo się myli. – zmrużył oczy i zacisnął pięści. Jego drużynę czekał bardzo ważny mecz.  Nie mógł pozwolić by jakaś ekscentryczna kobieta zaprzepaściła całą jego ciężką pracę.
                                                                    -,-
Grupka młodzieży wkroczyła do szkolnego teatru. Nie przyszli tu jednak na przedstawienie, ani na zajęcia z aktorstwa. Mieli spędzić tu dwie godziny, malując rekwizyty, które miały być wykorzystane w  zimowym musicalu. Niechętnie przysiadli na drewnianej scenie , wiedząc, że kolejne godziny nie będą należały do najlepszych.
-          Widzę, że wszyscy już jesteście – Clarissa Darbos dumnie wkroczyła na scenę. Do dłoni wzięła czerwony kapelusz udekorowany kwiatami – Teraz przydzielę Wam zajęcie -  mruknęła wzrokiem wertując zgromadzoną młodzież – Verdas i Castillo Wy macie malować tamte półki – na twarzy szatyna od razu zagościł szeroki uśmiech – Resto, Torres i Ferro Wy udekorujecie tą altanę kwiatami i innymi ozdobami, które znajdziecie w rekwizytorni. Dominiguez i Pasquarelli, Wy  wypolerujecie podłogę. Perdido i Ponte, Waszym zadaniem jest zacerowanie zasłon. Do roboty! – wykrzyknęła teatralnie wymachując rękami.
Naburmuszeni nastolatkowie z niezadowoleniem wstali, by zacząć wykonywanie żmudnej pracy.
                                                           -,-
                  
