czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 017

                                                                          .
Leon zajął miejsce obok Violetty. Miał szczęście, że w ogóle miał gdzie usiąść, w końcu jako ostatni wpadł do sali teatralnej. Nie moja wina, że Gregorio to palant – mruknął pod nosem, kątem oka zauważając, że pani Darbos wysyła mu karcące spojrzenie. Nie obchodziło go to za bardzo. Był tutaj tylko i wyłącznie dla Violetty. Przecież nie mogłem odmówić, inaczej ten idiota ukarałby Violę – chłopak nawet nie wpadł na to, że ta cała sprawa była czystą manipulacją ze strony dyrektora. Leon zwykle najpierw robił, a dopiero potem myślał. Taki był jego urok.
- No dobrze – Clarissa Darbos widząc, że wreszcie uwaga wszystkich uczniów spoczywa na niej, zaczęła swoją przemowę – Dzisiaj posłuchamy Waszych wykonań. To jest w końcu musical, prawda? Jednak zanim do tego przejdziemy, chciałabym przedstawić Wam dwie osoby – ręką wskazała na kurtynę, zza której po chwili oczekiwania wyłoniły się dwie postaci. Obie dobrze znane Leonowi. W końcu byli nauczycielami w tej szkole – Angie i Pablo – po pomieszczeniu rozległy się ciche oklaski.Wysoka blondynka stanęła z boku, wyraźnie unikając wzroku mężczyzny jej towarzyszącego – Oni wraz ze mną będą sprawować nadzór nad tym przedstawieniem. Teraz przejdźmy do rzeczy – Leon już wcale nie słuchał nauczycielki. Patrzył się na Violettę i tylko temu zajęciu chciał poświęcić całą swoją uwagę. Dokładnie analizował każdy szczegół twarzy dziewczyny. Wszystko w niej było piękne, przynajmniej według Verdasa. Kasztanowe włosy , które delikatnie oplatały jej rumianą twarzyczkę.  Przepiękne czekoladowe oczy pełne błysku. Nie mógł, nie chciał i nie potrafił przestać o niej myśleć. Ona po prostu nim zawładnęła. Wydawało to się śmieszne. W końcu nie znał jej wcale tak długo, a jednak zostawiła na jego sercu piętno, czego nie osiągnęła żadna inna dziewczyna.
- Ej! Verdas? Od kilku minut do Ciebie mówię! – głos zdenerwowanej Clarissy doprowadził go do porządku. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Wszyscy wlepiali swój wzrok tylko i wyłącznie w niego. Osunął się lekko na siedzeniu i uśmiechnął delikatnie, próbując odwrócić uwagę od swojego rozkojarzenia.
- Ymm… przepraszam – wydukał nerwowo drapiąc się po brunatnej czuprynie. Szczerze mówiąc, nie miał żadnego pojęcia na jaki temat pani Darbos wypowiadała się przez ostatnie kilka minut. Czuł się strasznie niezręcznie, a jednocześnie nie chciał wyjść na głupka. No bo co miałby powiedzieć, gdyby zapytano go o powód jego nieuwagi? Myślałem o Violettcie. Pewnie wszyscy by mieli z niego niezłą bekę. W dodatku znowu wyszedłby na jakiegoś głupka, który obsesyjnie myśli o pannie Castillo.
- No dobrze – pani Darbos wzniosła oczy ku niebu, jakby ubolewając nad brakiem szacunku do sztuki teatralnej owego młodego człowieka – W takim razie wskakuj na scenę – mruknęła zanurzając nos w stosie papierów, które najwyraźniej musiały być bardzo ciekawe.
- Co proszę? – chłopak zmarszczył czoło. W końcu nie miał pojęcia dlaczego miałby wchodzić na scenę. Westchnął głęboko. Teraz pewnie zostanie kompletnie wyśmiany.
- Co co? Nie wyrażam się jasno? Masz wejść na scenę i zaśpiewać. W końcu to musical – prychnęła poprawiając idealnie ułożony kok. Mimo całej sympatii jaką darzyła młodego Verdasa nie umiała inaczej zareagować na takie zachowanie.
Leon zamarł. Nie spodziewał się tego. Jesteś głupi! Mogłeś pomyśleć o tym wcześniej! – skarcił się w myślach, powoli podnosząc się z krzesła. Wszedł na scenę i poczuł jak drżą mu palce. Sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z nich zgniecioną kartkę. Były na niej te słowa, które zapisał po jednej z nieprzespanych nocy. Melodię znał na pamięć. Przymknął oczy i odłożył zwitek papieru na bok. Kątem oka zauważył gitarę akustyczną stojącą nieopodal Pabla. Wysłał mężczyźnie znaczące spojrzenie, a ten pośpiesznie podał mu instrument uśmiechając się przy tym serdecznie. Chłopak ułożył swoje palce na strunach i wziął głęboki wdech.
Cuando me voy, me quieres seguir
Cuando yo estoy, tu te quieres ir
Dame el motivo de tu temor
Dame tu amor

Pues como tu y yo
Solo dame una razon…
Lo que te doy ya no tiene fin
Dime quien sos y me quedo aqui
Dame el motivo de tu temor
Dame tu amor…
Przestał. Nie skończył tej piosenki, nawet dużo o niej nie myślał. Pamiętał tylko takty, a słowa po prostu same wychodziły z jego ust. Nie trudno się domyśleć, jakie były miny wszystkich tam zgromadzonych. Nikt nie oczekiwał czegoś takiego. Leon już chciał schodzić, ale zatrzymało go silne ramię Pabla, który najwyraźniej zauważył znaczący uśmiech Clarissy Darbos, która już wpadła na pewien pomysł.
- Bardzo dobrze.Brava! – klasnęła w dłonie – Castillo na scenę. Chce Was usłyszeć razem – głos nauczycielki był naprawdę stanowczy. Dziewczyna bała się występu przed publicznością,ale chyba większy strach ogarniał ją na myśl, co mogłaby z nią zrobić pani Darbos. Podbiegła na scenę i kurczowo uchwyciła się ramienia chłopaka- Pablo Ty zagrasz na pianinie – skinęła na mężczyznę, który niczym błyskawica znalazł się przy instrumencie. Najwyraźniej nauczycielka wzbudzała strach nie tylko w młodzieży – Zaśpiewacie ‘’Lay all your love on me”. Znacie, prawda? – Kobieta uniosła brew, udając, iż czeka na odpowiedź. Przecież każdy znał ten kawałek. Młodzi nawet nie zdążyli kiwnąć głowami, gdy rozbrzmiały pierwsze nuty piosenki. Violetta przygryzła wargę. Bała się tego występu. Tak nagle miała po prostu wstać i zaśpiewać? Najwyraźniej tak. Nastąpiła lekka pauza, oznaczająca wejście Leona, który miał śpiewać pierwszy. W innej sytuacji nie wydobyłby z siebie ani jednego słowa, ale tutaj chodziło o Violettę. Tylko ona się dla niego liczyła.
I wasn’t jeleaus before we met
Now every man that I see is a potential threat
And I’m possesive it isn’t nice
You heard me saying, that smoking was my only vice
But now it isn’t true
Now everything is new
And all I’ve learnt has overturned
I beg of you…
Zadziwiające było to jak ta piosenka oddawała uczucia chłopaka. Śpiewając naprawdę w to wierzył, słowa były ważne, nawet nie wiedział jak bardzo. Przez ten cały czas trzymał dłoń dziewczyny, patrząc jej głęboko w oczy. Po tej zwrotce był gotów złączyć ich usta w pocałunku, ale przecież nie mógł. Ona tego nie chce.
It was like shooting a sitting duck
A little small talk, a smile and baby I was stuck
Violetta była zdziwiona tym, jak łatwo jej to przyszło. Gula ślęcząca w jej gardle już dawno zniknęła. Z pewnością pomogło jej w tym pokrzepiające spojrzenia Leona i dotyk jego ciepłej dłoni. Miała ochotę utonąć w jego pięknych oczach
I still don’t know what you’ve done to me
A grown up woman should never fall so easily
I feel a kind of fear, when I don’t have you near
Unsatisfied, I skip my pride
I beg you dear
Kontynuowała. Teraz już nic nie mogło jej zatrzymać. Czuła tą wspaniałą energię, która wypełniała jej ciało od środka. To było niesamowite.
Don’t go wasting your emotion
Lay all your love on me
Don’t go sharing your devotion
Lay all your love on me
Ich głosy świetnie ze sobą współgrały . Nie potrzebowali nikogo innego. Byli tylko oni i piękna melodia wypełniająca ich serca. Żadne z nich nigdy nie czuło czegoś podobnego. Przysunęli się do siebie, jakby naprawdę potrzebowali wzajemnej bliskości.Nawet nie spostrzegli, kiedy muzyka ucichła. Po prostu trwali tak, stojąc blisko siebie. Uśmiechali się szeroko, dla nich nie istniał zewnętrzny świat. Byli tylko oni.
- No dobrze. Złaźcie już ze sceny. Nie tylko Was muszę dzisiaj wysłuchać. – pani Darbos starała się nie ukazywać swojego wzruszenia. Cóż mogła poradzić. Ta dwójka przypominała jej o wspaniałych czasach młodości. Czasach kiedy nie bało się kochać. To była rzecz oczywista, nie wymuszona.
Violetta i Leon zajęli swoje miejsca, nie mówiąc ani słowa. Wystarczyła im obecność tej drugiej osoby. Wystarczyły delikatne uśmiechy i nieśmiałe spojrzenia. To było tyle. Szkoda tylko, że żadne z nich nie odważyło się otwarcie wyznać swoich uczuć.
                                                                            -,-
Angeles resztkami sił przytrzymywała sznurek od kurtyny. Nie mogła w to uwierzyć. Jej siostrzenica, córka Marii była tak blisko, a zarazem tak daleko. Angie nie wiedziała co zrobić. W końcu nie mogła do niej podejść i tak po prostu powiedzieć, kim jest. Nie uwierzyłaby mi – szepnęła obserwując brunetkę. Miała taki sam piękny uśmiech i te same iskierki w oczach. Kobieta ledwo powstrzymywała się od płaczu. Była bezsilna. Wszystko się waliło. Pablo zapomniał o niej, wspomnienia związane z Marią powróciły na nowo w związku z przyjazdem Violetty, której Angie nawet nie mogła przytulić.
Westchnęła ciężko i zwróciła swój wzrok ku mężczyźnie, do którego należy jej serce. Umiała opisać każdy, najmniejszy detal jego twarzy, nawet na nią nie patrząc. Obudzona w środku nocy, potrafiłaby wymienić jego ulubione książki, filmy i utwory muzyczne. Ciekawe czy cały czas ma tę płytę Erica Claptona, którą wręczyłam mu na dwudzieste-piąte urodziny. Uśmiechnęła się mimowolnie. Cierpiała, ale cały czas nie potrafiła powstrzymać tych małych gestów. Chciała na niego patrzeć, budzić się u jego boku. Niestety coś co kiedyś było w zasięgu jej ręki zniknęło. Od tak. Po prostu w pewnym momencie była dziewczyną Pabla, a w drugiej praktycznie obcą osobą. Jeżeli to jest życie, to ja dziękuje – blondynka usiadła na małym taborecie i przyjęła poważną minę, tak by pani Darbos nie zauważyła, że przez ostatnie kilkanaście minut Angie wcale jej nie słuchała.
                                                                    -,-
Maxi pragnął wykorzystać krótką przerwę, zarządzoną przez panią Darbos, której najwyraźniej zaschło w gardle, aby porozmawiać z Natalią. Czuł, że musi powiedzieć tej brunetce coś ważnego. Chociaż tak naprawdę, nie wiedział co takiego. Przedarł się przez Leona i Violettę, którzy najwyraźniej byli zbyt zajęci patrzeniem na siebie, by zauważyć, że zagradzają drogę Maxiemu. Ten pokręcił głową z dezaprobatą. Cały czas nie mógł przyzwyczaić się do ‘nowego ‘ Leona. Szatyn ostatnio powiedział mu nawet ‘ cześć’, a kiedyś nawet nie raczył obdarzyć go spojrzeniem. Wreszcie udało mu się podejść do Naty, która właśnie rysowała coś w małym zeszyciku.
- Em… Możemy porozmawiać? – zapytał siadając obok przyjaciółki. Ta zastygła w bezruchu. Delikatnie uniosła głowę, pozwalając by niesforne loczki opadły na jej spracowane czoło. Kiwnęła głową, ale w jej ruchach widać było niepewność. Zamknęła zeszyt i dalej unikając kontaktu wzrokowego, wreszcie otworzyła usta.
- Słucham. Co masz mi do powiedzenia? – szepnęła wpatrując się w jakiś odległy punkt. Chłopak wyczuł, że z jakiegoś powodu musi być smutna. Szkoda tylko, że nie wiedział, że to właśnie on sam jest powodem jej trosk. Wziął głęboki wdech i zacisnął już lekko sine dłonie.
- No… właściwie to nie wiem jak zacząć… -mruknął, w obawie, że za chwilę znów wszystko zniszczy. Musiał jej powiedzieć o swoich uczuciach, mimo, iż miejsce ich wyznania było nieco niestosowne – Ja.. ja –zaczął się jąkać – chyba czuję do Ciebie coś silniejszego niż przyjaźń – wyszeptał z niesamowitą prędkością. W końcu nikt inny nie mógł tego usłyszeć. W szczególności Camilla.
Natalia zbladła. Nie mogła uwierzyć, w to co właśnie usłyszała. Przyjemne ciepło przeszło przez całe ciało. Nie możesz – denerwujący głosik w jej głowie przywołał ją do porządku. Otrząsnęła się. Wstała z krzesła i na kilka sekund zwróciła swój wzrok ku brunetowi.
- Ja nie – te słowa ledwo przeszły przez jej zachrypnięte gardło. Nie czekając na reakcję chłopaka, odwróciła się na pięcie i opuściła salę teatralną. Kiedy znalazła się ponownie na krętych, szkolnych korytarzach, wybuchła płaczem. To wszystko było dla niej zbyt trudne. Nie umiała sobie poradzić z tymi wszystkimi uczuciami, które kłębiły się w jej małym serduszku. Wybiegła ze szkoły. Na twarzy poczuła ciepłe kropelki deszczu. Ruszyła przed siebie. Musiała przemyśleć  to i owo. Zdecydować co począć dalej. Czuję coś do niego, ale Cami też. To nie będzie fair wobec niej – mruknęła rzucając małym kamykiem o pień drzewa. Czemu to wszystko musi być takie skomplikowane?
                                                                 -,-

Wieczorem..
Violetta przetarła oczy ze zmęczenia. Dzisiejszy dzień był dla niej strasznie wyczerpujący. Nie dość, że spotkały ją nieprzyjemności ze strony Valentiny i Ezequiela, to jeszcze pani Darbos postanowiła przedłużyć próbę. Najwyraźniej zdenerwowało ją opuszczenia zajęć przez Natalię i Maxiego, który wybiegł kilka minut po dziewczynie. Na pierwszy rzut oka widać było, że pomiędzy tą dwójką jest coś niesamowitego. Violetta życzyła im szczęścia, ale obawiała się o reakcję Camilli, która przecież nie zrobiła nikomu niczego złego.

