Nie ma i nie może być nic droższego dla jakiejkolwiek rozumnej istoty niż życie... Śmierć to dziwadło, odrywające widza od wielkiej sceny zanim skończy się sztuka, która go nieskończenie interesuje - Giacomo Casanova
-,-
Poniedziałek…
Godzinę przed lekcjami wszyscy nauczyciele zgromadzili
się w pokoju nauczycielskim, by powitać ich współpracownika, Pablo. Nieobecny
był jedynie dyrektor, który uznał, że takie powitania są denne i
przereklamowane. Wszyscy jednak
wiedzieli, że prawdziwym powodem ominięcia tego zebrania przez Gregoria
Valdeza, jest jego niechęć do samego Pabla.
Angeles stanęła w samym kącie pomieszczenia.
Wiedziała, że za chwilę zjawi się tu jej ukochany. Nie chciała z nim rozmawiać,
nie mogła na niego patrzeć. Nie potrafiła zachowywać się normalnie w jego
towarzystwie. Nie umiała zapomnieć o uczuciu jakim darzyła Pablo Galinto. Było zbyt silne, by dać je ujarzmić. Ktoś
krzyknął Uwaga idzie! I wszyscy momentalnie zwrócili się w stronę drzwi. Właściwie to prawie
wszyscy . Jedna, jedyna Angie stanęła przy oknie patrząc jak kropelki deszczu
powoli spływają po szybie. Wiedziała, że zaraz będzie musiała mu stawić
czoła. Zacisnęła szczękę i przymknęła
oczy.
Niespodzianka!
Przez pokój przebiegły odgłosy gromkiego śmiechu.
Pablo był zaskoczony zażyłością jaką okazywali mu inni. Nie pamiętał ich,
właściwie przypominała mu się jedynie stara, dobra pani Darbos. Znał ją od lat
młodzieńczych, można powiedzieć, że była dla niego ciotką. Mężczyzna serdecznie
witał się z każdym po kolei, a jego serce wypełniało przekonanie, że kogoś
brakuje, że ktoś stoi w oddali. Dopiero teraz dostrzegł swoją przyjaciółkę,
stojącą przy oknie. Tak naprawdę, to żadne wspomnienia z nią związane, nie
przychodziły mu do głowy. Wiedział, że się z nią przyjaźnił i tyle.
W tym momencie odwróciła wzrok i napotkała ciekawe
spojrzenie Pabla. Chciała uciec, zapaść się pod ziemię, ale nie mogła. Stała
jak wryta i wpatrywała się w niego, próbując wyczytać co się dzieje w jego
głowie. On uśmiechnął się delikatnie, najwyraźniej oczekując odwzajemnienia
owego gestu przez kobietę. Ta jednak spuściła głowę, wreszcie mogąc wykonać
jakikolwiek, najdrobniejszy ruch. Przeciskając się przez tłum rozemocjonowanych
osób, znalazła się przy drzwiach. Położyła swoją dłoń na klamce i zatrzymała
się na chwilę, jakby zastanawiając się nad swoim wyborem. W końcu energicznie
potrząsnęła głową i niczym burza wybiegła na korytarz. Wreszcie wzięła głęboki
wdech. Nie czuła tej całej duszności, którą przepełniona była atmosfera w
pokoju nauczycielskim. Nie zatrzymała się, póki nie znalazła się na świeżym
powietrzu. Chwiejąc się, podeszła do kamiennego murku i opadła na niego.
Schowała twarz w dłoniach i załkała cicho. To wszystko było trudniejsze niż się
spodziewała.
-,-
Francesca ze złością kopnęła bezbronną puszkę, która
potoczyła się wprost pod koła wielkiej ciężarówki. Kierowca pokazał kilka
obraźliwych gestów przez szybkę, żeby w końcu odjechać kręcąc głową na prawo i
lewo. Dziewczyna przygryzła wargę , a jej zwykle łagodne oczy przepełniała
wściekłość. Czym była spowodowana? Kolejny chłopak na którego się nastawiła,
postanowił sobie odpuścić. Francesca była wściekła, ale dobrze wiedziała, że i
tak za chwilę zmieni obiekt swoich zainteresowań. W końcu tak było do tej pory.
Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze pół godziny do
rozpoczęcia zajęć. Przyspieszyła kroku, nie chcąc się spóźnić do szkoły. Panna
Resto od zawsze była swojego rodzaju niepoprawną romantyczką. Przez co zwykła
być roztrzepana i nierozgarnięta. Miała również nieco inną naturę, bardziej
wybuchową. Właśnie ona ukazywała się w takich sytuacjach. No cóż, ale co miała
zrobić? Pochodziła z Włoch, kraju pizzy, czerwonego wina ale i również mafii.