Violetta z wściekłością zanurzyła pędzel w brązowej farbie. Przejechała nim po wyblakłej półce.  Nie była zadowolona z faktu, iż wolne popołudnie musi spędzać w zakurzonym teatrze, w dodatku z powodem jej problemów. Nie dość, że to przez niego tu jestem, to jeszcze muszę z nim pracować – brunetka westchnęła ciężko i z niezadowoleniem pokryła kolejny kawałek mebla brunatnym kolorem.
Wtedy poczuła na swojej szyi ciepły oddech. Zmieszała się trochę i odwróciła na pięcie. Ujrzała uśmiechniętego od ucha do ucha Leona Verdasa. Stał bardzo blisko dziewczyny,  zdecydowanie za blisko. Violetta, nie zastanawiając się zbyt długo, z całej siły nastąpiła  chłopakowi na stopę. Ten podskoczył jak oparzony.
-          Czemu to zrobiłaś!? – syknął skacząc na jednej nodze. Brunetka parsknęła śmiechem i wzruszyła ramionami.
-          Naruszałeś moją przestrzeń osobistą –zachichotała obserwując  zdziwioną minę chłopaka. Tą samą kwestię bardzo często słyszała w domu. Zwykle wypowiadał ją Ramallo, zgorszony zalotami rosyjskiej gosposi – Może zamiast użalać się nad sobą, weźmiesz do ręki pędzel i mi pomożesz? – spytała wykrzywiając usta w kpiącym uśmiechu. Była zaskoczona swoim zachowaniem. Zawsze zachowywała się jak ‘ grzeczna dziewczynka’. Nigdy nikomu nie pyskowała. Może to ten idiota tak na mnie wpływa? – pomyślała i od razu zbeształa się w myśli za użycie słowa ‘idiota’.
Szatyn mruknął coś pod nosem i podszedł do skrzynki pełnej pędzli. Wyciągnął jeden i niechętnie podszedł do puszki z farbą. Już miał zanurzyć pędzel w gęstej mazi, ale zamiast tego wyczekująco spojrzał na dziewczynę.
-          A tak właściwie to czemu mi odmówiłaś? – chłopak zmarszczył brwi. Violetta pokręciła głową z dezaprobatą. Wiedziała, że Verdas nie odpuści tak szybko.
-          No dobra, panie casanova. Po pierwsze nie szukam chłopaka, a po drugie w ogóle Cię nie znam. Pasuję? – wywróciła oczami i powróciła do swojej poprzedniej czynności, mając nadzieję, iż Leona zadowoli taka odpowiedź.
-          No i tylko dlatego? – ten głos coraz bardziej irytował brunetkę. Wzięła głęboki wdech. Spokojnie Violetta, spokojnie – pouczyła się w myśli.
-          Słuchaj. To nie jest jakieś tam ‘tylko’. Nie wychodzę na randki z chłopakami, z którymi rozmawiałam raz czy dwa. Przypominam, że ta rozmowa nie należała do najlepszych. Więc ostatni raz mówię : Nie wyjdę z Tobą na żadną randkę. Ani teraz, ani nawet za milion lat – warknęła. Po chwili przez głowę przeszła jej myśl, iż może zareagowała zbyt ostro.
-          Wiesz. Wiele dziewczyn zabiłoby by być na Twoim miejscu – chłopak skrzyżował ręce na klatce piersiowej i uniósł jedną brew.  Dziewczyna ponownie wybuchła śmiechem.
-          Może i tak. Tylko zapamiętaj sobie, ja jestem inna. Po prostu odczep się i pójdź do innej dziewczyny, która na pewno doceni ten zaszczyt – Violetta uśmiechnęła się triumfalnie na widok zawiedzionej miny chłopaka.
-          Ale ja się nie odczepię – burknął i spojrzał dziewczynie głęboko w oczy. W tym momencie zrobiło się jej go trochę żal. Sama nie wierzę, że to robię – odgarnęła kosmyk kasztanowych włosów za ucho.
-          No dobrze. Na randkę nie pójdę, ale mogę się z Tobą zaprzyjaźnić – oznajmiła. Tym razem to chłopak uśmiechnął się kpiąco.
-          Ja nie przyjaźnię się z dziewczynami – odparł przybierając obojętną minę. Dziewczyna prychnęła  i odstawiła pędzel z powrotem do pudełka.
-          No dobrze. Ja Cię do niczego nie zmuszam – wzruszyła ramionami i odwróciła się na pięcie. W tej samej chwili poczuła silny uścisk na nadgarstku.
-          Okej. Chcę być przyjaciółmi – wydukał prawie niesłyszalnym głosem, jakby bał się, że ktoś inny go usłyszy.  Violetta uśmiechnęła się szeroko – To przytulisz mnie na zgodę? – zapytał prezentując szereg śnieżnobiałych zębów.
-          Musisz zasłużyć. Jak się sprężysz i pomalujesz tą półkę, to może nawet pocałuję Cię w policzek – zaśmiała się obserwując jak szatyn w trybie natychmiastowym bierze się do pracy. Po chwili dołączyła do niego. Może jednak nie jest taki zły? – zapytała sama siebie.
                                                             -,-
- Czy ten Twój głupi koleżka może odczepić się od Violetty? – Federico zamoczył białą ścierkę w wodzie i przejechał nią po zakurzonym parkiecie. Kątem oka zauważył roześmianą twarz bruneta.
- Słuchaj. Leon zwykle dostaje to co chce. Musisz się z tym pogodzić – wzruszył ramionami i włożył do ust miętową gumę – Widzę, że ktoś tu jest zazdrosny – zaśmiał się, głośno przeżuwając gumę. Federico podniósł głowę i wysłał chłopakowi wrogie spojrzenie.
- Violetty nie dostanie – skwitował krótko i rzucił szmatką o podłogę. Naburmuszony usiadł po turecku i oparł głowę o łokcie. Violettę znał tyle lat. Tyle lat się w niej podkochiwał. A teraz ona miałaby odejść od niego? Miałaby wybrać pierwszego lepszego chłopaka, któremu się spodobała? Nie, Violetta taka nie jest – zapewnił się w myśli.  Westchnął głęboko na samo brzmienie imienia ukochanej. Ona jest idealna – rozmarzył się zwracając oczy ku roześmianej brunetce. Po chwili mina mu zrzedła. Nikt nie wiedział jaki ból go przeszył, gdy usta przyjaciółki dotknęły policzka wroga. Nikt.
                                                                        -,-
Wraz z krótkim pocałunkiem złożonym na opalonym policzku szatyna, jego twarz przybrała czerwony kolor. Uśmiechnął się głupio w stronę dziewczyny i poczuł jak w gardle staje mu wielka gula. Otworzył usta, próbował coś powiedzieć, ale nie mógł wydobyć z siebie ani słowa.
-          Leon coś się stało? – jej melodyjny głos dotarł do jego uszu. Zdołał tylko przecząco pokręcić głową. Nerwowo ścisnął spocone dłonie. Co się z Tobą dzieje Verdas?!Opanuj się wreszcie! – zbeształ się w myśli.  Wziął głęboki wdech -  Dobrze się czujesz? -  dziewczyna położyła rękę na ramieniu chłopaka. Leon poczuł jak jego serce bije jak szalone. Przez jego ciało przeszedł przyjemny prąd. Jego palce drżały z emocji.
-          Yyyh – szatyn zdołał wydobyć  z siebie jedynie krótkie jęknięcie. Brunetka uśmiechnęła się lekko i odwróciła na pięcie. Powiedziała coś do Leona odchodząc, ale ten nic nie usłyszał. Wpatrywał się tylko w nią z tym samym uśmiechem na twarzy.  Dopiero gdy zniknęła z jego punktu widzenia, ocknął się. Zrobiłeś z siebie idiotę Verdas! – chłopak uderzył się dłonią w czoło i wymamrotał coś niewyraźnie pod nosem.
                                                            -,-
Francesca ze zmęczeniem opadła na podłogę. Kto by pomyślał, że dekorowanie altany może być takie męczące? – zapytała sama siebie upijając łyk wody. Gdy wreszcie ukoiła suchość w gardle, uśmiechnęła się lekko. Doszła do wniosku, iż nawet najcięższa praca staje się przyjemniejsza, gdy wykonuje się ją z sympatycznymi ludźmi. Nigdy nie sądziła, iż będzie w ogóle rozmawiała z Ludmiłą Ferro, a tym bardziej z rudą Torres. Kiedy przyjaźniła się z Valentiną, nawet nie rzuciła okiem na te dwie przemiłe dziewczyny. Szkoda, że nie poznałam ich wcześniej  - skrzywiła się na samą myśl, że dalej mogła chodzić z Ezequielem i być przyjaciółką fałszywej tarantuli. Tak właśnie zaczęła nazywać swoją byłą przyjaciółkę. Pewnie nie jedna dziewczyny wiele dni płakałaby po stracie dwóch ‘bliskich ‘osób. Francesca jednak uważała, że nie należy wylewać łez nad dwójką tak bezdusznych ludzi.
                                                           -,-
Violetta zdziwiona zachowaniem Leona, udała się w stronę swojego przyjaciela Federico. Siedział na krawędzi sceny ze słuchawkami na uszach.  Tupał nogą w rytm muzyki i bujał się lekko na boki. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem i na palcach podeszła do Włocha pochłoniętego utworem swojego ulubionego zespołu – Coldplay. Violetta znała tego chłopaka lepiej niż własną kieszeń. Doskonale wiedziała, że kocha jeść naleśniki, grać na gitarze i oglądać pewną telenowelę pod tytułem “ Łzy dnia wczorajszego”. Musiała przyznać, że był przystojnym chłopakiem. Oglądało się za nim wiele ładnych dziewczyn, ale on nawet na nie nie spojrzał. Brunetkę często uważano za dziewczynę Włocha. Ona jednak wiedziała, że jedynym uczuciem jakim darzy zabawnego Federa jest przyjaźń.
Usiadła obok przyjaciela i oparła mu głowę na ramieniu. Ten, gdy zorientował się kto siedzi obok niego, wyjął słuchawki z uszu i wyłączył mp4.  Uśmiechnął się lekko. Dziewczyna zmarszczyła czoło. Zauważyła, że pod uśmiechem krył się smutek.
-          Ej? Co się stało? – zapytała trącając ramię bruneta. Ten spojrzał jej głęboko w oczy i westchnął głęboko.
-          Nic. A co z Leonem? – rzucił obojętnie i zaczął stukać palcem do parkiecie.  Violetta zdziwiła się trochę tym pytaniem.
-          Wszystko dobrze. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i zostaliśmy przyjaciółmi – oznajmiła zakładając nogę na nogę.  Federico przybrał skwaszoną minę. Dziewczyna wywróciła oczami  i ręką zmierzwiła jego włosy – Nie musisz być zazdrosny. Nigdy nie zapomnę o moim precelku – oboje wybuchli śmiechem. Włoch objął przyjaciółkę ramieniem i przycisnął mocniej do siebie.

