czwartek, 17 października 2013

Rozdział 004

                  Prawdziwa miłość otwiera ramiona, a zamyka oczy - Antoine de Saint -Exupery                                     
                                                   
Violetta Castillo spojrzała na wiszącą na ścianie białą kartkę.
-          Wszyscy uczniowie chętni do wzięcia udziału w zimowym musikalu, proszeni są o przyjście na przesłuchania do szkolnego teatru – Violetta zdziwiła się trochę. Nie miała pojęcia, że w tej szkole organizowane są takie wydarzenia. Pewnie Feder będzie zainteresowany – uśmiechnęła się do siebie lekko. Jej przyjaciel od zawsze był muzykalny. Śpiewał, grał na gitarze i pianinie. Natomiast, ona, Violetta umiała ‘jedynie’ zagrać kilka symfonii Bethoveen’a. Niestety głosu to ja nie posiadam –westchnęła głęboko. Mimo gorących zapewnień Olgi i Federica, dziewczyna nie wierzyła w swój talent.
-          Na co patrzysz? -  głos przyjaciela przywrócił ją do rzeczywistości. Odwróciła się , a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
-          Nic ważnego. Chodź, nie możemy spóźnić się na pierwsze lekcje, prawda?- zapytała i pociągnęła zdezorientowanego bruneta za rękę.
                                                               -,-
Czarnowłosa dziewczyna podniosła wzrok. Spojrzała w lustro. Wyglądała okropnie. Miała opuchnięte oczy i rozmazany tusz do rzęs. Sięgnęła po chusteczkę i głośno wytarła nos. Oparła łokcie o umywalkę i odgarnęła kosmyk włosów za ucho. Nie ma co się użalać nad sobą – pomyślała wycierając łzy z zaczerwienionego policzka. Ale, ale ja nie mogę! Mam być spokojna?! Już w pierwszy dzień szkoły widzę mojego chłopaka całującego się z moją najlepszą przyjaciółką. Tak bardzo za nimi tęskniłam przez wakacje. A oni w tym czasie spotykali się z sobą za moimi plecami! Ja , ja nie potrafię! – dziewczyna biła się ze swoimi myślami. Bardzo chciała by to wszystko okazało  się tylko złym snem. Dla pewności uszczypnęła się. Niestety jedyne co poczuła to pieczący ból.
-          Wszystko w porządku? – czarnowłosa obróciła się gwałtownie. Ujrzała kogoś, kogo by nigdy się nie spodziewała. Przetarła oczy ze zdziwienia.  Przed nią stała drobna blondynka. Dziewczyna, której nikt nie znał. Tak przynajmniej o niej mówiono.
-          Nie. Nic nie jest w porządku – brunetka westchnęła głęboko – Pewnie wiesz co się stało. Cała szkoła o tym trąbi. Każdy wie, że Ezequiel całował się z Valentiną. Każdy wie też, że jestem idiotką – załkała i spojrzała w biały sufit szkolnej toalety.
-          Nie przejmuj się . Nie jesteś idiotką, jesteś po prostu inna – słowa blondynki bardzo zaskoczyły dziewczynę. Spojrzała głęboko w jej piwne oczy – Mnie nikt nie zna. Ty jesteś ładna i popularna –brunetce zrobiło się trochę głupio.
-          Masz rację. Wiem, że ta dwójka nie jest warta moich łez. Tylko, tylko po prostu czuje się zdradzona – odwróciła wzrok i wzięła głeboki wdech  - Ale życie się toczy. Przychodzą inni ludzie – uśmiechnęła się lekko w stronę dziewczyny – Jestem Francesca – podała jej rękę.
-          Lud.. Ludmiła – blondynka odwzajemniła uśmiech i potrząsnęła ręką nowej koleżanki. Chciałą zacząć wszystko od nowa i tym razem znaleźć prawdziwą przyjaźń. Obiecała sobie, że już nigdy nie będzie taka łatwowierna i, że nie zaufa osobie pokroju jej byłej przyjaciółki.
                                                   -,-
- Wreszcie pozbyliśmy się tej Francesci, kochanie – Valentina cmoknęła policzek swojego chłopaka, pozostawiając  na nim ślad czerwonej szminki. Ten uśmiechnął się lekko i objął szatynkę. Teraz wreszcie mogli być razem. Mogli razem błyszczeć i zająć miejsce najpopularniejszej pary w szkole. Teraz na miejsce Ezequiela i Francesci  była Valentina i Ezequiel.  Teraz nie będę musiała udawać miłej – dziewczyna zaśmiała się w duchu i zarzuciła burzę ciemnych włosów na bok.