Francesca lubiła sobie wyobrażać, że jest ukochaną niebezpiecznego mafiozy z
którym przeżywa różnego rodzaju przygody rodem z Jamesa
Bonda. Można powiedzieć, że pragnęła przygody.Chciała by jej
życie było pełne niespodzianek, niebezpieczeństw. Tylko czy aby na pewno? Czy
gdyby nadeszła okazja, stchórzyłaby? Może podjęłaby się zadania? Na te pytania
nie było odpowiedzi. Francesa była zmienna niczym pogoda. W pewnym momencie
była pewna, że kocha sok pomarańczowy, w
drugim rozkoszowała się przepysznym napojem z jabłek. Mimo wszystko liczyła, że spotka swojego Indiana Jonesa, który zawróci jej w głowie. Ale
czy tak naprawdę nie czekała na swoje kompletne przeciwieństwo? No cóż, tego
miała się dowiedzieć już niedługo.
-,-
Violetta Castillo usiadła w swojej ławce, posłusznie
czekając na przybycie nauczyciela. Dzisiaj przyciągała wzrok wyjątkowo dużej
liczby chłopców. Czy coś się zmieniło? Można powiedzieć, że tak. Tego dnia
szczególnie zadbała o swój wygląd. Pomalowała swoje rzęsy, co sprawiło, że jej
piękne oczy wydawały się być jeszcze większe. Założyła krótką, zwiewną
sukienkę, która pokazywała jej nogi w całej okazałości. W dodatku użyła nowych
perfum, z nutką wanilii i cynamonu. Nerwowo stukała palcami o powierzchnie
ławki, jakby czekała na kogoś specjalnego. Na kogoś , kto sprawił, że tak się
wystroiła.
Pojawił się w drzwiach. Dziewczyna spuściła wzrok,
udając, że pisze coś w niebieskim notatniku. Doskonale słyszała powolne kroki
chłopaka. Uśmiechnęła się pod nosem i zaczekała, aż chłopak zajmie miejsce
obok niej. Gdy to już się stało, podniosła głowę i uśmiechnęła się lekko w
stronę szatyna.
- Cześć –
szepnęła powracając do swoich notatek. Gdyby ponownie spojrzała na chłopaka,
ujrzałaby na jego twarzy bardzo charakterystyczny, głupawy uśmiech.
Patrzył na nią
cały czas, zastanawiając się czy może być jeszcze piękniejsza. Mógłby wpatrywać
się w nią cały dzień i całą noc. Niestety nie tylko on. Był świadom
zainteresowania jakim darzyli brunetkę inni chłopcy. Wcale nie był z tego
powodu zadowolony. Ogarniała go niesamowita złość na widok wszystkich osobników
płci męskiej śliniących się do Violetty. Mam ochotę
im wszystkim przywalić w te głupie facjaty –
mruknął zaciskając pięści. Miał to do siebie, że był strasznie zaborczy. Chciał
mieć uroczą dziewczynę tylko i wyłącznie dla siebie. Ukradkiem spojrzał na
smukłe, opalone nogi panny Castillo, które wręcz zachęcały do spojrzenia na
nie. Kiedy zauważył, iż ich właścicielka
patrzy na niego z rozbawieniem, speszył się, a na jego twarz wkradły się
ogniste rumieńce. Brawo. Teraz myśli, że jestem
jakimś zboczonym dziwadłem – skarcił się w myśli i
starając skupić się na czymś innym, zaczął maniakalnie ściskać lekko chropowate
dłonie.
Violetta
uśmiechnęła się pod nosem. W głębi duszy podobało jej się zainteresowanie,
jakim obdarzał ją Leon. Ej!Wcale Ci się to nie
podoba! –skarciła się w myśli, wyładowując emocje na
wymiętolonej kartce. Mocno zacisnęła palce, które spoczywały na fioletowym
piórze. Nie mogła zaprzeczyć temu, że
lubiła spędzać czas z owym szatynem. Znała go zaledwie tydzień, a już czuła, że
łączy nią z nim jakaś niesamowita więź. Na samą myśl o nim na twarzy brunetki wykwitł
przepiękny uśmiech. Nawet wcześniej nie zauważyłam
tych pięknych , zielonych oczu – rozmarzyła się – Źle ze mną – sapnęła zwracając swoje oczy
ku sufitowi. Nie miała pojęcia, że chłopak siedzący obok niej, ma dokładnie takie
same myśli.
-,-
Przerwa
Federico stanął na palcach, próbując przejrzeć przez
tłum uczniów, przemierzających korytarze szkoły. Wzrokiem szukał drobnej
blondynki, która za nic nie chciała opuścić jego umysłu.Zmarszczył czoło
próbując odnaleźć zgubę. Po chwili delikatny uśmiech wstąpił na jego twarz.
Zauważył ją w kącie, ślęczącą nad jakimiś nutami. Jedną ręką poprawił doskonale
uczesaną czuprynę i ruszył w kierunku dziewczyny.
- Cześć – szepnął kucając tuż obok. Dziewczyna podniosła głowę i praktycznie
natychmiast rozszerzyła oczy. Wpatrywała się w chłopaka, jakby był jakimś
straszydłem. Federico speszył się trochę, ale postanowił brnąć dalej – Piszesz piosenkę? – zapytał wyciągając rękę po
lekko pogniecioną kartkę. Blondynka kiwnęła głową, przyciskając dzieło mocniej
do piersi. Brunet westchnął głęboko i usiadł opierając się o ścianę – Słuchaj
–
podrapał się po głowie, nie wiedząc za bardzo jak wypowiedzieć swoje myśli –
Będziemy pracować razem w tym przedstawieniu, prawda? No, więc ja pomyślałem,
że może… poznalibyśmy się lepiej? – kątem oka zauważył, że kąciki ust
blondynki unoszą się nieznacznie do góry.