                                                               -,-
- Uwaga! – na scenę ponownie wkroczyła pani Darbos. Chrząknęła znacząco spoglądając w stronę przytulających się Violetty i Federica. Młodzi od razu się od siebie oderwali i zwrócili swój wzrok ku nauczycielkę – Skoro już wszyscy zwracają na mnie uwagę, mogę mówić dalej. Koza skończyła się, więc możecie już iść– mruknęła odchodząc w stronę wyjścia. Słyszała szmery podekscytowanych uczniów, powoli zbierających się do powrotu do domów. Clarissa miała nadzieję, że po tym dniu chociaż jeden z tych dzieciaków zgłosi się do musicalu zimowego.
                                                                  -,-
-          Ludmiła? Halo?! – Francesca szturchnęła zamyśloną blondynkę w ramię.  Właśnie wracały do swoich domów, przemierzając piękne ulice słonecznego Buenos Aires.
-          Co? Aj, przepraszam. Zamyśliłam się – wyjąkała spuszczając głowę w dół. Mimo zakolegowania się z żywiołową Fran, Ludmiła dalej była nie pewna siebie.
-          Przecież nic się nie stało! – Włoszka uśmiechnęła się pokrzepiająco – Powiesz co Ci chodzi po głowie? – zapytała bawiąc się kosmykiem kruczoczarnych włosów.
-          Po prostu stresuje się przed jutrzejszą klasówką z matematyki – powiedziała, próbując udawać wiarygodną. Francesca kiwnęła głową i powróciła do swojego wywodu na temat uszczypliwości nauczyciela od chemii. Ludmiła od czasu do czasu potakiwała, lub rzucała coś w stylu ‘ Rozumiem. To musi być straszne’. Dziewczyna naprawdę polubiła brunetkę, ale jedna rzecz wciąż siedziała w jej blond główce. Nie mogła zapomnieć o pewnym przystojnym brunecie, którego poznała wcześniej tego dnia. Miała świadomość, że ktoś taki jak on nigdy nie zainteresuje się szarą myszką w okularach i potarganych włosach. Pozostało jej tylko marzyć.
                                          -,-
- Leon, wszystko okej? – Diego już po raz piąty pstryknął koledze przed twarzą. Ten wreszcie otrząsnął się z transu i spojrzał w stronę bruneta.
- Wszystko w najlepszym porządku – rzucił nonszalancko i zaczął bawić się suwakiem od obdartej, skórzanej kurtki. Dominiguez wywrócił oczami i zaśmiał się pod nosem.
- Coś mi się nie wydaje. W każdym razie, umówiłeś się z tą dziewczyną? – zapytał zapalając kolejnego papierosa. Verdas wzdrygnął się trochę i włożył ręce do kieszeni spodni.
- Nie, ale zostaliśmy przyjaciółmi – na te słowa Diego o mało co nie umarł ze śmiechu. Opanował się dopiero, gdy zauważył wrogie spojrzenie szatyna.
- Przecież Ty się nie przyjaźnisz z dziewczynami!Co Cię nagle napadło? – brunet dalej nie mógł uwierzyć w to iż jego kumpel zakolegował się z dziewczyną. Od niepamiętnych czasów Verdas był podrywaczem i łamaczem serc. Coś musiało go zmienić- Chyba się nie zakochałeś, co? – Diego ledwo co skończył swoją wypowiedź, a już był przyparty do pobliskiego drzewa. Verdas wpatrywał się w niego ze złością w oczach.
- Nigdy nie mów tego więcej, jasne?! Lepiej pomyśl, co powiedzieć trenerowi – syknął puszczając koszulę bruneta. Odszedł szybkim krokiem i zniknął za pobliskim zakrętem. Diego otrzepał ubranie i zaciągnął się dymem papierosa. Tak. Leon Verdas się zakochał – mruknął z dezaprobatą. Leon przecież miał się skupić na koszykówce. Na niczym innym.
                                               -,-