 Spojrzała na zegarek. Godzina była już dość późna. Całe szczęście, że ojciec ma wieczorny dyżur w firmie – mruknęła przeciągając się delikatnie. Właśnie dochodziła do swojego domu. Niestety musiała trafić do domu sama, gdyż Federico zniknął gdzieś bez śladu.  Sięgnęła do torby po klucze, ale szukając ich napotkała na skórzaną kurtkę. No tak! Zapomniałam jej oddać! Lepiej pójdę teraz. Nie chcę wyjść na zapominalską – westchnęła ciężko, wyciągając z kieszeni kurtki małą wizytówkę. Luigi’s. Poniżej podany był adres. Ścisnęła karteczkę w dłoni i sięgnęła po telefon. Wydedukowała, że chłopak musi mieszkać gdzieś w okolicach knajpki. W końcu nosił wizytówkę w kieszeni.  Jako, że lokal znajdował  praktycznie na drugim końcu miasta, dziewczyna postanowiła zadzwonić po taksówkę. 
*****************************************
Ta-dam! Rozdział siedemnasty przed Wami! Jest próba, pierwsze występy muzyczne. Dla naszej Leonetty specjalnie wybrałam "Lay all your love on me" chociaż wiem, że w oryginale piosenka nie była duetem. Ta wersja jest podobna do tej z musikalu "Mamma Mia!" :) Macie 'wyznanie miłosne' pana Maximiliana Ponte, które nie poszło najlepiej. Nie będę się rozpisywać nad samym rozdziałem, bo mam coś ważniejszego do powiedzenia.
Ostatnio spóźniam się z dodawaniem rozdziałów, komentowaniem. Dlaczego? Już mówię. W tygodniu o 16 do 20 grudnia ( poniedziałek - piątek) mam bardzo ważne egzaminy. Po dwa dziennie z reguły każdy po dwie - trzy godziny. Zależy od przedmiotu. Muszę się przygotować do tych testów, dlatego proszę o wyrozumiałość :)
Pozdrawiam serdecznie i do następnego :*