- Mi pasuje – szepnęła cały czas unikając kontaktu wzrokowego. Tymczasem
Federico głowił się i głowił nad tym, co ma dalej powiedzieć. W tej sytuacji
czuł się wyjątkowo niezręcznie, ale zarazem przyjemnie. To było dla niego coś
zupełnie nowego. Nagle sięgnął do kieszeni spodni, przypominając sobie o
odtwarzaczu mp4.
- Lubisz Phila Collinsa? – mruknął proponując jedną słuchawkę koleżance. Ta
zarumieniła się, ale kiwnęła głową, wkładając słuchawkę do ucha. Chłopak
przysunął się trochę bliżej i wcisnął przycisk ‘Odtwórz’ na małym ekraniku.
Po chwili oboje potupywali w rytm Another
Day in Paradise, tym samym
przyciągając uwagę znacznej ilości uczniów. Przyglądała się im wówczas również
inna osoba, która w tym momencie doznała niemałego olśnienia.
-,-
Violetta i Francesca stały przy ścianie, pochłonięte
rozmową. Valentina uśmiechnęła się znacząco. To był idealny moment, lepszego
nie mogła sobie upatrzyć. Pociągnęła swojego chłopaka za rękę i z uniesioną
głową podeszła do dwóch dziewczyn, które były wyraźnie zaskoczone.
- Czy ja dobrze widzę? Nasza
kochana Violet – Valentina uśmiechnęła się kpiąco unosząc do góry
idealnie gładkie dłonie. Zmrużyła oczy i uważnie obserwowała swoją ‘ofiarę’.
- Odwal się Valentina – Francesca zdecydowanie była wściekła. Gdyby nie ramie jej przyjaciółki
pewnie dawno by się rzuciła na byłą koleżankę. Tina była tego świadoma i wręcz zadowolona,
z tego do jakiego stanu potrafiła doprowadzić pannę Resto.
- Oj, Fran. Spokojnie kochana – dziewczyna wypowiedziała te słowa szczególnie głośno, chcąc tym samym
wzbudzić zainteresowanie innych uczniów.Udało jej się. Oczy wszystkich były
zwrócone ku niej – Ja chciałam tylko porozmawiać
sobie z naszą kochaną Violą – w tym zdaniu użyła doskonale
wszystkim znanego przesłodzonego tonu – Moja droga –zwróciła się do lekko speszonej brunetki – Wiem, że
taka dziewczyna jak Ty, po prostu musi ubierać się jak lafirynda, by
przyciągnąć uwagę chłopców, ale naprawdę… - rozejrzała
się po korytarzu i z satysfakcją stwierdziła, że wszyscy przysłuchują się
rozmowie . Posłała porozumiewawcze spojrzenia swojemu chłopakowi.
- Chodzi o to – odchrząknął znacząco – że może w tej Twojej
Europie tak się można zachowywać, ale tutaj nie –
uśmiechnął się szyderczo- Weź to pod uwagę i z
łaski Twojej przestań, bo naprawdę trudno Cię odróżnić od zwykłej… -nie udało mu się skończyć. Czyjaś pięść postanowiła zaznajomić się z jego
nosem. Nie trudno zgadnąć, że jej właścicielem był nie kto inny jak Leon
Verdas. Pochylił się nad leżącym na ziemi Ezequielem i lekko podniósł go za
rogi koszuli.
- Jeszcze raz usłyszę coś
podobnego, to będziesz wąchał kwiatki od spodu –
syknął puszczając chłopaka. Wstał, otrzepując spodnie – Co to jest jakiś cyrk? Zajmijcie się swoimi własnym życiem – mruknął do zgromadzonych uczniów. Jako, że nikt nie chciał z nim
zadzierać, wszyscy powrócili do swoich wcześniejszych zajęć. Leon, tymczasem,
podszedł do Violetty, która właśnie była przytulana przez Francescę. Gdy
Włoszka zauważyła chłopaka, uśmiechnęła się lekko i puściła przyjaciółkę.
Oddaliła się, chcąc, by ta dwójka została sam na sam.
- Wszystko w porządku? – zapytał patrząc jej głęboko w lekko załzawione oczy. Ta nic nie
odpowiedziała, po prostu wtuliła się w niego z całej siły. Właśnie tego potrzebowała.
Kogoś kto ją przytuli, pocieszy. Leon objął ją swoimi silnymi ramionami i chcąc
nie chcąc przypomniała mu się scena z sobotniego wieczoru. Nie potrafił
zapomnieć o tym co się wydarzyło. Pogładził dziewczynę po włosach, nie wiedząc
czy kiedykolwiek będzie mógł się do niej bardziej zbliżyć.