Angeles siedziała wlaśnie przed telewizorem, w swoim małym mieszkaniu. Mimo niewielkiego metrażu, wydawało się puste. Nie tętniło życiem jak kiedyś. Dlaczego? Od wypadku Pabla wszystko straciło sens. On już nie mieszkał z nią, nie kochał jej, była dla niego jedynie obcą kobietą. Kimś mało znaczącym. Psycholog, tak mu się przedstawiła. Czemu skłamała? Bała się, a może nagle zabrakło jej słów? Naprawdę to sama nie wiedziała. Te słowa po prostu same wypłynęły z jej ust, czy tego chciała czy nie. Nawet nie wiem jak spojrzę mu w oczy – pomyślała popijając łyk zielonej herbaty. Bała się z nim rozmawiać, bała się, że wszystko się wyda.
                                                          -,-
Violetta ukroiła kolejny kawałek przepysznego naleśnika z jagodami. Włożyła go do ust i powoli przeżuła.  Zamknęła oczy rozkoszując  się delikatnym smakiem wyrobu gosposi. Popiła kęs świeżo wyciskanym sokiem z pomarańczy.
-          Violu, jak było w szkole? – German Castillo odłożył filiżankę kawy i wytarł serwetką lekko ubrudzone usta. Spojrzał wyczekująco w stronę swojej córki. Ta uśmiechnęła się nerwowo.
-          Dobrze– odpowiedziała krótko i zaczęła się bawić srebrnym widelcem. Drugą ręką rytmicznie stukała palcami o blat drewnianego stołu.
-          Na pewno? – Violetta kiwnęła głową i zaśmiała się pod nosem. Nadopiekuńczość jej ojca czasem ją rozbawiała. Ojciec dziewczyny kontrolował wszystko, co dotyczyło jego córki. Opiekunki musiały znać karate i przynajmniej sześć języków. Z nawet najmniejszym zadrapaniem Violetta była zawożona do lekarza rodzinnego. Jest taki jaki jest i za to go kocham – pomyślała zakładając nogę na nogę.
-          Federico, a Ty odnalazłeś się w szkole? – mężczyzna zwrócił się do swojego chrześniaka i sięgnął po świeżo upieczonego rogalika z czekoladą. Chłopak podniósł wzrok znad talerza z nietkniętą bułeczką.
-          Dobrze. Ludzie są bardzo mili- uciął i zaczął wodzić palcem po rękawie swojej marynarki, odwracając wzrok od Germana.
-          Poznałeś jakiś nowych kolegów? – Federico podniósł głowę i uśmiechnął się blado w stronę Violetty, która zmarszczyła brwi, nie wiedząc o co chodzi chłopakowi.
-          No cóż. Koledzy byli bardziej zainteresowani Violettą – mruknął, a po chwili syknął z bólu i schwytał się za obolałą kostkę – Powiedziałem Violettą? Miałem na myśli.. e… miałem na myśli taką inną dziewczynę o imieniu Violetta – Włoch  wybrnął z sytuacji i szybko zapchał buzię maślaną bułeczką. Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalne. Zastanowiło ją tylko jedno. Czemu był taki smutny i nieobecny? – zapytała sama siebie nalewając sobie pomarańczowego soku. Federico zawsze był roześmiany i wesoły, właśnie takiego chłopaka lubiła.
                                                                         -,-
   