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 016


Nie ma i nie może być nic droższego dla jakiejkolwiek rozumnej istoty niż życie... Śmierć to dziwadło, odrywające widza od wielkiej sceny zanim skończy się sztuka, która go nieskończenie interesuje - Giacomo Casanova
                                                                       -,-
Poniedziałek…
Godzinę przed lekcjami wszyscy nauczyciele zgromadzili się w pokoju nauczycielskim, by powitać ich współpracownika, Pablo. Nieobecny był jedynie dyrektor, który uznał, że takie powitania są denne i przereklamowane. Wszyscy  jednak wiedzieli, że prawdziwym powodem ominięcia tego zebrania przez Gregoria Valdeza, jest jego niechęć do samego Pabla.
Angeles stanęła w samym kącie pomieszczenia. Wiedziała, że za chwilę zjawi się tu jej ukochany. Nie chciała z nim rozmawiać, nie mogła na niego patrzeć. Nie potrafiła zachowywać się normalnie w jego towarzystwie. Nie umiała zapomnieć o uczuciu jakim darzyła Pablo Galinto.  Było zbyt silne, by dać je ujarzmić. Ktoś krzyknął Uwaga idzie! I wszyscy momentalnie zwrócili się w stronę drzwi. Właściwie to prawie wszyscy . Jedna, jedyna Angie stanęła przy oknie patrząc jak kropelki deszczu powoli spływają po szybie. Wiedziała, że zaraz będzie musiała mu  stawić czoła.  Zacisnęła szczękę i przymknęła oczy.
Niespodzianka!
Przez pokój przebiegły odgłosy gromkiego śmiechu. Pablo był zaskoczony zażyłością jaką okazywali mu inni. Nie pamiętał ich, właściwie przypominała mu się jedynie stara, dobra pani Darbos. Znał ją od lat młodzieńczych, można powiedzieć, że była dla niego ciotką. Mężczyzna serdecznie witał się z każdym po kolei, a jego serce wypełniało przekonanie, że kogoś brakuje, że ktoś stoi w oddali. Dopiero teraz dostrzegł swoją przyjaciółkę, stojącą przy oknie. Tak naprawdę, to żadne wspomnienia z nią związane, nie przychodziły mu do głowy. Wiedział, że się z nią przyjaźnił i tyle.
W tym momencie odwróciła wzrok i napotkała ciekawe spojrzenie Pabla. Chciała uciec, zapaść się pod ziemię, ale nie mogła. Stała jak wryta i wpatrywała się w niego, próbując wyczytać co się dzieje w jego głowie. On uśmiechnął się delikatnie, najwyraźniej oczekując odwzajemnienia owego gestu przez kobietę. Ta jednak spuściła głowę, wreszcie mogąc wykonać jakikolwiek, najdrobniejszy ruch. Przeciskając się przez tłum rozemocjonowanych osób, znalazła się przy drzwiach. Położyła swoją dłoń na klamce i zatrzymała się na chwilę, jakby zastanawiając się nad swoim wyborem. W końcu energicznie potrząsnęła głową i niczym burza wybiegła na korytarz. Wreszcie wzięła głęboki wdech. Nie czuła tej całej duszności, którą przepełniona była atmosfera w pokoju nauczycielskim. Nie zatrzymała się, póki nie znalazła się na świeżym powietrzu. Chwiejąc się, podeszła do kamiennego murku i opadła na niego. Schowała twarz w dłoniach i załkała cicho. To wszystko było trudniejsze niż się spodziewała.
                                                                    -,-
Francesca ze złością kopnęła bezbronną puszkę, która potoczyła się wprost pod koła wielkiej ciężarówki. Kierowca pokazał kilka obraźliwych gestów przez szybkę, żeby w końcu odjechać kręcąc głową na prawo i lewo. Dziewczyna przygryzła wargę , a jej zwykle łagodne oczy przepełniała wściekłość. Czym była spowodowana? Kolejny chłopak na którego się nastawiła, postanowił sobie odpuścić. Francesca była wściekła, ale dobrze wiedziała, że i tak za chwilę zmieni obiekt swoich zainteresowań. W końcu tak było do tej pory.
Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze pół godziny do rozpoczęcia zajęć. Przyspieszyła kroku, nie chcąc się spóźnić do szkoły. Panna Resto od zawsze była swojego rodzaju niepoprawną romantyczką. Przez co zwykła być roztrzepana i nierozgarnięta. Miała również nieco inną naturę, bardziej wybuchową. Właśnie ona ukazywała się w takich sytuacjach. No cóż, ale co miała zrobić? Pochodziła z Włoch, kraju pizzy, czerwonego wina ale i również mafii. Francesca lubiła sobie wyobrażać, że jest ukochaną niebezpiecznego mafiozy z którym przeżywa różnego rodzaju przygody rodem z Jamesa Bonda. Można powiedzieć, że pragnęła przygody.Chciała by jej życie było pełne niespodzianek, niebezpieczeństw. Tylko czy aby na pewno? Czy gdyby nadeszła okazja, stchórzyłaby? Może podjęłaby się zadania? Na te pytania nie było odpowiedzi. Francesa była zmienna niczym pogoda. W pewnym momencie była pewna, że kocha sok pomarańczowy,  w drugim rozkoszowała się przepysznym napojem z jabłek.  Mimo wszystko liczyła, że spotka swojego Indiana Jonesa, który zawróci jej w głowie. Ale czy tak naprawdę nie czekała na swoje kompletne przeciwieństwo? No cóż, tego miała się dowiedzieć już niedługo.
                                                                       -,-
Violetta Castillo usiadła w swojej ławce, posłusznie czekając na przybycie nauczyciela. Dzisiaj przyciągała wzrok wyjątkowo dużej liczby chłopców. Czy coś się zmieniło? Można powiedzieć, że tak. Tego dnia szczególnie zadbała o swój wygląd. Pomalowała swoje rzęsy, co sprawiło, że jej piękne oczy wydawały się być jeszcze większe. Założyła krótką, zwiewną sukienkę, która pokazywała jej nogi w całej okazałości. W dodatku użyła nowych perfum, z nutką wanilii i cynamonu. Nerwowo stukała palcami o powierzchnie ławki, jakby czekała na kogoś specjalnego. Na kogoś , kto sprawił, że tak się wystroiła.
Pojawił się w drzwiach. Dziewczyna spuściła wzrok, udając, że pisze coś w niebieskim notatniku. Doskonale słyszała powolne kroki chłopaka. Uśmiechnęła się pod nosem i zaczekała, aż chłopak zajmie miejsce obok niej. Gdy to już się stało, podniosła głowę i uśmiechnęła się lekko w stronę szatyna.
- Cześć – szepnęła powracając do swoich notatek. Gdyby ponownie spojrzała na chłopaka, ujrzałaby na jego twarzy bardzo charakterystyczny, głupawy uśmiech.
 Patrzył na nią cały czas, zastanawiając się czy może być jeszcze piękniejsza. Mógłby wpatrywać się w nią cały dzień i całą noc. Niestety nie tylko on. Był świadom zainteresowania jakim darzyli brunetkę inni chłopcy. Wcale nie był z tego powodu zadowolony. Ogarniała go niesamowita złość na widok wszystkich osobników płci męskiej śliniących się do Violetty. Mam ochotę im wszystkim przywalić w te głupie facjaty – mruknął zaciskając pięści. Miał to do siebie, że był strasznie zaborczy. Chciał mieć uroczą dziewczynę tylko i wyłącznie dla siebie. Ukradkiem spojrzał na smukłe, opalone nogi panny Castillo, które wręcz zachęcały do spojrzenia na nie. Kiedy zauważył, iż ich właścicielka  patrzy na niego z rozbawieniem, speszył się, a na jego twarz wkradły się ogniste rumieńce. Brawo. Teraz myśli, że jestem jakimś zboczonym dziwadłem – skarcił się w myśli i starając skupić się na czymś innym, zaczął maniakalnie ściskać lekko chropowate dłonie.
 Violetta uśmiechnęła się pod nosem. W głębi duszy podobało jej się zainteresowanie, jakim obdarzał ją Leon. Ej!Wcale Ci się to nie podoba! –skarciła się w myśli, wyładowując emocje na wymiętolonej kartce. Mocno zacisnęła palce, które spoczywały na fioletowym piórze.  Nie mogła zaprzeczyć temu, że lubiła spędzać czas z owym szatynem. Znała go zaledwie tydzień, a już czuła, że łączy nią z nim jakaś niesamowita więź.  Na samą myśl o nim na twarzy brunetki wykwitł przepiękny uśmiech. Nawet wcześniej nie zauważyłam tych pięknych , zielonych oczu – rozmarzyła się – Źle ze mną – sapnęła zwracając swoje oczy ku sufitowi. Nie miała pojęcia, że chłopak siedzący obok niej, ma dokładnie takie same myśli.
                                                                              -,-
Przerwa
Federico stanął na palcach, próbując przejrzeć przez tłum uczniów, przemierzających korytarze szkoły. Wzrokiem szukał drobnej blondynki, która za nic nie chciała opuścić jego umysłu.Zmarszczył czoło próbując odnaleźć zgubę. Po chwili delikatny uśmiech wstąpił na jego twarz. Zauważył ją w kącie, ślęczącą nad jakimiś nutami. Jedną ręką poprawił doskonale uczesaną czuprynę i ruszył w kierunku dziewczyny.
- Cześć – szepnął kucając tuż obok. Dziewczyna podniosła głowę i praktycznie natychmiast rozszerzyła oczy. Wpatrywała się w chłopaka, jakby był jakimś straszydłem. Federico speszył się trochę, ale postanowił brnąć dalej – Piszesz piosenkę? – zapytał wyciągając rękę po lekko pogniecioną kartkę. Blondynka kiwnęła głową, przyciskając dzieło mocniej do piersi. Brunet westchnął głęboko i usiadł opierając się o ścianę – Słuchaj – podrapał się po głowie, nie wiedząc za bardzo jak wypowiedzieć swoje myśli – Będziemy pracować razem w tym przedstawieniu, prawda? No, więc ja pomyślałem, że może… poznalibyśmy się lepiej? – kątem oka zauważył, że kąciki ust blondynki unoszą się nieznacznie do góry.
- Mi pasuje – szepnęła cały czas unikając kontaktu wzrokowego. Tymczasem Federico głowił się i głowił nad tym, co ma dalej powiedzieć. W tej sytuacji czuł się wyjątkowo niezręcznie, ale zarazem przyjemnie. To było dla niego coś zupełnie nowego. Nagle sięgnął do kieszeni spodni, przypominając sobie o odtwarzaczu mp4.
- Lubisz Phila Collinsa? – mruknął proponując jedną słuchawkę koleżance. Ta zarumieniła się, ale kiwnęła głową, wkładając słuchawkę do ucha. Chłopak przysunął się trochę bliżej i wcisnął przycisk ‘Odtwórz’ na małym ekraniku. Po chwili oboje potupywali w rytm Another Day in Paradise, tym samym przyciągając uwagę znacznej ilości uczniów. Przyglądała się im wówczas również inna osoba, która w tym momencie doznała niemałego olśnienia.
                                                                                      -,-
Violetta i Francesca stały przy ścianie, pochłonięte rozmową. Valentina uśmiechnęła się znacząco. To był idealny moment, lepszego nie mogła sobie upatrzyć. Pociągnęła swojego chłopaka za rękę i z uniesioną głową podeszła do dwóch dziewczyn, które były wyraźnie zaskoczone.
- Czy ja dobrze widzę? Nasza kochana Violet – Valentina uśmiechnęła się kpiąco unosząc do góry idealnie gładkie dłonie. Zmrużyła oczy i uważnie obserwowała swoją ‘ofiarę’.
- Odwal się Valentina – Francesca zdecydowanie była wściekła. Gdyby nie ramie jej przyjaciółki pewnie dawno by się rzuciła na byłą koleżankę. Tina była tego świadoma i wręcz zadowolona, z tego do jakiego stanu potrafiła doprowadzić pannę Resto.
- Oj, Fran. Spokojnie kochana – dziewczyna wypowiedziała te słowa szczególnie głośno, chcąc tym samym wzbudzić zainteresowanie innych uczniów.Udało jej się. Oczy wszystkich były zwrócone ku niej – Ja chciałam tylko porozmawiać sobie z naszą kochaną Violą – w tym zdaniu użyła doskonale wszystkim znanego przesłodzonego tonu – Moja droga –zwróciła się do lekko speszonej brunetki – Wiem, że taka dziewczyna jak Ty, po prostu musi ubierać się jak lafirynda, by przyciągnąć uwagę chłopców, ale naprawdę… - rozejrzała się po korytarzu i z satysfakcją stwierdziła, że wszyscy przysłuchują się rozmowie . Posłała porozumiewawcze spojrzenia swojemu chłopakowi.
- Chodzi o to – odchrząknął znacząco – że może w tej Twojej Europie tak się można zachowywać, ale tutaj nie – uśmiechnął się szyderczo- Weź to pod uwagę i z łaski Twojej przestań, bo naprawdę trudno Cię odróżnić od zwykłej… -nie udało mu się skończyć. Czyjaś pięść postanowiła zaznajomić się z jego nosem. Nie trudno zgadnąć, że jej właścicielem był nie kto inny jak Leon Verdas. Pochylił się nad leżącym na ziemi Ezequielem i lekko podniósł go za rogi koszuli.
- Jeszcze raz usłyszę coś podobnego, to będziesz wąchał kwiatki od spodu – syknął puszczając chłopaka. Wstał, otrzepując spodnie – Co to jest jakiś cyrk? Zajmijcie się swoimi własnym życiem – mruknął do zgromadzonych uczniów. Jako, że nikt nie chciał z nim zadzierać, wszyscy powrócili do swoich wcześniejszych zajęć. Leon, tymczasem, podszedł do Violetty, która właśnie była przytulana przez Francescę. Gdy Włoszka zauważyła chłopaka, uśmiechnęła się lekko i puściła przyjaciółkę. Oddaliła się, chcąc, by ta dwójka została sam na sam.
- Wszystko w porządku? – zapytał patrząc jej głęboko w lekko załzawione oczy. Ta nic nie odpowiedziała, po prostu wtuliła się w niego z całej siły. Właśnie tego potrzebowała. Kogoś kto ją przytuli, pocieszy. Leon objął ją swoimi silnymi ramionami i chcąc nie chcąc przypomniała mu się scena z sobotniego wieczoru. Nie potrafił zapomnieć o tym co się wydarzyło. Pogładził dziewczynę po włosach, nie wiedząc czy kiedykolwiek będzie mógł się do niej bardziej zbliżyć.
                                                                            -,-
Trener Montoya nerwowo stukał palcami o podłużny stół w pokoju nauczycielskim. Czekał, aż pani Clarissa Darbos łaskawie się zjawi. Nie podobało mu się to, że dwaj najlepsi zawodnicy postanowili wygłupiać się na scenie zamiast biegać po boisku. Co prawda próby nie kolidowały z treningami koszykówki, ale pan Montoya wolał mieć wszystko pod kontrolą. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem.
- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy? – w tonie trenera Montoyi łatwo było wyczuć złośliwość. Po prostu nie przepadał za tą kobietą – Czyżby złodziejkę moich dwóch najlepszych zawodników? –uśmiechnął się kpiąco widząc zdenerwowanie na twarzy pani Darbos. Ucieszył się w duchu.
- Sami się zapisali – uniosła dumnie głowy, jakby chcąc pokazać, iż to właśnie ona jest osobą dojrzalszą. Clarissa Darbos się nie poddawała. Nie zamierzała dać trenerowi Montoyi wygrać.  Nawet jeśli chodziło tylko i wyłącznie o małą wymianę zdań.
- Po pierwsze Verdas zapisał siebie i Dominigueza, z powodu jakiejś tam dziewczyny. Naiwny dzieciak – prychnął kładąc nogi na stole i odchylając się na skórzanym krześle. Miłości nie potrafił zrozumieć, ani tym bardziej zaakceptować.
- Czemu naiwny? – kobieta uniosła brew, udając zaskoczenie wypowiedzią mężczyzny. Tak naprawdę znała go na wylot, w końcu pracowała z nim już kilka lat – Bo zakochał się i starał uszczęśliwić swoją wybrankę? – uśmiechnęła się delikatnie , na wspomnienie młodego Verdasa.
- Ogłupiał kompletnie – trener syknął, kręcąc głową z dezaprobatą.  Ani trochę nie podobało mu się zachowanie Leona Verdasa. Chłopak przez dłuższy czas przeżył samotnie , a teraz tak po prostu miał się oddać w bezlitosne sidła miłości?
Kobieta zaśmiała się. Nie mogła uwierzyć w egoistyczne zachowanie pana Montoyi. Jego zachowanie wydawało jej się być wręcz śmieszne. Opuściła pomieszczenie nie chcąc dłużej spierać się z kimś, kto szanuje tylko i wyłącznie swoje własne zdanie.
                                                                             -,-
Leon lekko popchnął drzwi z napisem Gregorio Valdez. Nie trudno się  domyśleć, że został tu wezwany z powodu nieprzyjemnego zajścia na przerwie. Kiedy znalazł się już w gabinecie, jego oczom ukazał się dyrektor,który z wyraźnym rozbawieniem przyglądał się czemuś na monitorze swojego komputera. Chłopak odchrząknął znacząco, chcąc  zasygnalizować swoją obecność. Mężczyzna odwrócił wzrok od ekranu, a na jego twarzy pojawił się lekki grymas.
- Verdas, no w samą porę – mruknął odchylając się na swoim ciemnym fotelu – Siadaj – rozkazał wskazując na jedno z dwóch krzeseł znajdujących się przed biurkiem. Leon posłusznie zajął wskazane mu miejsce i wyczekująco spojrzał na dyrektora. Ten jednak był zajęty bawieniem się kauczukową piłeczką.
- Wezwał mnie pan, bym sobie popatrzył na pańską zabawę z ową piłeczką, czy naprawdę ma pan coś ciekawego do powiedzenia? – właśnie tego tonu Gregorio Valdez szczerze  nienawidził. Nie lubił, gdy ktoś zwracał mu uwagę, a szczególnie gdy był to zbyt pewny siebie małolat. Mężczyzna odłożył piłeczkę na bok i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Widzę, że dopisuje dobry humor. Świetnie. W takim razie, może powiesz mi co wiesz o tym zajściu podczas przerwy? – Valdez uniósł jedną brew. Doskonale wiedział co się wydarzyło, ale z czystej złośliwości oczekiwał ponownego streszczenia historii.
-  Myślę, że pan doskonale wie co się wydarzyło. A teraz proszę dać mi spokój , tak byśmy oboje mogli zająć się swoimi sprawami – chłopak uśmiechnął się delikatnie. Był jedną z jedynych osób, które umiały się postawić dyrektorowi. Wiedział jak zdenerwować Valdeza, lubił działać mu na nerwy.
- No to dziękuje – Gregorio uśmiechnął się, starając się wyglądać przyjaźnie. Nie udało mu się. – Możesz iść, a tymczasem wezwij tutaj Violettę Castillo – pstryknął kładąc nogi na biurko. Doskonale wiedział, co robi.
- Ale czemu? Ona nic nie zrobiła –wyraz twarzy chłopaka zmienił się diametralnie. Wydawało się jakby ta cała pewność siebie uszła z niego niczym powietrze z kolorowego baloniku. Mężczyzna zaśmiał się w duchu, właśnie takiej reakcji oczekiwał.
- Ktoś musi ponieść konsekwencje, prawda? Teraz zmykaj i przyprowadź tu Castillo. – Gregorio Valdez uważnie obserwował jak silny chłopak staje się zwykłym słabeuszem. Tak. Wiedział, że młody Verdas okazuje znaczną słabość w stosunku do panienki Castillo.
- Nie. Proszę mnie ukarać, ona jest niewinna – spojrzenie Leona stało się zupełnie inne. Już nie było wyzywające, tylko błagalne. Wpadł w pułapkę dyrektora, nawet o tym nie wiedząc. On naprawdę myślał, że Violettcie grozi kara. Mężczyzna klasnął w ręce.
- Proszę bardzo. Skoro sobie tego życzysz… - wyciągnął z kieszeni klucze i rzucił je w stronę zdezorientowanego chłopaka. Przewrócił oczami, nie lubił składać wyjaśnień – To są klucze od mojego mieszkania. Pimpek musi wyjść na spacer – uśmiechnął się kpiąco stukając palcami o blat biurka. Verdas nie był łatwym orzechem do zgryzienia, ale jemu Gregoriowi udało się go rozszyfrować.
                                                                         -,-
Camilla usiadła na jednym z krzeseł na widowni. W końcu wszyscy mieli się zjawić na próbie, a panna Torres chciała być pierwszą osobą na miejscu. W głębi duszy bardzo podobał jej się pomysł grania w takim prawdziwym przedstawieniu. Co prawda jako kilkuletnia dziewczynka występowała w kilku przedszkolnych aranżacjach, ale to nie było to samo. Teraz mogła spróbować naprawdę. Rozejrzała się po sali teatralnej. Cały czas pusta. Dziwne – mruknęła wyjmując telefon z skórzanej torebeczki. Było jeszcze pięć minut do oficjalnego rozpoczęcia próby, ale Camilla już nie mogła usiedzieć na miejscu. Z niecierpliwieniem oczekiwała przyjścia swoich kolegów i koleżanek. No i oczywiście chłopaka, to znaczy Maxiego. Byli parą i wszystko wydawało się być idealne, ale… jednak nie było. Cami zupełnie inaczej wyobrażała sobie idealnego chłopaka. Nie było fajerwerków. W dodatku w przeciągu kilku dni, z Maximilianem całowała się jedynie raz. Od tamtego pamiętnego wieczoru, chłopak zdawał się z powodzeniem unikać ust rudowłosej. W dodatku Natalia ostatnio stała się bardzo cicha. Częściej rozmawiała z Francescą, Violettą albo nawet Ludmiłą. Cami czuła się z tym źle. Widziała ból w oczach przyjaciółki, ale nie miała pojęcia co może być jego powodem. Tak bardzo chciała jej pomóc, a czuła, że Natalia się od niej coraz bardziej oddala. Muszę z nią pogadać po próbie – pomyślała nerwowo przygryzając wargę.  Bardzo ceniła sobie Naty, w końcu była jej najlepszą przyjaciółką.

Drzwi się otworzyły i w jednym momencie do pomieszczenia wparowała cała zgraja młodzieży. Z perspektywy Cami wyglądali niczym rój pszczół gromadzący się w okół miodu. Jak zwykle wszyscy w ostatnim momencie – dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, wodząc wzrokiem po zgromadzonych.
***************************************
I oto rozdział, na którego musieliście troszkę poczekać :) Mam nadzieję, że się podoba. Muszę się streszczać, bo zaraz wychodzę z domu. Powiem tylko, że dziękuje za wszystkie komentarze i za wciąż rosnącą liczbę wyświetleń!
Pozdrawiam i do następnego :*

czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział 015 + miesięcznica bloga!



                                                                              .