-,-
Trener Montoya nerwowo stukał palcami o podłużny stół
w pokoju nauczycielskim. Czekał, aż pani Clarissa Darbos łaskawie się zjawi.
Nie podobało mu się to, że dwaj najlepsi zawodnicy postanowili wygłupiać się na
scenie zamiast biegać po boisku. Co prawda próby nie kolidowały z treningami
koszykówki, ale pan Montoya wolał mieć wszystko pod kontrolą. Drzwi otworzyły
się z cichym skrzypnięciem.
- No proszę, proszę. Kogo my tu
mamy? – w tonie trenera Montoyi łatwo było wyczuć złośliwość.
Po prostu nie przepadał za tą kobietą – Czyżby
złodziejkę moich dwóch najlepszych zawodników? –uśmiechnął
się kpiąco widząc zdenerwowanie na twarzy pani Darbos. Ucieszył się w duchu.
- Sami się zapisali – uniosła dumnie głowy, jakby chcąc pokazać, iż to właśnie ona jest osobą
dojrzalszą. Clarissa Darbos się nie poddawała. Nie zamierzała dać trenerowi
Montoyi wygrać. Nawet jeśli chodziło
tylko i wyłącznie o małą wymianę zdań.
- Po pierwsze Verdas zapisał
siebie i Dominigueza, z powodu jakiejś tam dziewczyny. Naiwny dzieciak – prychnął kładąc nogi na stole i odchylając się na skórzanym krześle.
Miłości nie potrafił zrozumieć, ani tym bardziej zaakceptować.
- Czemu naiwny? – kobieta uniosła brew, udając zaskoczenie wypowiedzią mężczyzny. Tak
naprawdę znała go na wylot, w końcu pracowała z nim już kilka lat – Bo zakochał się i starał uszczęśliwić swoją wybrankę? – uśmiechnęła się delikatnie , na wspomnienie młodego Verdasa.
- Ogłupiał kompletnie – trener syknął, kręcąc głową z dezaprobatą. Ani trochę nie podobało mu się zachowanie
Leona Verdasa. Chłopak przez dłuższy czas przeżył samotnie , a teraz
tak po prostu miał się oddać w bezlitosne sidła miłości?
Kobieta zaśmiała się. Nie mogła uwierzyć w egoistyczne
zachowanie pana Montoyi. Jego zachowanie wydawało jej się być wręcz śmieszne.
Opuściła pomieszczenie nie chcąc dłużej spierać się z kimś, kto szanuje tylko i
wyłącznie swoje własne zdanie.
-,-
Leon lekko popchnął drzwi z napisem Gregorio Valdez. Nie trudno się domyśleć, że został tu wezwany z powodu
nieprzyjemnego zajścia na przerwie. Kiedy znalazł się już w gabinecie, jego
oczom ukazał się dyrektor,który z wyraźnym rozbawieniem przyglądał się czemuś
na monitorze swojego komputera. Chłopak odchrząknął znacząco, chcąc zasygnalizować swoją obecność. Mężczyzna
odwrócił wzrok od ekranu, a na jego twarzy pojawił się lekki grymas.
- Verdas, no w samą porę – mruknął odchylając się na swoim ciemnym fotelu – Siadaj – rozkazał wskazując na jedno z
dwóch krzeseł znajdujących się przed biurkiem. Leon posłusznie zajął wskazane
mu miejsce i wyczekująco spojrzał na dyrektora. Ten jednak był zajęty bawieniem
się kauczukową piłeczką.
- Wezwał mnie pan, bym sobie
popatrzył na pańską zabawę z ową piłeczką, czy naprawdę ma pan coś ciekawego do
powiedzenia? – właśnie tego tonu Gregorio Valdez szczerze nienawidził. Nie lubił, gdy ktoś zwracał mu
uwagę, a szczególnie gdy był to zbyt pewny siebie małolat. Mężczyzna odłożył
piłeczkę na bok i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Widzę, że dopisuje dobry humor.
Świetnie. W takim razie, może powiesz mi co wiesz o tym zajściu podczas
przerwy? – Valdez uniósł jedną brew. Doskonale wiedział co się
wydarzyło, ale z czystej złośliwości oczekiwał ponownego streszczenia historii.
-
Myślę, że pan doskonale wie co się wydarzyło. A teraz proszę dać mi
spokój , tak byśmy oboje mogli zająć się swoimi sprawami – chłopak uśmiechnął się delikatnie. Był jedną z jedynych osób, które umiały
się postawić dyrektorowi. Wiedział jak zdenerwować Valdeza, lubił działać mu na
nerwy.
- No to dziękuje – Gregorio uśmiechnął się, starając się wyglądać przyjaźnie. Nie udało mu
się. – Możesz iść, a tymczasem wezwij
tutaj Violettę Castillo – pstryknął kładąc nogi na
biurko. Doskonale wiedział, co robi.
- Ale czemu? Ona nic nie zrobiła –wyraz twarzy chłopaka zmienił się diametralnie. Wydawało się jakby ta
cała pewność siebie uszła z niego niczym powietrze z kolorowego baloniku.