Wszyscy doskonale znali charakter Valentiny i Ezequiela. Wszyscy opróz biednej Francesci, która aż do tej pory była przekonana, że ma kochającego chłopaka i dobra przyjaciółkę. Nikt nie chciał wierzyć, że dobra i uczynna Francesca zaprzyjaźniła się z jedzą o dźwięcznym imieniu – Valentina. Ta ostatnia przez długi czas udawała sympatyczną i kochaną, co dla wszystkich oprócz Fran było sztuczne.
-          Teraz możemy rządzić tą szkołą – Ezequiel odsłonął rząd śnieżnobiałych zębów. Kątem oka zauważył Leona Verdasa. Jego odwieczną konkurencję, był w końcu bardzo popularny. Chłopak nie mógł przeciecierpieć tego, iż to właśnie głupkowaty szatyn został kapitanem drużyny koszykarzy. Ludzie lubią go bo myślą, że jest jakimś ‘ złym chłopcem’  - blondyn skrzywił się trochę. Musiał pozbyć się Verdasa. Niestety nie wiedział jak. W tej sprawie nie mógł liczyć na Valentinę, która inteligencji miała tyle co kot napłakał. Ona miała ładną buzię i to wszystko. Za  to Ezequiel uważał się za posiadacza przebiegłego umysłu godnego Profesora Jamesa Moriaty’ego. Leon Verdas był jego Sherlockiem. I Ezequiel nie zamierzał się poddać w tej walce. Mógł wymyślić plan, potrzebował tylko czasu. Musiał znaleźć słabość niezniszczalnego Verdasa. W końcu był gotowy zrobić wszystko by zniszczyć swojego nemesis.
                                                              -,-
Niska dziewczyna o bujnych, kręconych włosach z całej siły wtuliła się w swojego najlepszego przyjaciela. Tylko u jego boku czuła się bezpiecznie. Oparła głowę na jego ramieniu i po cichu wyszeptała.
-          Maxi, nawet nie wiesz jak się stęskniłam – te słowa były szczerze. Hiszpanka przez całe wakacje marzyła tylko o spotkania z dwójką najlepszych przyjaciół.
-          Ja też, Naty – chłopak odwzajemnił uścisk . Wdychał przyjemny zapach jej perfum. Nagle przez szkolne korytarze rozległ się krzyk.
-          Naty!!! – dziewczyna oderwała się od przyjaciela i uradowana pobiegła w stronę rozweselonej rudej. Obie zaczęły piszczeć i wesoło tańczyć.
Zapomniałem powiedzieć, że Cię kocham – zasmucony chłopak przekręcił czapkę z daszkiem i westchnął głeboko – Que sera, sera – pomyślał przyglądając się obiektowi swoich westchnień. Czekał go kolejny rok wzdychania do dziewczyny, która była jedynie jego przyjaciółką. Włożył dłonie do kieszeni kolorowej bluzy z nadrukiem i oddalił się powoli. Jak już się zakochiwał, to niestety nieszczęśliwie.
                                                      -,-
Klasa pani Clarissy Darbos była już prawie pełna. Rozemocjonowani uczniowie bez przerwy rozmawiali, śmiali się. Brakowało jedynie dwójki nowych. Głośny dzwonek uciszył rozbawioną młodzież. Do pomieszczenia wkroczyła kobieta w średnim wieku ubrana w kolorową koszulę i długą spódnicę w kwiaty. Stanęła na środku i zdjęła z nosa różowe oklulary. Zmierzyła klasę wzrokiem i uśmiechnęła się kpiąco.
-          Witam Was wszystkich w nowym roku szkolnym. Mam nadzieję, że w tym roku wyrazicie nieco więcej szacunku do kultury i sztuki – mruknęła kładąc stos kolorowych teczek na biórku. Z szuflady białą kartkę- No dobrze teraz lista obecności – westchnęła wzrokiem lustrując klasę.
Nagle drzwi otworzyły się. W nich stanęła dziewczyna o kasztanowych włosach i chłopak o piwnych oczach.
-          No widzę, że znaleźli się nasi spóźnialscy. -  kobieta ponownie spojrzała na kartkę – Violetta Castillo i.. Federico Pasquarelli? – zapytała rozsiadając się na czarnym, skórzanym krześle.