Jasne promyki słońca wkradały się do ciemnego pokoju. Angeles naciągnęła kołdrę na głowę i podkuliła kolana pod brodę. To był jeden z takich dni, podczas których chciała tylko i wyłącznie leżeć w łóżku. W końcu nie miała po co wstawać. Nie była już narzeczoną Pabla i nic nie wskazywało na to by ponownie miała nią zostać. Mężczyzna jej życia był zbyt zajęty Adelajdą, która zapewne już zdążyła go zdradzić. W dodatku dowiedziała się o przyjeździe do Buenos Aires Violetty, jedynej cząstki pozostałej po Marii. Była bezsilna, nie mogła się zobaczyć z własną siostrzenicą. Kto w ogóle był taki głupi i napisał ten denny scenariusz jakim jest moje życie? – sapnęła wycierając zatkany nos zapachową chusteczką. Tylko ja jestem taka głupia by przeziębić się w słonecznym Buenos Aires – syknęła przykładając dłoń do rozpalonego czoła. Rozchorowała się akurat w weekend. Najgorsze było to, że musiała wracać do pracy w poniedziałek, inaczej mogła liczyć na wymówienie ze strony Gregoria. Będzie musiała stawić czoła Pablowi. Zadziwiało ją to, jak szybko doszedł do siebie po wypadku. No cóż, może oprócz pamięci. Chciałabym cofnąć czas – mruknęła mrużąc przemęczone od braku snu oczy – Wtedy zrobiłabym cokolwiek, cokolwiek żeby Pablo dalej był ze mną – westchnęła ciężko i powróciła do smutnej, szarej rzeczywistości. Wróciła do życia, które nie miało najmniejszego sensu. Obróciła się na drugi bok. Do jej uszu dobiegł donośny i jakże denerwujący dźwięk wiertarki. To znowu jej sąsiad, złota rączka od siedmiu boleści, postanowił naprawić coś co wcale nie potrzebowało naprawiania. Angeles stęknęła głośno i przykryła głowę poduszką. Zawsze coś musiało zniszczyć jej dzień.
                                                                         -,-
Wieczorem…
Federico usiadł na rogu swojego łóżka. Oparł brodę o kolana i zmarszczył brwi. Od jakiegoś czasu w jego głowie siedziała pewna blondynka. Sprawiała, że coraz mniej myślał o Violettcie. Znaczy cały czas była dla niego ważna, ale jakby nie w ten sam sposób. Coś dziwnego działo się z naszym Włochem od czasu piątkowej próby. Cały czas widział błyszczące oczy panny Ferro, od których wtedy nie mógł oderwać wzroku. Wtedy zobaczył w niej… dziewczynę. Wstyd mu się było przyznać, ale wcześniej uważał ją tylko za zwykłą okularnicę. Kiedy spojrzał w jej piwne oczy coś w nim drgnęło. Nie wiedział co, wiedział jedynie, że bardzo podobało mu się to ciepłe uczucie, które wypełniało go od środka. Może powinienem ją lepiej poznać? – zapytał sam siebie sięgając po szklankę wody. Upił łyk i odchylił głowę lekko do tyłu. Chyba tak – pomyślał, nie dając rady zapomnieć o tej drobnej istotce. Wzdrygnął się lekko. To wszystko było dla niego strasznie dziwne, niezrozumiałe. Od niepamiętnych czasów dla niego istniała tylko i wyłącznie Violetta. Czy to dało się zmienić w zaledwie jeden dzień? Nawet, można powiedzieć, chwilę?
                                                                           -,-

Wieczorem…
Violetta stała przed dużą szafą w swoim pokoju. Na podłodze leżało kilka sukienek, które nie przypadły do gustu dziewczynie. Przechyliła głowę i westchnęła ciężko. Miała właśnie wybrać odpowiednią suknie na dzisiejszą kolacje. Normalnie nie zwykła się tak stroić, ale tego dnia dom Castillo mieli odwiedzić ważni goście. Violetta wiedziała, że będzie ją czekać wieczór pełen nudnych biznesowych rozmów i starych jak świat anegdot. W dodatku Federico zdołał się wymigać z uczestniczenia w tym ‘ekscytującym’ wydarzeniu. Uznał, że źle się czuje i że cały dzień spędzi w łóżku. No i tata jak zwykle mu uwierzył – brunetka delikatnie zacisnęła piąstki – Dopadnę go jeszcze za to – szepnęła śmiejąc się lekko.  Cofnęła się o krok, jakby chcąc lepiej przyjrzeć się  garderobie.  Zmrużyła oczy i wzrokiem przejechała po zgromadzonych sukniach. Dobra! Mam już dość! Biorę pierwszą lepszą – mruknęła i wyciągnęła dłoń po pierwszy wieszak z brzegu.  Sukienka, która znajdowała się na nim rzeczywiście była piękna. Jednak czasem dobrze zdać się na szczęście – westchnęła delikatnie jeżdżąc palcami po aksamitnym materiale. Była pewna, że wcześniej nie widziała tej części garderoby w szafie. Daj sobie spokój Violka. Jesteś nierozgarnięta i tyle – sarknęła odgarniając kasztanowe kosmyki włosów, które niesfornie opadały na jej czoło. Spojrzała na zegarek i zaklęła cichutko. Zostało jej półgodziny. Jako córka biznesmena, powinna przywyknąć do tego rodzaju eleganckich kolacji, ale ona po prostu nie umiała. Wiedziała, że tam nie pasuje. Nie lubiła tej sztywnej atmosfery. Czasem chciała oddać wszystko, by móc po  prostu udać się na łąkę pełną kwiatów i zatańczyć w rzęsistym deszczu. Violetta jednak była dobrą córką. Wiedziała, że ten wieczór jest dla jej ojca wyjątkowo ważny. Ostatnią rzeczą jaką chciała zrobić, to go zawieść. Owszem, German Castillo nie zawsze podzielał zdanie swojej Violi, ale dziewczyna w głębi ducha go rozumiała. Była jego jedyną córką i właściwie jedyną kobietą w jego życiu. Ojciec stracił swoją matkę, potem siostrę, a na sam koniec ukochaną żonę. Violetta nie miała wielu wspomnień wspomnianych z matką. Pamiętała jedynie jej kojący głos. Tylko tyle. Musiało jej to wystarczyć. Jednak jej ciekawość zwyciężała. Chciała się dowiedzieć czegoś o swojej własnej rodzicielce, ale wszyscy w tym domu trzymali buzię na kłódkę. Dziewczyna wiedziała, że musi wziąć sprawy w swoje ręce.
                                                                 -,-
Leon leżał na swoim łóżku, bezmyślnie wlepiając oczy w sufit. Co jakiś czas podrzucał małą kauczukową piłeczkę. Nudził się, to było pewne. Chociaż tak naprawdę cały czas myślał o jednej, drobnej brunetce. Tylko, że myślenie mu nie wystarczyło. On pragnął ją zobaczyć. Chciał znów ujrzeć jej piękny uśmiech i usłyszeć jej perlisty śmiech. Na samo wspomnienie o niej, na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech. To była jedna z tych chwil, gdy siebie nie kontrolował. Rozsądny Leon oddalił się gdzieś, pozostawiając wodze swojej drugiej, nieco bardziej spontanicznej połowie. Nie potrafił się opanować. Wszystko w nim buzowało. Teraz kiedy nie mógł jej zobaczyć, ani dotknąć czuł straszną frustracje. Emocje kłębiły się w nim, starając się uciec na zewnątrz. Nie kontrolował tego. Można powiedzieć, że po prostu nie mógł o niej nie myśleć. Rzucił piłeczką ponownie, ale tym razem z taką siłą, iż prawie zbił żyrandol. Podniósł się do pozycji siedzącej i oparł czoło o zaciśniętą pięść. Co się ze mną dzieje? – jęknął wyglądając przez lekko uchylone okno. Mógł przysiąść, że w gwiazdach świecących na niebie ujrzał twarz Violetty. Potrząsnął głową i przykrył ją poduszką. Wziął głęboki wdech, starając się uspokoić. Nic to nie dało. Serce nadal biło mu jak oszalałe, a on po prostu nie umiał tego zatrzymać. Nie umiał, a może nie chciał? Muszę ją zobaczyć – mruknął wstając z łóżka. Nie obchodziła go godzina, ani nadopiekuńczy ojciec Violetty. Jeżeli jej nie zobaczę, to zwariuje – szepnął naciskając klamkę  i tym samym wydostając się ze swojego pokoju. Zatrzymał się w połowie drogi przez korytarz. Nie mogę tak wpaść z pustymi rękoma – zmarszczył brwi , zastanawiając się co mógłby ze sobą zabrać. Jego wzrok przykuła mała babeczka czekoladowa leżąca na talerzyku na małym taborecie. Chyba wystarczy –stwierdził pakując ciastko do kieszeni kurtki.
                                                                            -,-
- I wtedy kelner przychodzi i mówi ‘Przepraszam, ale nie mamy zupy dyniowej!’ -  całe towarzystwo, łącznie z ojcem Violetty wybuchło gromkim śmiechem. Jedynie ona siedziała z kamienną twarzą , grzebiąc widelcem w nietkniętym łososiu z warzywami. Chyba nigdy w życiu nie była równie znudzona jak właśnie w tym momencie.  W okół niej byli sami dorośli, którzy byli zajęci opowiadaniem nudnych anegdot i mało śmiesznych dowcipów. Na szczęście Violettcie udało się uniknąć uczestniczenia w owych konwersacjach. Goście byli po prostu zbyt zajęci swoimi sprawami, by zwrócić uwagę na córkę gospodarza. Dla niej to było nawet lepsze rozwiązanie. Ona nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać o biznesie, o którym nie miała bladego pojęcia. Usłyszała cichy szmer dochodzący z kuchni. Uznała, że cokolwiek tam się dzieje, będzie i tak ciekawsze od siedzenia przy stole i grzebania w jedzeniu. Wstała, a jej zniknięcie nie poruszyło żadnej ze zgromadzonych osób. Wchodząc do ciepłego pomieszczenia, w którym roznosił się zapach przeróżnych wykwintnych potraw, rozejrzała się.W pewnym momencie spojrzała w stronę drzwi kuchennych, które prowadziły do ogrodu. Za nimi ujrzała dobrze znanego sobie szatyna. Zaśmiała się pod nosem i pociągnęła za klamkę, tym samym znajdując się na zewnątrz.
- Pięknie wyglądasz – chłopak uśmiechnął się delikatnie po cichu zachwycając się urodą dziewczyny – Jeżeli przeszkadzam, to… - zaczął, ale nie dane mu było skończyć. Brunetka przystawiła dłoń do jego ust i pokręciła przecząco głową.
- Wręcz przeciwnie. Przyszedłeś w idealnym momencie – uśmiechnęła się na samą myśl możliwości ucieczki od nudnego niczym flaki z olejem towarzystwa stolikowego.  W jej oczach pojawiły się małe iskierki – Chodź za mną – szepnęła chwytając dłoń chłopaka, który nawet nie miał szansy zaprotestować. Pociągnęła go w głąb ogrodu. Doskonale wiedziała, gdzie chce się teraz znaleźć. Po chwili zaprowadziła przyjaciela pod wierzbę, o rozłożystych gałęziach. Zostawiła zaskoczonego chłopaka w tyle i kucnęła pod pniem drzewa. Palcami dotknęła trawy, chcąc sprawdzić czy nie jest mokra. Otrzymując przeczącą odpowiedź, uśmiechnęła się szeroko i położyła na ziemi – No dalej, połóż się obok mnie – zaśmiała się serdecznie i zachęciła chłopaka do dołączenia do niej. Ten zawahał się chwilę, ale w ostateczności postanowił położyć się obok Violetty.
- To dla Ciebie – powiedział cicho, wyjmując z kieszeni czekoladową babeczkę. Dziewczyna zachichotała i wyjęła ciastko z dłoni chłopaka. Była z lekka zaskoczona zachowaniem Leona.
- Wiesz, że nie musisz przynosić mi prezentów, za każdym razem, gdy tu przychodzisz? – zapytała  bawiąc się kosmykiem idealnie uczesanych, kasztanowych włosów. Verdas spojrzał w jej oczy i pokiwał głową.  Dziewczyna przewróciła oczami i cmoknęła policzek chłopaka. Tym razem na jego twarz wkradły się jedynie lekkie rumieńce. Violetta przypomniała sobie o ciastku i przełamała je, dzieląc tym samym na dwie różne połowy – Proszę – powiedziała podając przyjacielowi część przysmaku. Ten uśmiechnął się pod nosem i przyjął ‘prezent’ – Kiedy byłam mała, bardzo lubiłam po prostu położyć się na trawie i patrzeć na gwiazdy – westchnęła głęboko, przypominając sobie błogie czasy dzieciństwa. Otarła dłońmi swoje zziębnięte ramiona, w celu ogrzania się. Chłopak zauważył to i bez wahania zdjął z siebie skórzaną kurtkę. Okrył nią brunetkę, która w podzięce uśmiechnęła się prezentując szereg śnieżnobiałych ząbków. Wtuliła się w Leona, pozwalając by ten objął ją swoimi silnymi ramionami. Nie musieli się do siebie odzywać, im wystarczyła tylko obecność tej drugiej osoby.
Leon czuł się jakby był w siódmym niebie. W ramionach trzymał Violettę Castillo i gdyby mógł już nigdy by jej nie wypuścił. Chciał by była tylko jego. Pragnął być jedynym, który będzie oglądał jej piękną twarz, jedynym, który będzie mógł słuchać jej anielskiego śpiewu. Nie chciał się z nikim dzielić. Obróciła mój świat do góry nogami – uśmiechnął się delikatnie.  Wydawało się jakby rozsądny Leon zniknął już na zawsze.
W tym momencie ich spojrzenia się spotkały. Patrzyli sobie w oczy, jakby chcieli zajrzeć tej drugiej osobie w głąb duszy. Otaczający ich świat już nie istniał. Byli tylko oni. Tkwili tak przez dłuższą chwilę, ale w pewnym momencie nastąpił przełom. Oboje jakby myśląc o tym samym, zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej. Teraz wystarczyło jedynie jedno małe drgnięcie i ich usta złączyłyby się w pocałunku. Brakowało tak mało. Oboje przymknęli oczy, chcąc już za moment zaznać cudownej rozkoszy. Niestety, tego wieczoru, nie było im to dane.
- Violetta! – na dźwięk swojego imienia dziewczyna podskoczyła jak oparzona. Zapomniała o fakcie,iż w końcu jej ojciec zauważy jej zniknięcie. Nerwowo rozejrzała się po ogrodzie, mając nadzieje, iż jej rodzic nie postanowi szukać jej właśnie w tym miejscu. Rzuciła przepraszające spojrzenia chłopakowi, który nadal znajdował się w swego rodzaju transie. Pobiegła w stronę domu, modląc się, by ojciec uwierzył w jej kiepską wymówkę, której nawet jeszcze nie zdążyła wymyślić.  Mimo strachu, szeroki uśmiech, nie wiedząc czemu, nie schodził jej z twarzy.
                                                                       -,-
Leon niechętnie wstał i otrzepał spodnie, na których zaczepiły się drobinki trawy. Oparł się o pień , wzrokiem śledząc odbiegającą dziewczynę. Tak blisko – szepnął zaciskając pięści. Zadziwiające było to jak szybko dotarło do niego to co się przed chwilą wydarzyło. Prawie pocałował Violettę Castillo. No właśnie, prawie. Teraz był jeszcze bardziej sfrustrowany niż wcześniej. Był tak blisko od pocałowania  jej pełnych,malinowych ust. Teraz tylko o tym potrafił myśleć. Ona pewnie nie chce mnie pocałować – mruknął kopiąc mały kamyczek. Włożył ręce do kieszeni dżinsów i powolnym krokiem skierował się w stronę bramy wyjściowej. Może mieć każdego. Jest piękna, pociągająca, inteligentna i w dodatku śpiewa jak anioł. Ja jestem… no właśnie nawet nie potrafię siebie określić. Wybierze sobie kogoś innego, lepszego, a ja zostanę sam do końca życia – właściwie po raz pierwszy nie zaprzeczał, że poczuł coś do tej niesamowitej dziewczyny. Wiedział, że nie chce jej stracić, ale jednocześnie obawiał się odrzucenia, które jego zdaniem było nieuniknione.
                                                            -,-
Violetta wbiegła do kuchni, zapominając o tym , że cały czas ma na sobie kurtkę Leona. Przekraczając próg pomieszczenia zderzyła się ze swoim ojcem, który był co najmniej zdziwiony. Zmarszczył brwi i uważnie przyjrzał się córce. Ta widząc jego wzrok na skórzanej kurtce, zaklęła cicho. Musiała szybko wymyślić jakąś wymówkę.