Mężczyzna zaśmiał się w duchu, właśnie takiej reakcji oczekiwał.
- Ktoś musi ponieść konsekwencje,
prawda? Teraz zmykaj i przyprowadź tu Castillo. – Gregorio
Valdez uważnie obserwował jak silny chłopak staje się zwykłym słabeuszem. Tak.
Wiedział, że młody Verdas okazuje znaczną słabość w stosunku do panienki
Castillo.
- Nie. Proszę mnie ukarać, ona
jest niewinna – spojrzenie Leona stało się
zupełnie inne. Już nie było wyzywające, tylko błagalne. Wpadł w pułapkę
dyrektora, nawet o tym nie wiedząc. On naprawdę myślał, że Violettcie grozi
kara. Mężczyzna klasnął w ręce.
- Proszę bardzo. Skoro sobie tego
życzysz… - wyciągnął z kieszeni klucze i rzucił je w stronę
zdezorientowanego chłopaka. Przewrócił oczami, nie lubił składać wyjaśnień – To są klucze od mojego mieszkania. Pimpek musi wyjść na
spacer – uśmiechnął się kpiąco stukając palcami o blat
biurka. Verdas nie był łatwym orzechem do zgryzienia, ale jemu Gregoriowi udało
się go rozszyfrować.
-,-
Camilla usiadła na jednym z krzeseł na widowni. W
końcu wszyscy mieli się zjawić na próbie, a panna Torres chciała być pierwszą
osobą na miejscu. W głębi duszy bardzo podobał jej się pomysł grania w takim
prawdziwym przedstawieniu. Co prawda jako kilkuletnia dziewczynka występowała w
kilku przedszkolnych aranżacjach, ale to nie było to samo. Teraz mogła
spróbować naprawdę. Rozejrzała się po sali teatralnej. Cały czas pusta. Dziwne – mruknęła wyjmując telefon z
skórzanej torebeczki. Było jeszcze pięć minut do oficjalnego rozpoczęcia próby,
ale Camilla już nie mogła usiedzieć na miejscu. Z niecierpliwieniem oczekiwała
przyjścia swoich kolegów i koleżanek. No i oczywiście chłopaka, to znaczy
Maxiego. Byli parą i wszystko wydawało się być idealne, ale… jednak nie było.
Cami zupełnie inaczej wyobrażała sobie idealnego chłopaka. Nie było
fajerwerków. W dodatku w przeciągu kilku dni, z Maximilianem całowała się
jedynie raz. Od tamtego pamiętnego wieczoru, chłopak zdawał się z powodzeniem
unikać ust rudowłosej. W dodatku Natalia ostatnio stała się bardzo cicha.
Częściej rozmawiała z Francescą, Violettą albo nawet Ludmiłą. Cami czuła się z
tym źle. Widziała ból w oczach przyjaciółki, ale nie miała pojęcia co może być
jego powodem. Tak bardzo chciała jej pomóc, a czuła, że Natalia się od niej
coraz bardziej oddala. Muszę z nią pogadać po
próbie – pomyślała nerwowo przygryzając wargę. Bardzo ceniła sobie Naty, w końcu była jej
najlepszą przyjaciółką.
Drzwi się otworzyły i w jednym momencie do
pomieszczenia wparowała cała zgraja młodzieży. Z perspektywy Cami wyglądali
niczym rój pszczół gromadzący się w okół miodu. Jak zwykle
wszyscy w ostatnim momencie – dziewczyna uśmiechnęła się
delikatnie, wodząc wzrokiem po zgromadzonych.
***************************************
I oto rozdział, na którego musieliście troszkę poczekać :) Mam nadzieję, że się podoba. Muszę się streszczać, bo zaraz wychodzę z domu. Powiem tylko, że dziękuje za wszystkie komentarze i za wciąż rosnącą liczbę wyświetleń!
Pozdrawiam i do następnego :*
Cześć!
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie jestem pierwsza, ale zapewne zaraz się to zmieni.
Wiedz, że ten rozdział niezwykle mi się spodobał.
Jak ty to robisz, że tak pięknie wszystko opisujesz, co?
Mam dzisiaj wyjątkowo dobry humor i nawet nie wiem, dlaczego to tutaj uwzględniam. Jestem dziwna, wiem, ale teraz nie o tym...
Bardzo lubię Cami, ale jestem całym sercem za Naxi, więc sorry ruda. xD
Pozdrawiam! :)
Nie przeczytałam 15... Xenia szatan...
OdpowiedzUsuńWYBACZ!
LECĘ NADRABIAĆ I WRACAM! :D
Gdy zaczęłam czytać twoje opowiadanie wiedziałam, że z czymś mi się kojarzy. I bingo! Musical, dyrektor, pani od śpiewu, różne pary, ogrody i wiele wiele innych aspektów. To moje disney'owskie dzieciństwo! ,,High School Musical". Może coś kręcę i to wcale nie jest tak, ale tak mi się jakoś zdaję i coś świta. To takie cudowne przeczytać coś takiego prawdziwego. :)
UsuńAle od początku:
Biedna Angie... Tak bardzo chciałabym ją teraz przytulić. Na jej miejscu też bym uciekła. Jej ukochany się do niej uśmiecha, ale i tak nie może sobie o niej przypomnieć. Pablo żyje w kłamstwie i najbardziej boję się tego, co będzie dalej...