-          Tak, to my – pierwszy odezwał się chłopak. Nauczycielka skineła głową.
-          Dobrze. Ty siadaj tutaj z przodu. O! A ty młoda panno tam przed panem Verdasem – powiedziała i ręką pokazała dziewczynie ławkę. Ta niechętnie skierowała się na swoje przyszłe miejsce.
                                                  -,-
Leon podniósł głowę znad książki. To jednak ona – pomyślał obserwując  brunetkę, zajmującą miejsce w ławce przed nim. Nawet na mnie nie spojrzała – westchnął nerwowo stukając palcem o blat.
-          No dobrze. Mam nadzieję, że wszyscy zapoznani są z Shakespearem? Jeśli tak to przenieśmy się do XVI wiecznej Anglii...
Szatyn nie mógł się powstrzymać. Szturchnął palcem wskazującym plecy dziewczyny. Nie zareagowała. Zrobił to drugi raz. Znowu brak reakcji. Powtórzył swój gest jescze kilka razy. W końcu jego działani odniosły skutek.
-          Czego chcesz?! – warknęła lekko odwracając głowę. Chłopak posłał jej jeden ze swoich ‘olśniewających’ uśmiechów.
-          Umówisz się ze mną na randkę? –zapytał uśmiechając się szerzej. Podświadomie bardzo chciał otrzymać  potwierdzającą odpowiedź. Spojrzał dziewczynie w oczy.
-          Chyba sobie żartujesz? – brunetka prychnęła i skrzywiła usta w grymasie. Leon zmarszczył czoło. Oczekiwał zupełnie innej odpowiedzi.
-          Jak to nie? – wydukał i zmierzył ją wzrokiem. Ta otworzyła usta by coś powiedzieć, ale nagle do uszu Leona dotarł dobrze znany mu głos.
-          Verdas i Castillo! Co to ma być za umawianie się na randki w mojej klasie? – reszta uczniów wybuchła śmiechem – Leon, widzę, że nie możesz odpuścić żadnej dziewczynie. Oboje dostajecie kozę. Dziś po szkole.
-          Ale, Leon ma po szkole trening koszykówki! – do dyskusji wtrącił się Dominiguez, zaniepokojony zachowaniem nauczycielki.
-          Nic mnie to nie obchodzi. Za bezczelność Ty też zostajesz dzisiaj po lekcjach! – krzyknęła kładąc ręce na biodrach – A wasz trójka? Z czego się tak chichracie? Ponte, Torres i Perdido też spędzą dzisiaj w szkole długi dzień. Resto, Ferro i Pasquarelli, Wasz też zatrzymuję!
-          Ale czemu? – Federico wstał z krzesła i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
-          Bo liczba 9 podoba mi się o wiele bardziej niż 6 – pani Darbos syknęła siadając na biórku – Jeśli nikt nie chce dołączyć do naszej dziewiątki, pozwólcie, że będę kontynuować moją wypowiedż – powiedziała uśmiechając się szeroko.
Leon przełknął ślinę. Brunetka tupnęła nogą.
-          Wielkie dzięki –warknęła odwracając się od chłopaka. Ten zmrużył oczy i założył nogę na nogę. Nie podobało mu się takie zachowanie. Przecież żadna dziewczyna nigdy nie potraktowała go w ten sposób. Zawsze wystarczało, że uśmiechnął się i rzucił kilka tanich tekstów na podryw. Każda mogła być jego, przynajmniej do tej pory. Za jedną dziewczyną nigdy nie latał dłużej niż kilka dnia. Był ponadto. Dyskretnie spojrzał w stronę Castillo, która notowała coś w zeszycie. Nieposłuszne kosmyki kasztanowych włosów delikatnie opadała na jej rumianą twarz. Zabawnie marszczyła nosek, próbując wycisnąć resztki atramentu z purpurowego pióra. Jest taka... taka śliczna. Nie miałbym nic przeciwko, by zatrzymać ją sobie na dłużej – uśmiechnął się sam do siebie, ale po chwili uśmiech zniknął z jego twarzy.  Dała mi kosza-mruknął wyżywając swój gniew na bezbronnym ołówku, który wcale nie chciał skończyć swojego żywota. Oparł głowę o łokcie i westchnął głęboko. Nie mógł zrozumieć, czemu dziewczyna mu odmówiła. Po prostu nie był do tego przyzwyczajony. Nie zamierzał się poddać, w końcu Leon Verdas zawsze dostawał to co chciał.
                                                                -,-