- To kurtka Federico, założyłam ją, by nie zmarznąć. Chciałam wyjść na świeże powietrze – odparła po chwili namysłu, starając się brzmieć wiarygodnie. Ojciec dziewczyny westchnął głęboko i ręką wskazał jej jadalnie, tym samym prosząc córkę by się tam udała. Violetta kiwnęła głową i pobiegła w stronę wskazanego pokoju. Cały czas czuła w sobie takie dziwne, przyjemne ciepło. Nie potrafiła się pozbyć tego uczucia. W pewnym momencie stanęła jak wryta. Dopiero po chwili dotarło do niej, to co się wydarzyło kilka minut temu. Ja..prawie pocałowałam Leona – szepnęła uderzając się dłonią o czoło – Musi mnie uważać za idiotkę. Okej Viola. Tylko spokojnie… On z pewnością zapomni o tym. Właśnie, on zapomni i ty też – opadła na jedno z krzeseł i jęknęła cicho. Czuła się dziwnie i nie podobało jej się to ani trochę. W dodatku uśmiechała się cały czas, wyglądając przy tym jak osoba o nie małych problemach psychicznych. Sięgnęła po szklankę wody i upiła kilka łyków, chcąc zaspokoić swoje pragnienie. Prawdą było jednak, iż pragnęła czegoś trochę innego.
************************************
Tu tu tu ru tu tu tu! Tak udaję, że gram na trąbce. Uprzedzam pytanie, nie potrafię. Macie tutaj piętnastkę, na którą trochę czekaliście , bo nie chciało mi się niczego pisać. No, ale teraz macie.
Co ważniejsze, dziś jest 14 listopada ( chyba, że źle patrzę na kalendarz) , czyli miesięcznica bloga! Właśnie 14 października opublikowałam prolog! Co prawda, pierwszy post opublikowałam 13, ale co mi tam :) Chyba prolog ważniejszy dla bloga, co nie? ;) Naprawdę, szkoda, że niczego specjalnego nie przygotowałam. W dodatku dodałam rozdział z niedoszłym ( już kolejnym!) pocałunkiem Leonetty. Oj, źle ze mną. 
Jako nagrodę pocieszenia, macie tańczące koty ;)

Pozdrawiam serdecznie i do następnego :*

sobota, 9 listopada 2013

Liebster Blog Award

Witajcie ;) Dzisiaj krótki post, który akurat nie jest rozdziałem ;) Widzicie, że jestem zła?
No dobra, teraz do rzeczy.
Zostałam nominowana do Liebster Blog Award przez AnahiRBD z bloga Zabij mnie jeśli potrafisz. Dziękuje za nominację, choć sama nie uważam, że mi się należy :)
Chyba wszyscy wiedzą o co chodzi, więc nie muszę pisać czym jest LBA, prawda? Powiedzcie, że tak... Proszę! :D
Pytania od AnahiRBD
1. Czemu ludzie się tną?
Nie wiem. W sumie, to jak można wiedzieć? Jak ktoś sięga po żyletkę, zwykle chce pozbyć się jakiegoś problemu. Nie ma jednego powodu, zwykle składa się na to kilka czynników.  Niestety nie wszyscy rozumieją, że okaleczanie się nie rozwiąże naszych problemów . Takich osób z pewnością nie należy opuszczać. Potrzebują wsparcia i miłości. Czasami również pomocy psychologa.
2. Co myślisz o czasach, w których żyjesz?
Szczerze? Nie podobają mi się. Tęsknie za dzieciństwem. Za latami, kiedy dziesięciolatkowie bawili się na podwórkach z kolegami, a nie siedzieli przed bezmyślnymi kreskówkami. Kiedy nie wszyscy mieli komórki, tablety i laptopy. Nie podoba mi się również, to co się dzieje w wielu miejscach na świecie. Niby XXI wiek, a cały czas słyszymy o jakiś okropieństwach...
3. Wierzysz w prawdziwą przyjaźń? Uzasadnij swoją odpowiedź.
Wierzę. Każdy w swoim życiu powinien ją znaleźć. Niestety, niektórym udaje się to dopiero bardzo późno. Fałszywi przyjaciele istnieją i nie należy temu zaprzeczać. Sama przez to przeszłam. Na szczęście znalazłam ludzi, którzy mnie naprawdę rozumieją. Którzy kochają mnie taką jaką jestem. Akceptują mnie ze wszystkimi wadami. Potrafią mnie rozśmieszyć, kiedy mam gorszy dzień. Nie obrażają się za byle co i umieją wysłuchać. I to jest piękne.
4. Dlaczego ludzie ranią siebie nawzajem?
Z różnych powodów. Zwykle chodzi o brak zaufania do drugiej osoby. Trzeba umieć ze sobą współpracować i żyć, tak by obeszło się bez ranienia się.
5. Co myślisz o dzisiejszych nastolatkach?
Co mogę powiedzieć? Różni ludzie chodzą po świecie. Nie znam wszystkich, więc czemu mam zaczynać od oceny ogółu.
6. Gdyby twój były przyjaciel miałby problem pomogłabyś mu? Uzasadnij swoją odpowiedź. 
Z reguły tak. Mam to do siebie, że nie potrafię odmówić osobom, które kiedyś dla mnie dużo znaczyły. To jedna z moich wad. Po prostu nie panuję nad tym. Pomogłabym, chcąc czy nie chcąc. Chyba czułabym, że jest to mój obowiązek.
7. Kobiety są rzeczywiście słabą płcią, czy to tylko przestarzały stereotyp?
Stereotyp. Jednak feministką nie jestem :)
8. Czym jest dla Ciebie nienawiść? Jak ją oceniasz? Znasz to uczucie?
Nienawiść niszczy wszystko. Niszczy nasz świat. Ludzie plują sobie w twarz i odwracają się do siebie plecami. Niestety miałam z nią do czynienia i to wiele razy. 
9. Pozwól, że usiądę obok Ciebie. Co mi dziś opowiesz?
Życie jest zbyt piękne, by je marnować siedząc obok mnie :D Nie no, żartuje. W sumie, to nie mam pojęcia. Prawdopodobnie zaczęłabym konwersację o pogodzie.
10. " Cisza jest bolesna, ale właśnie w ciszy wszystko nabiera kształtu". Jak zinterpretujesz te słowa?
Nie lubimy ciszy. Chcemy być słuchani, chcemy rozmawiać. Chcemy wiedzieć, że jest tam ktoś, kto zawsze wyciągnie do nas pomocną dłoń. Mimo wszystko w tej okropnej, samotnej ciszy możemy znaleźć chwile wytchnienia.
11. Dlaczego ludzie chcą się upodobnić do innych?
Odpowiem krótko. Czują się niedowartościowani.

Uff.. Udało mi się! * W tle leci " We are the champions", a ja udaje, że gram na gitarze elektrycznej*
Teraz...
Nominuję te blogi :
http://soloamorymilcanciones.blogspot.com/
http://ludmila-i-federico-forever.blogspot.com/
http://naxi-the-beginning-of-big-love.blogspot.com/
http://vilu-y-leon.blogspot.com/
http://kochac-bardziej.blogspot.com/
http://dzikiestory.blogspot.com/
http://fui-la-nina.blogspot.com/
http://vilu-diary.blogspot.com/
http://pues-amor-es-lo-que-siento.blogspot.com/
http://violetta-and-her-world.blogspot.com/

Ta dam! Mam nadzieję, że nie będę musiała dodatkowo spamować waszych blogów tą informacją :D Jak ktoś z nominowanych przeczyta, to proszę o komentarz pod tym postem. Chciałabym wiedzieć, w kto wie ;)
Teraz moje pytania.
1. Kochasz muzykę? Jeśli tak to czym dla Ciebie jest?
2. Jaki był Twój najdziwniejszy sen?
3. Wolisz książki czy filmy? Odpowiedź uzasadnij.
4. Myślisz, że warto marzyć?
5. Kogo podziwiasz najbardziej na świecie?
6. Jesteś samotnikiem, czy wolisz spędzać czas w grupie?
7. Wolisz dzień czy noc?
8. Czy zyskałaś dużo, zakładając konto na bloggerze?
9. Czy warto wybaczać osobom, które Cię zraniły?
10. Lubisz przyrodę, czy wolisz spędzać czas w domu?
11. Jak masz na imię?