Moja biedna Fran. Doskonale wiem, kogo ona szuka. Szuka takiego jednego i fajnego, i przystojnego. Mam nadzieję, że naprawdę zaraz go znajdzie i będzie wielkie BUM! Ale tymczasem musi się wstrzymać i czekać spokojnie i cierpliwie. Mam nadzieję, że jej wybranek pojawi się już niedługo! Musi ktoś ją przytulić! Zresztą nie chcę, żeby się cały czas zawodziła na miłość, bo w końcu może pomyśleć, że na nią nie zasługuje. Wtedy będzie źle. :(
Violetta i piękny ubiór? Jeeej. Święto wielkie. Ale jaka ja jestem wkurzona, że Verdas jej wtedy nie pocałował. Głupi German! Leon patrzy się na jej nogi? O jejejjejejeje! To takie cuuudowne. Urocze raczej. :)
Już myślałam, że nie dasz mi tutaj ani grama Fedemiły, ale jest mój skarb! I jak to pięknie opisane! Rozczuliłam się. Ale Fede już rozumie, więc przekaż mu ode mnie pochwałę. Cwaniak jeden, myślał, że się nie wywinie blondyneczce... A masz ty Włochu! I oczywiście secreto... Cóż to za piosenka tej naszej Ludmi, hmmmm? :) Ale pomysł z mp4 świetny! <3 Ale kto im się przyglądał? Ktoś, kto chce im zaszkodzić? Tylko nie to!
Głupia Valentina i Ezequiel czy jak tam mu. Ale Leoś Hero się pojawił i uratował Violcię, co miało potem niezwykły skutek u dyrektora. Ale to takie słodkie, że przyjął za nią karę, choć był to tylko podstęp. Takie poświęcenie. <3 Będzie musiał wyprowadzać psa... No, ale poświęcenie tak, czy inaczej!
Perspektywa Cami... Boję się tego, czego się dowie od Naty, gdy będzie chciała z nią pogadać. Jeżeli moja Hiszpanka wyjawi jej prawdę to będzie źle... :( Aole podobało mi się jak zgraja dzieciaków wpadła do pomieszczenia. Wyobraziłam to sobie.:D
No i czekam na nexta! :D
Buźki!
Xenia
No co? Co ja mam powiedzieć? Mam powtarzać sie, że uwielbiam twojego bloga? Że uwielbiam twoje rozdziały? To nie ma sensu, ty wiesz o tym dobrze sama xD
OdpowiedzUsuńZacznijmy od tego, że rozdział był świetny :) Fragment tej prawie Fedemiły, jak słuchali muzyki z jednego odtwarzacza... Kocham!
Wredna ta Valentina i Ezequiel :/ Tak Violę traktować? Ale Leon wkroczył do akcji <3333 I jeszcze wziął na siebie całą winę, pięknie :*
Okey, to chyba tyle :)
Życzę weny, pozdrawiam i zapraszam do mnie <33333
Super! Już nie mogę doczekać się następnego;)
OdpowiedzUsuńMasz niesamowity talent. Jak ja uwielbiam twoje rozdziały. Fedemila <3 ahh... Fedemila <3 już nie mogę się doczekać Naxi ^^ Leon tak wkracza na ratunek. Jeżeli Cami dowie się prawdy... :( Muszę się zgodzić z Xenią, iż Twoje opowiadanie przypominają HSM
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :D
fedemila-semi-naxi-marcesca.blogspot.com
Pozdrawiam i życzę weny ;)
Hania
Cześć Gwiazdeczko:) Co tam u Ciebie słychać? Chyba jakaś taka ostatnio zalatana jesteś, co? No ale cieszę się, że w końcu dodałaś nowy rozdział. Uwielbiam je czytać, wiesz? Jak Ty coś napiszesz to normalnie... och, ach ♥
OdpowiedzUsuńZacznijmy od początku... Nasza Angie i jej nieszczęśliwa miłość do Pablo. Może "nieszczęśliwa" to nie zbyt fortunne słowo... Może nazwę to inaczej... Nasz Pablo i jego zapomniana miłość do Angie... Cholera no. To musi być strasznie dla niej trudne. Patrzy na swojego chłopaka, który miał się jej oświadczyć, chciałaby go przytulić, pocałować, poczuć jego zapach, a nie może nic zrobić, bo uznałby ją za niespełna rozumu, gdyby mu się rzuciła na szyję i zaczęła mówić, jak bardzo go kocha. No i może tak tylko na niego patrzeć, bo on jest nie pamięta! Nie wyobrażam sobie tego jej bólu, który musi odczuwać... Szczególnie, go widzi go z inną. Ciężka sprawa. W sumie to nie wiem, czy nie lepiej byłoby gdyby z nim szczerze pogadała, tylko czy by jej uwierzył? W sumie to ja tak czekam, aż on usłyszy jak śpiewa. Tak coś czuję, że wtedy może coś ruszy w tym jego mózgu i nastąpi zwolnienie blokady, #lotto (wybacz mi za ten hasztag, ale to przez to, że słucham za dużo hh, a tam to teraz takie modne jest xD). Mam cichutką nadzieję, że będzie coś więcej o nich w kolejnych rozdziałach.