Leon przekręcił klucz w zamku. Wszedł do małego mieszkania i z hukiem zamknął drzwi. Ściągnął mokrą kurtkę i rzucił ją na podłogę. Przejechał ręką po obolałej twarzy i opadł na małą, niebieską kanapę. Z kieszeni spodni wyjął przemokłą chusteczkę i wytarł nią zakrwawiony nos. Krew jednak lała się potokiem. Syknął z niezadowolenia i złapał się za głowę. Na bank będę miał jutro śliwę – mruknął macając wybrzuszenie pod prawym okiem. Wiedział, że dostanie burę od trenera. Ale nie to martwiło go najbardziej. Bał się co będzie, gdy zobaczy go wujek zmęczony po całym dniu ciężkiej pracy. Leon naprawdę nie chciał go martwić taką błahostką jak obita twarz. Chciał uniknąć pytań o to z kim się znowu pobił.  Cholerny Rodriguez niestety ma pięści ze stali – sapnął, przypominając sobie sytuacje sprzed kilkunastu minut. Leon nigdy nie przepadał za Ryanem Rodriguezem, który od kilkunastu lat mieszkał drzwi obok. Po prostu się nie lubili. Nikt nie wiedział dlaczego, nawet sami zainteresowani. Kolejną rzeczą, której nikt nie wiedział było to, że za jakiś czas chłopcy jeszcze bardziej się znienawidzą…
                                                                             -,-

Federico rzucił marynarkę na łóżko i z łomotem opadł na czerwony puf. Oparł głowę o łokcie i podciągnął kolana.  W  jego głowie cały czas siedziała Violetta.  Dziewczyna w której był zakochany na zabój. Tak przynajmniej myślał. Przetarł zmęczone oczy i ziewnął. Muszę pogodzić się z tym , że nigdy nie spojrzy na mnie inaczej niż na przyjaciela – zczołgał się z mebla i powolnym krokiem skierował się do swojej łazienki. Zapalił światło i przyjrzał się sobie w lustrze. Naprawdę nie rozumiał. Nie rozumiał jak ona mogła nie widzieć.  O niej się nie da zapomnieć – westchnął głośno i spojrzał na wyświetlacz telefonu. Już jakiś czas temu na tapecie widniała roześmiana brunetka,  która oczywiście nie wiedziała o istnieniu owego zdjęcia. Odkręcił kran w umywalce i obmył swoją twarz zimną wodą. Potrzebował tego. Po tym całym głupim dniu. Koza i jakiś palant kręcący się w około Violetty. On chyba nie odpuści – pomyślał ściągając białą koszulkę – Może ja powinienem? – zapytał sam siebie i opadł bezradnie na krzesło znajdujące się przy wannie. 
**********
No cóż, marzenie tinkerbell się spełniło ;) Dodaje rozdział dzisiaj, wydaje mi się, że wyszedł odpowiednio długi. Każdego dziś po trochu, więc mam nadzieję, że się spodoba. Dziękuje bardzo za każde wyświetlenie i każdy komentarz! Pozdrawiam ciepło i do następnego :*