Haha! To ostanie pytanie szczególnie oryginalne. Naprawdę. Zaskoczyłam samą siebie :)
Już kończę. Dobranoc :)

piątek, 8 listopada 2013

Rozdział 014

                                                                          .
Natalia powoli wsunęła się do wanny napełnionej cieplutką wodą. Po łazience rozchodził się zapach jej 
ulubionego, jabłkowego płynu do mycia. Całkowicie zanurzyła swoją kędzierzawą czuprynę i przymknęła oczy.  Udało jej się przeżyć dzisiejszy dzień. Jeszcze tylko kolejne, w których Maxi cały czas będzie z Camillą. Przestań – syknęła przez zaciśnięte zęby.  Skoro udało jej się nie rozpłakać się ani razu podczas tego dnia, to chyba musi coś znaczyć, prawda? Maxi to było tylko chwilowe zauroczenie. Nic więcej – mruknęła wynurzając głowę.  Przejechała aksamitną gąbką po ciele, rozprowadzając kleistą maź. Takie kąpiele zawsze sprawiały jej przyjemność,a nie mogła sobie na nie pozwolić zbyt często. Powodem był po prostu brak czasu. Natłok zadań domowych i testów. Teraz jeszcze miał dojść do tego zimowy musical. Brunetka zacisnęła małe piąstki. Mogła przysiąc, że nawet w tej chwili z zimną krwią własnoręcznie udusiła by Leona Verdasa. Zdenerwował ją i to jak. Żal jej było jedynie Violetty. W końcu to za nią latał ten cały czas. Ciekawe jak to jest, kiedy chłopak za Tobą szaleje? – odchyliła głowę do tyłu, pozwalając by drobne kropelki wody opadły na niebieskie kafelki. Jakoś nigdy wcześniej o tym nie myślała. Nie była typem dziewczyny,która miała kilkunastu adoratorów, nigdy nawet nie była w związku. Tylko czy chciała? Wszędzie w około widziała szczęśliwe pary. Właściwie to tylko jedną i to wcale niekoniecznie tak bardzo szczęśliwą.  Westchnęła ciężko i zakręciła kurek wanny. Może to czas się z kimś związać? – zapytała samą siebie, wycierając potarganą czuprynę pomarańczowym ręcznikiem.
                                                                         -,-
Maxi znów przełączył na bezsensowny kanał informacyjny. Rozsiadł się na kanapie , obserwując z jakim entuzjazmem jego rodzice rozmawiają o kwiatach. Tak. Państwo Ponte byli dumnymi właścicielami firmy ogrodniczej. Maxi bardzo ich kochał, jednak czasami miał ochotę , podobnie jak w pilocie, włączyć opcje ‘wycisz’. Położył nogi na ławie do kawy i zdjął czapkę z głowy. Przyglądał się właśnie rozmowie dwóch polityków, którzy najwyraźniej za sobą nie przepadali. Chłopak ściszył trochę dźwięk, nie chcąc słuchać wyzwisk. Od tego miał szkołę. Właśnie, szkoła. Maximilian nigdy nie pomyślałby, że będzie jednym z aktorów grających w musicalu. Niestety, był. Przynajmniej Natalia też tam będzie – rozmarzył się przypominając sobie piękną sukienkę, w którą była ubrana brunetka. Otrząsnął się. – jaka Natalia… Ja chciałem powiedzieć…no… Camilla! – wykrzyknął w myśli, jakby chcąc przekonać siebie samego, że to właśnie o swojej rudowłosej dziewczynie tak intensywnie rozmyślał. Byli razem zaledwie dwa dni, a Maxi już czuł się dziwnie. Od ich pierwszego pocałunku, do niczego nie doszło. Camilla próbowała coś zainicjować, ale chłopak zawsze znajdywał jakąś wymówkę. Może wcale nie chciał kolejnego pocałunku? Może chciał , żeby wszystko było jak zawsze? Trudno powiedzieć, gdyż Maxi nigdy nie wiedział czego dokładnie chce.
                                                              -,-
Leon przewrócił się z boku na bok. Wciąż myślał o zaistniałej sytuacji. Przed oczami cały czas miał piękną Violettę Castillo. Wyglądała tak niewinnie i delikatnie. Chciałbym się nią zaopiekować i bronić od tego całego zła –chłopak uderzył się dłonią w czoło. Teraz już nawet nie mógł kontrolować swoich myśli, ona zawładnęła nim całym. Wszystko co robił, mówił było z myślą o niej. Znał ją tak krótko, a wydawało mu się, jakby spędził z nią całe swoje dotychczasowe życie. Usiadł na łóżku i zrzucił z siebie kraciasty koc. Nie mógł spać. Nie było nawet sensu próbować. Zsunął się z łóżka i nałożył na swoją pidżamę niebieski szlafrok. Przeciągnął się i wyszedł z pokoju. Doskonale wiedział, że jest druga w nocy. Teraz, jednak, obchodziło go to tyle co zeszłoroczny śnieg. Powolnym krokiem sunął po korytarzu, aż wreszcie znalazł się w salonie. Szukał czegoś bardzo ważnego. Rozejrzał się po małym pomieszczeniu. Bingo! – jego uwagę przykuła czarna gitara, stojąca w kącie pokoju. Była cała zakurzona, w końcu ostatni raz grał na niej jako mały chłopiec. Nie wiedząc czemu poczuł nagłą chęć powrócenie do starego przyjaciela. Schwycił instrument i delikatnie przejechał po strunach. Wciąż wydawały ten sam wspaniały dźwięk. Nie mógł się jednak równać z głosem Violetty.  Ponownie przejechał po strunach i nagle stało się coś czego w ogóle się nie spodziewał. Z jego ust wyszły słowa, przepiękne słowa.
Cuando me voy me quieres seguir
Cuando yo estoy tu te quieres ir
Dame el motivo de tu temor
Dame tu amor…
Nie kontrolował tego. Jego gardło robiło swoje. Jego ciało nie słuchało umysłu, słuchało serca, które biło jak szalone. Zastygł w ruchu na chwilę.
- Dawno nie słyszałem Twojego śpiewu. Nie wyszedłeś z wprawy – chłopak obrócił się jak oparzony i ujrzał uśmiechniętego wujka Fernando .Odetchnął z ulgą i opadł na kanapę. Mógł przynajmniej nie być taki głupi, by grać jakieś trele w środku nocy. Nic dziwnego, że ktoś go usłyszał – Posłuchaj, bo muszę zadać Ci to pytanie. Ostatnio jesteś jakiś dziwny, w dodatku nie dostałem jeszcze żadnej skargi ze szkoły. Uśmiechasz się cały czas i jeszcze.. jeszcze teraz śpiewasz… - mężczyzna wziął głęboki wdech- Czy Ty się zakochałeś? – Leon wytrzeszczył oczy. Szczęka opadła mu z wrażenia, nie spodziewał się usłyszeć takich słów. Chciał odpowiedzieć, ale sam nie wiedział co. Zakochałeś się, zakochałeś się… - te wszystkie słowa dudniły niczym puzony w głowie Leona. Schował ją w dłoniach i cicho załkał. Nie miał pojęcia co ma zrobić.
- Ja.. ja nie wiem – wyszeptał , choć bardzo głęboko, jego serce doskonale znało odpowiedź. Młody Verdas musiał ,jednak , odnaleźć ją na własną rękę.
                                                            -,-
Kolejnego dnia, rano
Francesca nalała mleka do ulubionego kubka. Od dziecka kochała ten napój, zwykła go pić gdy była w szczególnie dobrym humorze. Tak było też teraz. Właśnie poznała miłość swojego życia… przynajmniej tak myślała. Fran była wielką optymistką i równie wielką romantyczką. Skakała z kwiatka na kwiatek, niczym motylek. Obiekt swoich westchnień potrafiła zmienić w ciągu kilku sekund. Jednak za każdym razem była święcie przekonana o tym, że to jest prawdziwa miłość. Spojrzała na wyświetlacz telefonu i zmarszczyła czoło. Nie miała jeszcze żadnych nowych wiadomości. Może nie licząc tej  od nowej sieci komórkowej. Jared, bo tak nazywał się nowo poznany chłopak, już dawno powinien coś napisać. Tak, dała mu swój numer. Nie stać go nawet na zwykłą uśmiechniętą buźkę? – oparła łokcie o blat i spojrzała w jeszcze pełne naczynie. Tak bardzo chciała znaleźć tego jedynego. Kogoś kto byłby jej i tylko jej. Myślała, że tym kimś może być Jared, w końcu on podoba się jej, a ona jemu. To chyba wystarczy, prawda?
                                                                       -,-
Violetta leniwie przeciągnęła się, próbując rozciągnąć zesztywniałe od dłuższego leżenia mięśnie. Przetarła oczy i kątem oka spojrzała na zegar ścienny. Było dość wcześnie. Nie zwykła wstawać o tej porze w dni wolne. Jednak tej nocy coś było inaczej. Nie mogła spać. Nie wiedziała z jakiego powodu, po prostu nie mogła. Przez cały czas czuła takie dziwne ciepło.  Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyła. Violetta nigdy nie miała problemów z bezsennością. Zasypiała szybko, a jak już udawała się w krainę snów, trudno ją było stamtąd zabrać. Potrząsnęła głową z niedowierzaniem. Wstała z łóżka, nie spiesząc się wcale. Powolnym krokiem podeszła do lustra wiszącego przy drzwiach. Przystanęła na chwile, chcąc zobaczyć swoje odbicie. Zmarszczyła czoło.  Obejrzała swoją twarz dokładnie z kilku stron, próbując doszukać się jakiś niedociągnięć. Westchnęła ciężko. Czekaj, czekaj. Violka, od kiedy Ty się tak przed lustrem przeglądasz? – zapytała samą siebie. Rzeczywiście, nie zwykła tego robić. Cofnęła się, cały czas kręcąc głową z niedowierzaniem. Wyszła z pokoju. Z lekkością piórka frunęła po doskonale wypolerowanym parkiecie. Była na bosaka, ale to jej wcale nie przeszkadzało. Lubiła chłodzący dotyk parkietu, niczym królowej lodu. Zatrzymała się na moment, stojąc przy drzwiach do sypialni ojca. Natężyła słuch. Tak, dalej śpi – zaśmiała się cicho na dźwięk donośnego niedźwiedziego chrapania. Z kilkoma susami pokonała eleganckie schody i znalazła się na parterze ekskluzywnej posiadłości Castillo. Rozejrzała się chwilę, a następnie na paluszkach czmychnęła w stronę kuchni. Klasnęła w ręce i otworzyła drzwiczki od lodówki. Wyjęła z niej talerzyk czekoladowego ciasta. Uśmiechnęła się pod nosem. Jednak opłaca się wstawać wcześniej – mruknęła rozkoszując się czekoladowym niebem.
                                                                              -,-
Ryan powoli podniósł się z chodnika. Usiadł na krawężniku i rękawem szarej bluzy wytarł zakrwawiony łuk brwiowy. Przejechał dłonią po spoconym czole i splunął na ziemię. Skrzywił usta w krzywym uśmiechu i westchnął głęboko. Wbrew pozorom wcale nie podobało mu się to co działo się z jego życiem. Kiedyś miał wielkie ambicje, aspiracje. Był kimś zupełnie innym. Wesołym chłopcem, który miał wiele pasji. Po prostu cieszył się życiem. Potem przyszła jedna śmierć i kolejna. Załamał się trochę. Całymi dniami przesiadywał w pokoju, wyglądając przez zakurzone okno. Dobrze pamiętał ten dzień, w którym postanowił się przełamać. Wyszedł na podwórko za kamienicą i usiadł na murku przyglądając się życiu innych mieszkańców. Wtedy przyszedł on, Leon Verdas. I wszystko zniszczył. Ryan doskonale pamiętał szykany, którymi obrzucił go szatyn wraz z kilkoma kolegami. Coś w nim pękło. On był zawsze życzliwy innym i nic mu to nie dało. I to proszę państwa historia mojego nędznego życia – mruknął rzucając mały kamyczek na drodze. Wstał i skierował się w nieznanym mu kierunku. Szedł tam gdzie chciał. Tak naprawdę, to była ta mała cząstka dobrego Ryana Rodrigueza. W głębi duszy cały czas był romantykiem, tylko nie chciał się do tego przyznać. Musiał być twardy jak skała. Kto by pomyślał, że role się odwrócą – szepnął przypominając sobie śliwę pod okiem Verdasa. Uśmiechnął się lekko i jednym susem pokonał kamienne schodki. Kiedy znalazł się na ich szczycie, zauważył mały zwitek papieru. Podszedł bliżej i jak się okazało, to co wcześniej uważał za zwykłą kartkę okazało się być zdjęciem. Wziął je do dłoni i uważnie przyjrzał się postaci na niej widniejącej. Sam nie wiedząc czemu, schował je do kieszeni i ruszył dalej, w nieznane. Osoba znajdująca się na tym zdjęciu miała już niedługo bardzo namieszać w jego życiu. Może gdyby był tego świadomy, nie podniósłby go z ziemi?
                                                                            -,-
Pablo rozsiadł się w seledynowym fotelu. Na stoliczku obok stała już prawie wystygła kawa, którą sam zaparzył sobie pół godziny temu.  Mężczyzna przymknął oczy. Doskonale wiedział co  robi. Wtedy zawsze słyszał ten anielski głos, który tak bardzo chciał znaleźć. Problem tkwił w tym, że nie wiedział nawet gdzie szukać. Może ktoś inny szybko zapomniałby o takiej błahostce, ale Pablo nie potrafił. Wiedział, że ten głos jest swego rodzaju odpowiedzią na dręczące go pytania. Był świadomy swojego zaniku pamięci i chyba to go najbardziej dołowało. Chciał pamiętać, ale najzwyczajniej w świecie nie mógł. W głowie miał pustkę, nicość. Nie wiedział co kryje się za tą mgłą, która zasłaniała mu oczy, ale był zdeterminowany by się tego dowiedzieć. Potrząsnął głową i wyciągnął lekko drżąco rękę po filiżankę kawy. Wziął kilka łyków i otworzył oczy. Na jednej z półek stało zdjęcie jego i Adelajdy oprawione w piękną ramkę. W tym momencie jeszcze wierzył, że naprawdę kocha Addie. Tylko, że jak się mówi, przed prawdą nie da się uciec.
                                                                        -,-
Natalia usiadła na ławce w pobliskim parku. Lubiła tu przychodzić nad ranem, kiedy mało kto mógł jej przeszkodzić w rozmyślaniach. Spojrzała na liście, które kołysały się razem z lekkim wiaterkiem. Gdzieś dalej mała, ruda wiewiórka próbowała do swoich łapek zebrać dużą garstkę orzechów. Natalia zaśmiała się cichutko i wzięła głęboki wdech. Kochała wdychać to świeże powietrze, które wypełniało jej całe ciało energią.
- Natalia? – brunetka podniosła głowę i ujrzała drobną blondynkę, która stała kilka metrów od ławki. Kiwnęła głową i zmarszczyła brwi. Podrapała się po kędzierzawej czuprynie.
- Też lubisz tutaj przychodzić? – zapytała przesuwając się, tak by jej koleżanka również mogła usiąść na białej ławeczce. Ta z wahaniem podeszła i zajęła miejsce obok Natalii. Spojrzała jej głęboko w oczy. Tak głęboko, że Nata miała wrażenie, że blondynka zna jej wszystkie myśli.
- Bardzo – odparła splatając blade dłonie z sobą. Podkuliła kolana pod brodę i westchnęła ciężko. Odgarnęła kosmyk blond włosów za ucho – Miłość jest niesprawiedliwa – szepnęła prawie niesłyszalnie, ale na tyle głośno by jej słowa dotarły do uszu brunetki. Zdziwiło ją trochę jej stwierdzenie, ale nie umiała nie przyznać jej racji.