Kogo tam mamy dalej? Nasza Włoszka. Czyżbyś szykowała dla niej jakąś cichą myszunię? No cóż. Przeciwieństwa się przyciągają, #magnes (znowu hasztag xD). A powszechnie wiadomo, że miłość jest ślepa, więc kto wie? Może zamiast jakiegoś SuperChłopca, który jest gwiazdą w szkolę i lecą na niego wszystkie laseczki, spotka zwykłego szaraka, który skradnie jej serce? No bardzo jestem ciekawa, co tam wymyślisz:) Pewnie nie będzie łatwo i będzie sporo problemów xD
Violetta podkochuje się w Leonie! Tak, tak, tak, tak! I chce dla niego ładnie wyglądać, co za próżność się w niej obudziła:) No fantastycznie, że w końcu jej serduszko bije dla niego mocniej. I wprost uwielbiam to, że ta ich miłość jest taka nieśmiała, delikatna, czysta. Że sami boją się troszkę tego uczucia, ale nie mogą nic zrobić, żeby to zatrzymać. To jest takie urocze, że aż brakuje mi słów! UBÓSTWIAM! ♥
I w ogóle jaki ten nasz Leon jest bohaterski. Bardzo dobrze, że przywalił temu idiocie! I potem wziął na siebie całą winę. No każda czeka na takiego rycerza, prawda?
No i uśmiałam się z kary, którą dał mu Gregorio! Tego to się nie spodziewałam xD
Jeśli chodzi o Cami, to czuję jak nad jej głową zbierają się gradowe chmury. I czuję, że zbliża się nieuchronnie ten moment, w którym, ktoś kogo darzy uczuciem, łamie jej serce... No i w dodatku wplątana w to wszystko jest jej przyjaciółka, o którą się martwi... Nie zazdroszczę ani jednej, ani drugiej. Oby sobie wszystko wyjaśniły i nie zniszczyły tego, co je łączy.
Uwielbiam Panią D.!
Łooo matko z ojcem! Miałam już pisać, że Cię pozdrawiam, życzę weny, bladidadida, a przecież jeszcze Fedemiła! Jak mogłam zapomnieć o czymś takim? Głupia ja!
No więc już się jaram! Przesuperfantastycznie, że Federico powoli daje sobie spokój z Violą i zaczyna uderzać do Lu! No przecież ona leci na niego! Tylko, że musi bardziej zdecydowanie te kroki stawiać, bo przecież ona jest strasznie nieśmiała! Niech odkryje jej piękno i pomoże się otworzyć! Już się nie mogę doczekać, aż napiszesz o nich coś więcej!
No... Teraz mogę się pożegnać;p
Czekam jak zawsze niecierpliwie na kolejny rozdział:)
Niech wena będzie z Tobą!
Moja kochana Oleńko!
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy pamiętasz komentarz pozostawiony przeze mnie pod dziewiątym rozdziałem, było tam coś takiego: ,,...Kurcze, czy Ty masz zamiar...? Dobra, nie powiem, ale jeśli tak, to cudownie. Znaczy nie wiem, czy do końca, o to Ci chodzi, ale jakimś dziwnym trafem...". Chodziło mi wtedy właśnie o podobieństwa w Twoim opowiadaniu, do rzeczy dziejących się właśnie w kultowym filmie, moich dziecięcych lat, ,,High School Musical". Zauważyłam to już po pierwszych dwóch, czy trzech rozdziałach, ale tak się zdarzyło, że Twojego bloga odkryłam, dopiero wtedy, kiedy widniało na nim już osiem rozdziałów, ale mniejsza z tym ;) Bo chodzi o to, że chciałam napisać to już wtedy, aczkolwiek nie wiedziałam, czy chcesz to nam ujawnić, a ja z reguły jestem taką osobą, która nie lubi zdradzać tajemnic innych :D Dlatego też wolałam dać Ci większe pole manewru i pozostawić sprawy w Twoich rękach ;) Ale teraz widzę, że chyba już mogę, ponieważ rąbek tajemnicy został uchylony przez moje poprzedniczki ;) Chcę tylko ogłosić wszem i wobec - JA BYŁAM PIERWSZA ;)