Clarissa Darbos dumnie podniosła głowę. Była pewna, iż decyzja, którą podjęła przed chwilą, jest słuszna. Nie miała pojęcia jak,ale wiedziała, że ta grupka osób zmieni życie całej szkoły.
                                   '
            
 *********
Jak widzicie okularnica z poprzedniego rozdziału to wcale nie nasza kochana Natalia ;) Dla ścisłości fragment pisany kursywą w poprzednim rozdziale to retrospekcja Angie (pierwsze spotkanie z Pablem) Rozdział chyba w porządku. Mamy dwa czarne charaktery, które odegrają dość dużą rolę w opowiadaniu, choć nie zawsze będzie ich widać ;) Dziękuje za miłe komentarze, jak zawsze. Pozdrawiam i do następnego ;*

3 komentarze:

  1. Szturchanie palcem w plecy? Skąd ja to znam! :D
    Ale mi się strasznie podobało to, jak nauczycielka po kolei wymieniała nazwiska tych, którzy pójdą do kozy. Pomyślałam sobie, że to właśnie jest początek czegoś nowego, może nawet przyjaźni między całą tą dziewiątką :)
    Francesca jako popularna i Lu jako ta nieśmiała? Coś nowego! I to mi sie najbardziej u ciebie podoba - jesteś oryginalna i potrafisz zaskoczyć czytelnika. :)
    Pojawiła się też Cami, którą uwieelbiam. :D No i Naty i Maxi, moje słodkie hipopotamki raperki :* xD Nie no, ja ich kocham razem! <3 :D
    Ogółem rozdział wspaniały, cudny i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. xD
    Ale i tak najbardziej mi się podobał Leon próbujący wyrwać kolejną dziewczynę na swój uśmiech. I to, jak Violetta zareagowała już kompletnie mnie rozłożyło na łopatki!
    I chyba tyle ode mnie, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. :)
    Buziaki
    M. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ludmi cichą myszką? Ojacie, ojacie xD
    Lubię surową panią D. Ciekawe, co wykombinuje ;p Już się nie mogę doczekać, kiedy napiszesz o ich siedzeniu w kozie:)
    Biedny Maxi... Coś czuję, że jeszcze nie jeden raz coś przeszkodzi mu wyznać uczucia Naty;p
    Violetta i Leon? Fajnie, że się będą tak droczyć, to takie słodkie:)
    Mam nadzieję, że dzisiaj będzie next;)
    Ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę Ci powiedzieć, że podoba mi się Twój pomysł na opowiadanie. Jest on nowy, a przez to niezwykle interesujący ;) Pierwsze rozdziały, trochę tajemnicze, wzbudziły moją ciekawość :) Podoba mi się, że prowadzisz kilka wątków, a każdy z nich zapowiada się naprawdę atrakcyjnie, tak więc czekam z niecierpliwością na ich rozwój :)
    Ciekawy jest także dobór przyjaciół: Federico i Violetta, Diego i Leon, Naty, Maxi i Camila, Francesca i Ludmiła. Nasuwa się pytanie: co ich wszystkich czeka?
    Ciekawi mnie też, co będzie z Angi i Pablem? Czy uda jej się znowu wzbudzić w nim miłość? Mam nadzieję, że tak (chociaż nie wiadomo jeszcze jakie skutki przyniesie to kłamstwo, może nie być za wesoło) i będę trzymać za nią kciuki :)
    Nie wiem czy dobrze, ale dostrzegam tu połączenie „Violetty” z „High School Musical” :D
    I jeszcze ostatnia sprawa: za porównanie do Napoleona zbrodni i najlepszego detektywa wszech czasów dostajesz ode mnie serducho <3
    Pozdrawiam,
    Periwinkle ;)

    OdpowiedzUsuń

Chat~!~

Lydia - Land of Grafic