- Całe życie czekasz na miłość swojego życia, a gdy w końcu się zakochujesz, to w niewłaściwej osobie – Natalia była pewna tych słów. Przynajmniej tak jej się wydawało. Uśmiechnęła się delikatnie w stronę blondynki i położyła swoją dłoń na jej wątłym ramieniu.  Poczuła jakąś niesamowitą więź. Tak jakby właśnie znalazła swoją bratnią duszę. Nie myliła się. 
***********************
No i czternasty rozdział się melduje. Jest już późno, więc napiszę jedynie, że przepraszam za opóźnienie i ogólnie za jakość rozdziału. Może tylko dodam, że wreszcie macie perspektywę Ryana. Ciekawe co z nim będzie..
Dostałam nominacje od LBA, ale post na ten temat napiszę prawdopodobnie jutro. Po prostu dzisiaj nie mam już siły.
Pozdrawiam serdecznie i do następnego :*

wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział 013

                                                                         .
Zaraz po dzwonku wybiegła z klasy jak oparzona. Nie miała pojęcia, czemu to zrobił. Nie wiedziała co nim kierowało, w końcu nie znała go tak dobrze. Występ muzyczny to właściwie najgorsze co mogło się jej przytrafić.  Ojciec,gdyby się o tym dowiedział, z całą pewnością wywiózłby ją do jakiegoś innego miasta. German Castillo po prostu nienawidził muzyki. To wcale nie są zbyt ostre słowa, mężczyzna nie mógł nawet patrzeć na fortepian, a co dopiero słuchać śpiewu swojej córki. Dziewczyna wbiegła do toalety i osunęła się o ścianę. Ukryła twarz w dłoniach i powoli wypuściła powietrze ze swoich płuc. Powinna być wściekła na Leona. W końcu zapisał ją jako chętną do wzięcia udziału w przedstawieniu bez jej zgody. Powinna mu to wszystko wykrzyczeć prosto w twarz, ale jakoś nie potrafiła. Gdyby zrobił to ktoś inny, to może byłaby do tego zdolna. Nie potrafiła być zła na Verdasa, sama nie wiedziała czemu. Nie znali się długo, ale coś w ich relacji było z pewnością magiczne i niesamowite. Violetta czuła się przy nim inaczej.  Gdy przebywała z nim, rozpierało ją jakieś tajemnicze uczucie, którego nie umiała określić. Z jakiegoś nieznanego jej powodu, była przekonana, że może mu powiedzieć wszystko, a on jej nie wyśmieje. Na samą myśl o przystojnym szatynie na twarzy dziewczyny wykwitał piękny uśmiech. Poderwała się gwałtownie. Popchnęła drzwi i z prędkością światła wybiegła na korytarz. Stał zaledwie kilka metrów dalej ze spuszczoną głową. Popchnięta przez jakąś niewidzialną siłę, podbiegła do chłopaka i wtuliła się w niego z całej siły. Po chwili poczuła jego silne ramiona na swoim ciele.
- Nie jesteś zła? – wyszeptał nie wypuszczając brunetki ze swoich objęć. Ta podniosła głowę, która wcześniej spoczywała na torsie chłopaka i przecząco pokręciła głową w ramach odpowiedzi. Uśmiechnęła się delikatnie, a jej wszystkie wątpliwości związane z przedstawieniem zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Jakiś dziwny głosik w głębi jej głowy przekonywał ją, iż wszystko będzie dobrze, a ona mu wierzyła.
                                                                     -,-
- Ramallo! Gdzie są te cholerne papiery?! – krzyk zapracowanego mężczyzny szybko rozprowadził się po posiadłości państwa Castillo. Opalonymi palcami wertował kartki, szukając odpowiednich dokumentów. Syknął z dezaprobatą. Opadł na krzesło i położył nogi na biurko. Splótł palce ze sobą  i nerwowo przygryzł wargę. Drzwi do gabinetu otworzyły się, a German już chciał udzielić swojemu pracownikowi reprymendy, ale to nie Ramallo ukazał się oczom mężczyzny. W drzwiach stanęła szczupła, dobrze ubrana blondynka – Co Ty tu robisz?- mruknął marszcząc czoło. Dobrze wiedział czego chce ta kobieta i właśnie z tego powodu nie chciał widzieć jej w swoim domu.
- Olga mnie wpuściła – mężczyzna po cichu zaklął głupiutką i dobroduszną gosposię. Nie miał zamiaru wysłuchiwać kolejnych skarg. Nasłuchał się ich wystarczająco przez ostatnie dziesięć lat. Rodzina jego zmarłej żony ciągle obwiniała go o wszystko – Musimy porozmawiać – pan Castillo parsknął śmiechem i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Nie mamy o czym rozmawiać, Angeles – tak, German był jednym z takich ludzi, którzy nigdy nie używali zdrobnień – Nie chcę Cię widzieć w tym domu. Zostaw nas w spokoju – warknął przeczesując swoje szpakowate włosy spracowaną dłonią. Zacisnął zęby, nie chciał by Violetta się o wszystkim dowiedziała. Tyle lat starannie wszystko ukrywał, odcinając się od dotychczasowego życia. Teraz to wszystko miało pójść na marne?
- Mamy. Proszę nie rób głupstw. Twoja córka ma prawo wiedzieć, że ma rodzinę ze strony matki! – Angie usiadła na krześle naprzeciw biórka. Położyła swoją dłoń na blacie, dotykając jego palców, tak jak zwykła to robić Maria. Mężczyzna szybko cofnął rękę i jak oparzony wybiegł z gabinetu. Usiadł na kanapie i schował głowę w dłoniach. Kiedy myślał o Marii, momentalnie łagodniał. Była jego jedyną słabością. Niestety jej młodsza siostra była do niej podobna, bardziej niż wcześniej mu się wydawało. Nie mógł pozwolić sobie na żaden błąd. Tyle lat udało mu się skrywać pod twardą skorupą, która powoli zaczęła pękać na powierzchni.
                                                -,-
Sala teatralna po raz kolejny w tym tygodniu była przepełniona uczniami.  Wszyscy siedzieli na scenie, oczekując przybycia spóźnialskiej pani Darbos. Na środku siedziała Violetta, a tuż obok niej Leon. Byli w centrum zainteresowania. Reszta nastolatków siedziała w pewnej odległości od tej pary, po cichu rzucając komentarze. Byli wściekli na Leona i zdziwieni postawą Violetty. Nie rozumieli, jak ktoś może się cieszyć z powodu piątkowego wieczoru spędzonego w szkole.  Oni jednak wydawali się nie dostrzegać otaczającego ich świata. Byli za bardzo pochłonięci sobą. Brunetka z wypiekami na twarzy opowiadała o jakimś ważnym dla niej wydarzeniu, a szatyn wpatrywał się w nią jak w obrazek. W pomieszczeniu mógłby pewnie wybuchnąć pożar, a oni i tak niczego by nie zauważyli. Nie wszystkim podobała się ta sielankowa scenka.
- Witajcie! Przepraszam za spóźnienie, ale sami wiecie jak to jest w teatrze – Clarissa Darbos zarzuciła fioletowy szal do tyłu i położyła ręce na biodrach. Po minach zgromadzonych tu młodych ludzi, nabrała przekonania, że jednak nie wiedzą – No dobrze – chrząknęła znacząco widząc, że młody Verdas bardziej zainteresowany był panienką Castillo  - Nie znamy się jeszcze tak dobrze, więc przed przydzieleniem ról porobimy kilka ćwiczeń na zaufanie – właściwie wszyscy ze zdziwieniem wpatrywali się w panią Darbos. Ta teatralnie wywróciła oczami – Zademonstruje Wam, skoro żadne z Was nie wie nic o teatrze… Ferro, Pasquarelli do mnie! – wykrzyknęła, a wzrok wszystkich zgromadzonych zwrócił się w stronę osób noszących wymienione nazwiska. Dziewczyna ze spuszczoną głową wstała i stanęła na środku sceny. Brunet przyjął naburmuszony wyraz twarzy i po chwili znalazł się tuż obok blondynki – Chłopcze, stań za Ferro. Twoim jedynym zadaniem jest ją złapać, jasne? – nauczycielka uniosła brew, oczekując odpowiedzi. Usłyszała jedynie cichy mamrot. Podczas gdy brunet był wyraźnie niezadowolony z zaistniałej sytuacji w blondynce rodziły się mieszane uczucia. W końcu przymknęła oczy i z lekkością osunęła się do tyłu. Wylądowała w silnych ramionach Włocha. Ich spojrzenia się spotkały. Stali cały czas w tej samej pozycji, nic nie mówiąc, tylko patrząc sobie w oczy.
- Dobrze. Możecie już usiąść – głos pani Darbos przywrócił tę dwójkę do rzeczywistości.  W ciszy powrócili na swoje miejsca.
                                                                       -,-
- To idziemy w końcu na ten film? – po kilkunastominutowej próbie z panią Darbos, Francesce wreszcie udało się dotrzeć do Violetty. Na widok Leona stojącego obok dziewczyny, skrzywiła się lekko. W końcu to przez niego została wciągnięta do tego całego przedsięwzięcia.  Nie mogła wyobrazić siebie w roli aktorki,a  tym bardziej tancerki. Od zawsze miała dwie lewe nogi.
- Jeżeli cały czas masz ochotę to zgoda– brunetka uśmiechnęła się i poprawiła ramię skórzanej torebeczki – Muszę tylko poprosić Federa, by mnie krył przed tatą – zaśmiała się serdecznie i powoli ruszyła w stronę swojego włoskiego przyjaciela.
Leon wodził za nią wzrokiem. Dokładnie śledził każdy jej ruch, można powiedzieć, że nie mógł oderwać oczu od drobnej brunetki. Francesca była pewna, że chłopak się zakochał i to na dobre. Chodziła z nim do jednej klasy kilka dobrych lat. Znała go jak zły szelong. Jednego dnia chodził z jedną dziewczyną, a drugiego już podrywał jej siostrę. Teraz, jednak, wszystko było inaczej.  Verdas patrzył na Violettę, jakby była najpięniejszym dziełem sztuki na świecie. Ciekawe jak to wszystko się potoczy – dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem na widok powracającej Violetty i śliniącego się do niej Leona. Czuła, że chłopak tak łatwo nie odpuści.
                                                                                -,-
Diego odciągnął swojego kolegę na bok, chcąc przemówić mu do rozumu. Odprowadził go na bezpieczną odległość, upewniając się, że nikt nie usłyszy ich rozmowy.
- Czego chcesz, Diego? Chciałem spędzić trochę czasu z Violettą… - Verdas jęknął, opierając się o ceglaną ścianę. Dominiguez przewrócił oczami i syknął, kręcąc głową z dezaprobatą.Wziął głęboki wdech i lekko zacisnął pięści. Z nim jest gorzej niż myślałem – westchnął głęboko.
- Wpakowałeś nas do jakiegoś idiotycznego musicalu! W dodatku z powodu jakiejś głupiej laski, która… - chłopak nie zdążył nawet skończyć zdania,gdyż Verdas już schwytał go za rogi koszuli i podniósł do góry.  W jego oczach widać było iskierki gniewu, które były odzwierciedleniem pozostałości starego Leona.
- Nie waż się tak o niej mówić – warknął tak ostro, że Dominigueza przeszły ciarki. Verdas był wściekły, ale niestety właśnie na Diega, który usilnie próbował wyrwać się z żelaznego uścisku – Jeszcze raz usłyszę podobną uwagę i będziesz musiał zeskrobywać się z podłogi, jasne? – syknął puszczając koszulę kumpla, tak, że ten z hukiem upadł na ziemię. Podniósł głową i pokiwał nią, na znak zrozumienia.
- Zmieniłeś się, Verdas – szepnął, wycierając krew kapiącą z rozciętej wargi. Szatyn zamarł w ruchu i spojrzał na niego lodowatym wzrokiem. Zmarszczył brwi i otrząsnął się. Odszedł powoli, jakby wahając się. W końcu przyspieszył kroku i zniknął za rogiem. Dominiguez podniósł się z podłogi i otrzepał lekko zabrudzone spodnie. Przywrócenie starego Leona okazało się być trudniejsze niż myślał. Ta dziewczyna naprawdę zawróciła mu w głowie. Aż za bardzo. Robiła z niego człowieka, którym nie miał prawa być. Sprawiała, że zapominał o całym otaczającym go świecie i zaniedbywał stare obowiązki. Diego wiedział, że musi coś z tym zrobić. Nie mógł pozwolić, by jego kumpel stoczył się aż tak bardzo. Miłość to byłoby najgorsze co mogło zawitać w życiu Leona Verdasa, przynajmniej według bruneta. Verdas nie mógł się zakochać, nie miał do tego prawa. Wolał by, żeby wszystko było takie jak dawniej. Jego kolega znów byłby bezwzględnym podrywaczem i prawa życia nie zostałyby naruszone. Według Diega, każdy powinien znać swoje miejsce w szkolnej hierarchii Popularni trzymali się z popularnymi, a kujony z kujonami. Prosta filozofia życiowa.  Niestety ta cała Violetta mogła tą całą równowagę zniszczyć.  Może i była ładna, ale nic po za tym. Z pewnością nie zasługiwała na uwagę Diego przez dłużej niż dwa dni.
                                                                      -,-
Francesca właśnie pociągnęła swoją przyjaciółkę w stronę kasy z biletami. Spojrzała na średniej wielkości ekran i zmrużyła oczy. Do wyboru było kilka świetnych filmów. Dwie komedie romantyczne, dokument o Margaret Thatcher i nowy horror, który podobno dostał same doskonałe recenzje. Wysłała pytające spojrzenie w stronę Violetty, ta tylko wzruszyła ramionami, dając Włoszce do zrozumienia, iż jej jest obojętnie.
-  Co takie dwie śliczne dziewczyny robią same w kinie? –Francesca obróciła się i ujrzała dwóch całkiem przystojnych chłopców. Na jej oko byli nieco starsi. Tym lepiej, Fran lubiła dojrzalszych , a po złym doświadczeniu z Ezequielem była otwarta na nowe doznania . Obaj byli blondynami o dość jasnej cerze. Na pewno nie byli stąd – Mamy dwa dodatkowe bilety na Noc Strachu, jeśli macie ochotę oczywiście… - czarnowłosa błagalnie spojrzała na swoją przyjaciółkę. Ta wywróciła oczami, ale po chwili przytaknęła głową. Ten wyższy blondyn, wyraźnie zainteresował się Violettą, której trochę mniej się to podobało. Co nam szkodzi?Daniel najwyraźniej nie jest mną zainteresowany, skoro nie odpisuje na moje esemesy. Jesteśmy wolnymi kobietami i mamy prawo – Fran uśmiechnęła się triumfalnie  i chwyciła drugiego chłopaka pod ramię.
Jakiś czas później…
Czwórka nastolatków wyszła z sali kinowej. Czarnowłosa dziewczyna z wypiekami na twarzy opowiadała o uczuciach jakich doznała oglądając ten film. Violetta , tymczasem , nie miała najlepszego zdania o obejrzanym horrorze. Przez cały seans musiała wytrzymywać denerwującego blondyna, który gadał wystarczająco za dużo. Stanęli przed wyjściem.
- To może umówimy się jeszcze kiedyś, co Violu? – chłopak uśmiechnął się szeroko i objął brunetkę ramieniem. Ta błagalnie spojrzała w stronę Francesci, ale ta była zbyt zajęta migdaleniem się ze ‘swoim’ blondynem. Castillo uśmiechnęła się blado, ale w pewnym momencie wydarzyło się coś, czego się w ogóle nie spodziewała. Obok niej znalazł się dobrze znany jej szatyn. Nie wyglądał na zadowolonego. Poprawka, był wściekły. Jednym ruchem ręki wyswobodził Violę z objęć blondyna i uśmiechnął się szyderczo.
- Cześć i do widzenia – mruknął chwytając Violettę za rękę i odciągając w stronę ulicy. Gdy znaleźli się już po za budynkiem, chwycił ją za ramiona i spojrzał głęboko w oczy – Kto to był? – szepnął prawie niesłyszalnie. Wyglądał jakby bał się czegoś. Tak, zdecydowanie w jego oczach było widać strach przemieszaną ze złością. Tylko co było jej powodem?
- Denerwujący kolega chłopaka, który spodobał się Francesce – już pierwsze słowa Violetty uspokoiły szatyna, na którego twarzy wykwitł nieśmiały uśmiech. Spuścił głowę, najwyraźniej zawstydzony swoim zachowaniem. W tym samym momencie poczuł jej delikatną dłoń na swoim ramieniu – Dziękuje za ocalenie mnie przed zanudzeniem się na śmierć – wymruczała wtulając się w tors chłopaka, wierząc, że tylko w jego ramionach czuje się bezpiecznie. Brunetka nie odrywając się od przyjaciela, podniosła głowę – Odprowadzisz mnie? – zapytała szeptem. Leon pokiwał głową i mocniej objął Violettę. Nie chciał już nigdy wypuszczać jej ze swoich objęć.
                                                                 -,-
Był to kolejny piątkowy wieczór w posiadłości Castillo. Pan domu , ubrany jeszcze w garnitur, siedział na kanapie i przeglądał dzisiejszą gazetę. Federico, który zajmował miejsce tuż obok pana Germana, wiercił się niespokojnie. Z kuchni dochodziły odgłosy stłumionego śpiewu gosposi, Olgi. Czegoś, a raczej kogoś brakowało. Tak, tą osobą była właśnie Violetta Castillo. Jej ojciec był tego wieczoru wyjątkowo spokojny, gdyż został zapewniony przez swojego chrześniaka, iż jego jedyna córka uczy się z koleżanką. Nie miał żadnego powodu by nie wierzyć chłopakowi, który od niepamiętnych czasów zawsze mówił prawdę. Co jak co, ale German nienawidził kłamstwa. Co było trochę zabawne, zważając na fakt, iż sam okłamywał swoich bliskich.
Rozległ się cichy szmer. Pan Castillo podniósł wzrok znad gazety i odłożył ją na bok. Natężył słuch. Ponownie coś usłyszał, jedynie tym razem był to stłumiony chichot. Przekonany, iż przed drzwiami stoi jego córka wraz ze swoją przyjaciółką, podniósł się z kanapy i ruszył w stronę drzwi. Był bardzo ciekawy z jakimi to osobami zadaje się jego maleńka Viola. Pociągnął za klamkę za jednym zamachem otworzył potężne, drewniane drzwi. Jednak to co zobaczył było nie do opisania. Jego córeczka stała w towarzystwie jakiegoś chłopaka. W dodatku takiego gorszego sortu. Miał skórzaną kurtkę i z pewnością nie był odpowiednim towarzystwem dla Violetty.
- Ymm.. tato to jest Leon, mój kolega – wydukała nerwowo ściskając swoje dłonie. Wiedziała, że nie ominie jej kara i że jak tylko zniknie za progiem rozpocznie się kilkugodzinne kazanie. Spuściła głowę, bojąc się spojrzeć ojcu w oczy. Chłopak wyciągnął rękę w stronę pana Castillo, jednak prawie zaraz ją cofnął, uznając, że nie jest tu zbyt mile widziany. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale mu przerwano. German wciągnął swoją córkę do środka i zamknął chłopakowi drzwi przed nosem. Nie miał ochoty słuchać wymówek jakiegoś chłystka. Musiał bardzo poważnie porozmawiać z Violettą.
                                                                     -,-
Trochę później
Violetta opadła na łóżko. Przez ostatnie dwie godziny musiała słuchać wykładu ojca o tym, że nie należy kłamać. W dodatku dostała zakaz wychodzenia gdziekolwiek w ten weekend. Oparła się o ścianę i podkuliła kolana pod brodę. Westchnęła ciężko. Dostała burę za samo przebywanie z chłopakiem. Bała się co się może stać, gdy ojciec dowie się o musicalu. Wpadłby w furię. Możliwe, że nawet przepisałby ją do innej szkoły. Tylko, że ona tak bardzo chciała tam zostać. Sięgnęła po w połowie pustą paczkę żelków i włożyła kilka misiów-żelków do ust. Usłyszała jakby ciche pukanie w szybę. Odwróciła głowę w stronę balkonu, który był oświetlany jedynie małą lampką. Powoli wstała z łóżka i na palcach podeszła do drzwi balkonowych i otworzyła je szerzej. O mało co nie dostała zawału. Przed nią stał Leon Verdas we własnej osobie.
- Co tu jeszcze robisz? – zapytała szeptem – Mój ojciec Cię zabije – dodała wciągając chłopaka do pomieszczenia. Ten uśmiechnął się nieśmiało i wyjął zza pleców mały bukiecik storczyków. Dziewczyna wywróciła oczami i zaśmiała się cicho – Zerwałeś je z ogródka sąsiadów? – chłopak momentalnie zarumienił się i kiwnął głową potwierdzająco. Violetta ponownie zachichotała.  Już wyobrażała sobie minę ogrodnika państwa Montez. Stanęła na palcach i leciutko musnęła policzek szatyna. Wyjęła mu z rąk bukiecik i wstawiła do szklanego wazonika. Kiedy się odwróciła, zauważyła, że chłopak cały czas stoi w tym samym miejscu i wpatruje się w nią. Uśmiechnęła się pod nosem. Przysiadła na rogu łóżka i poklepała miejsce obok siebie, zachęcając przyjaciela do dołączenia do niej. Ten ostrożnie usiadł obok Violetty, jakby bał się, że coś złego się zaraz wydarzy.
- Miałaś kłopoty? – zapytał unikając kontaktu wzrokowego. Zachowywał się, jakby uważał, że ta cała sytuacja to tylko i wyłącznie jego wina. Violetta westchnęła głęboko i odchyliła głowę do tyłu zamykając przy tym swoje oczy.
- Nieduże. Muszę zostać w domu przez kolejne dwa dnia – sapnęła bawiąc się sznureczkiem swoich szarych spodenek.  Gwałtownie podniosła się i podbiegła do drzwi. Przystawiła do nich ucho i cicho syknęła. Zajęczy słuch odziedziczyła po ojcu – Właź pod łóżko. Szybko – syknęła ponaglając chłopaka ręką. Ten, nieco zdezorientowany, wczołgał się pod wskazany mu mebel. Dziewczyna jednym podskokiem znalazła się na swoim posłaniu i przykryła kołdrą. Drzwi otworzyły się z hukiem. Stanął w nich ojciec dziewczyny, ubrany już w szlafrok.  Zmrużonymi oczami wodził po pokoju córki, jakby szukając jakiegoś intruza. Gdy jego oczy przeskanowały już całe pomieszczenie, odetchnął z ulgą. Bezszelestnie wyślizgnął się z sypialni i cichutko zamknął drzwi. Violetta ledwo powstrzymywała się od śmiechu. Odczekała chwilę i zeskoczyła na dół, by poinformować Leona o odejściu wroga – Już poszedł. Możesz wyłazić- szepnęła kładąc się na podłodze, tak by móc zobaczyć chłopaka. Ten przecząco pokręcił głową.
- Chyba utknąłem – wysapał próbując się wydostać. Violetta pokręciła głową z dezaprobatą. Gdyby rankiem gosposia natknęła się na chłopaka pod tym łóżkiem, ten mógłby już sobie kopać grób.
- Czekaj. Wejdę z drugiej strony i spróbuje przesunąć parę rzeczy – uśmiechnęła się lekko i okrążyła mebel, by móc wczołgać się pod niego z innej strony. Powoli wsunęła się pod łóżko i dopiero teraz uświadomiła sobie jak wiele niepotrzebnych gratów się tu znajduje.  Odsunęła na bok domek dla lalek i kilka pluszowych misiów.  Posunęła się trochę dalej – Chyba już powinno być dobrze. Spróbuj się przesunąć – powiedziała lekko szturchając kolegę. Ten zgodnie z poleceniem, odwrócił się i tym samym znalazł się bardzo blisko dziewczyny. Prawie stykali się nosami. Czuła na sobie jego gorący oddech. Jego silne ramiona oplatały jej kruche ciało. Byli prawie jak jedność. Patrzyli sobie głęboko w oczy, a Violetta była prawie pewna, że widziała w nich jego prawdziwą twarz. Podobno oczy są zwierciadłem duszy. Trwali tak przez dłuższą chwilę, powoli nabierając przekonania, iż cały zewnętrzny świat już dla nich nie istnieje. Leon nachylił się lekko, prawdopodobnie kierowany falą emocji, ale zatrzymała go aksamitna dłoń dziewczyny.