3 komentarze:

  1. Witaj!
    Bardzo przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale nie miała wczoraj czasu i się nie wyrobiłam. Mam nadzieję, że nie będziesz mi miała tego za złe.
    Muszę Ci powiedzieć, że z odcinka, na odcinek, coraz bardziej podoba mi się Twoje opowiadanie, a ja coraz bardziej nie mogę się doczekać nowych rozdziałów. Lubię u Ciebie wszystko, dosłownie wszystko. Nawet Violettę, a jeśli ja polubię Violettę, to jest cud, wielki cud. Może dlatego ją lubię, że w ogóle nie przypomina tej Violetty, że Studia? Że nie jest tą cholernie niezdecydowaną Violusią, która nie wie czego chce od życia? Jest zupełnie inna, i tym u mnie punktujesz. Jest zadziorna i potrafi odpysknąć chłopakowi. w Tym akurat przypomina mnie. Ale to nie ważne, przecież, to nie ma znaczenia.
    Leon! Matko, w serialu, irytuje mnie od czasu do czasu irytuje mnie, a Twoim Leonie się po prostu zakochałam. Nie wiem czemu, ale uwielbiam złych chłopców. Lubię, gdy chłopak jest zadziorny, gdy wie czego chce i z niczym się nie czai. Taki właśnie jest Twój Leon. A jak już zły chłopiec się zakocha, i już sam nie wie, co się z nim dzieje, to ja wtedy jestem bardzo szczęśliwa. Bo nie ma nic lepszego od zakochanego w siebie macho, który się zakochuje i traci swoją pewność siebie i grunt pod nogami. Leon może się jeszcze nie zakochał, no nie wierzę w zakochanie się od pierwszego wejrzenia. Macho musi jeszcze trochę poznać Violę, aby można było powiedzieć, że się w niej zakochał,. Na pewno go fascynuje, to jest pewne. I tak fajnie mi się czytało o Leonie, który brał udział w bójce.
    I Diego też lubię:d Ah, ta moja słabość do złych chłopców:D Ale mam cichą nadzieję, że już do Violett zarywać nie będzie. :D
    Lu i Fran. Są swoimi przeciwieństwami w serialu i tym u mnie punktujesz. Myślę, że Lu i Cami, mogą stać się prawdziwymi przyjaciółkami Fran. Ale pytanie, o kim tak nasza Lu myśli, który chłopak tak jej zawrócił w głowie?
    I na koniec Fede, już tak krótko.
    Myślę, że lepiej dla niego będzie, jeśli będzie się starał zapomnieć o Violettcie, bo ona go chyba raczej nie pokocha. A nie chcę by już cierpiał. Może w jego zyciu pojawi się ktoś, kto mu całkowicie zawróci w głowie i zapomni o Violi?
    Oby tak było.

    Pozdrawiam, Ag:*

    OdpowiedzUsuń
  2. No proszę! Chyba muszę częściej wypowiadać swoje marzenia na głos, skoro tak szybko się spełniają xD
    No oczywiście, że rozdział mnie zachwycił! Jakby mogło być inaczej.
    Wszystko robisz inaczej;p Zamiast nie wiedzącej, czego chce od życia Violetty -zadziorna Violetta, zamiast opiekuńczego Leona -badboy xD, Supernowa Lu? nie u Ciebie! I właśnie to mi się najbardziej podoba!
    Nie umiem pisać komentarzy tak długich, jak Ag., więc może jeszcze dodam tylko, że strasznie mi żal Federico:( ale mam nadzieję, że znajdzie się jakaś dziewoja, która odmieni jego życie xD
    Teraz czekam na rozwinięcie wątku Angie i Pabla;p
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  3. High school musical nie prawdaż? :) Czyż nie wzięłaś z tego insiracji?

    OdpowiedzUsuń

Chat~!~

Lydia - Land of Grafic