- Ja…przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło – wyszeptał zawstydzony sytuacją. Violetta uśmiechnęła się pokrzepiająco i powoli zaczęła wyślizgiwać się z pod łóżka. Za nią podążył Verdas, który po raz kolejny tego dnia był czerwony jak burak. Gdy oboje już znajdowali się w pozycji stojącej, chłopak spuścił głowę – Powinienem już iść – wydukał i niczym strzała zniknął za szklanymi drzwiami. Violetta Castillo zaśmiała się cicho i zgasiła lampkę nocną. Jeszcze nie wiedziała, że ten niezdara tak bardzo odmieni jej życie.
*************************
No i jest trzynastka! Pechowa? Sami oceńcie ;)
Mamy Leonetty trochę ( na pocałunek sobie trochę poczekacie*zaciera ręce i śmieje się diabolicznie*), trochę Germana (pseudonim - zajęczy słuch, Fran i kolejne poszukiwania Mr. Right ( mam nadzieję, że wszyscy wiedzą, o co mi chodzi *le szpanuje językiem*) 
Co do tego jak Leon tak szybko zjawił się w kinie i to akurat w idealnym momencie... Cóż każdy ma swoje sekrety ( ja i te moje podteksty). Leonek taki romantyczny. Kwiatki zrywa... u la la... jeszcze z korzeniami i resztkami ziemi <3 ah... 
Macie też tak jakby moment Fedemiły, ale tutaj muszę Was ostrzec. Sprawy nie będą łatwe. Po prostu lubię komplikować życie moim bohaterom. Zła ja.
Xenia - Twoje groźby dotarły do Federica P.S - ukrywa się w piwnicy!
Hmm... Teraz moje wyznanie miłosne ( wiem, wiem) do wszystkich tym razem ;)
                                          Je vous aime!
                                         ( znowu szpanuje... źle ze mną)
Pozdrawiam serdecznie i do następnego :*

Chat~!~

Lydia - Land of Grafic