To teraz może przejdę do rozdziału ;) Ludzie potrafią być okrutni i bezwzględni, to prawda. Przykładem tego może być dzisiejsze zachowanie Valentiny i Ezeuqiela. To jak potraktowali Violettę było - brak słów. Ale na całe szczęście w porę zjawił się nasz kochany Leoś i wszystkiemu zapobiegł. On to jest naprawdę uroczy... ;) Bo przecież nie mógł pozwolić traktować JEJ w ten sposób. Zbyt wiele dla niego znaczy, choć sam nie do końca chce się do tego przyznać. Jedyne o czym marzy nasz przystojny szatyn, to chronić tę drobną osóbkę, jaką jest panna Castillo, przed całym złem tego świata. I to jest właśnie piękne. Nie żąda nic w zamian, on po prostu jest, jest dla niej. Zawsze służy ramieniem i uściskiem. Szczerzyłam się jak głupia, kiedy przeczytałam jak dał tamtemu palantowi w mordę xD Mam wrażenie, że teraz tamten już na długo go popamięta i nie będzie dręczył Vilu ;) I jeszcze to, że Leoś wolał wziąć całą na siebie, byleby dziewczyna nie cierpiała. Bo jeśli kogoś kochamy, pragniemy jego szczęścia, bardziej niż swojego. I tak właśnie jest w przypadku naszej uroczej (jeszcze nie) pary ;) Nigdy nie wątpiłam w to, że Leon to rycerz w lśniącej zbroi, wzór cnót ;)
Biedna Angeles. Dlaczego musi tak bardzo cierpieć, dlaczego tyle ją to kosztuje? Ale tak już niestety jest. Życie pisze najróżniejsze scenariusze, a cierpienie jest, zresztą bardzo często, w nie wpisane. Jednak ja wciąż mam nadzieję, bo wiem, że uczucie łączące Angie i Pablo jest prawdziwe i szczere. Dlatego też przetrwa wszystko, stawi czoła każdej przeciwności i wyjdzie z tej walki zwycięsko :D
No i na koniec Ludmiła i Federico. Jak już zapewne zauważyłaś, nie należą oni do grona moich ulubionych par, bo ja wolałabym oglądać przystojnego Włocha z uroczą Hiszpaneczką, aczkolwiek wiedz, że u Ciebie mam jakieś zupełnie inne podejście, a ich wątek czytam z wypiekami na twarzy, gdyż ja wręcz ubóstwiam te nieśmiałe, delikatne gesty, pełne niepewności. Bo to właśnie w nich tkwi piękno i głębia uczucia ;)
To życzę Ci kochana dużo, dużo weny no i oczywiście czasu. Rozdział jak zwykle fenomenalny ;*
Buziaki, Diana ;***
Witaj.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Cię, że przybywam dopiero teraz z komentarzem, ale mój brak czasu, plus odwieczna skleroza sprawiły, że dopiero teraz komentuje Twój rozdział.
W sumie nie wiem, od czego zacząć. Ale może zacznę, tak dla odmiany od początku. Widać, że Cami zauważa, że tak naprawdę między nią, a Maxim, nie ma żadnej chemii. Może i jest chemia, ale jak przyjaciele, jednak nic więcej. Czy jest sens, aby dusiła się w związku, który tak naprawdę go nie przypomina? Po co się oszukiwać i jeszcze bardziej ranić? To naprawdę nie ma sensu. Wiem, że Cami kocha Maxiego, zdaje sobie z tego sprawę. Ale czasami lepiej coś skończyć niż później cierpieć ze zdwojoną siłą. Oj, jak się Cami dowie dlaczego Naty jest taka smutna i czemu jej tak unika, to może być nieciekawie. Uważam jednak, że Cami zasługuje na szczerość ze strony Naty , jak i Maxiego, bp prawda jest taka, że w tym momencie, oboje ją oszukują. Naty powinna powiedzieć Cami, że czuje coś do Maxiego, Wiem, że to nie będzie łatwe, ale musi. Po prostu Musi.
Angie. Jest mi jej szkoda. Cholernie szkoda. Nie zasługuje na takie cierpienie, w jakim pogrążona jest teraz. Kocha Pablo, a on tymczasem nadal jej nie kojarzy. A chyba nie ma nic gorszego, niż gdy osoba, którą kochasz całym sercem nie kojarzy cię. Bo co Angie może teraz zrobić? Nic czy może jakimiś drobnymi gestami robić wszystko, aby Pablo sobie ją przypomniał. Podobno prawdziwa miłość przetrwa wszystko i wierzę, że tak będzie w ich przypadku, Mimo bezsilności, która otacza teraz Angie, to ona nie może się poddać. Nie może pozwolić sobie na to, aby straciła miłość swojego życia.
Fran. Ona nadal szuka miłości na siłę. Na siłę chce mieć chłopaka. Jest samotna, mimo że na przyjaciółki. Brakuje jej ciepła i bliskości. Dlatego też robi wszystko, aby mieć tego chłopaka. Jednak, prawda jest taka, że to droga do nikąd, że takie szukanie na siłę i branie się za pierwszego lepszego w niczym jej nie pomoże. Prawdziwa miłość do niej przyjdzie, ale czasami na tą prawdziwą miłość trzeba trochę poczekać.
I cieszę się, że Fede podszedł do Lu i do niej zagadał. To już jakiś krok. Pozostaje nam czekać. na kolejne z jego strony.
I na koniec nasza Leonetta. Oboje już wpadli po uszy. To już nie ma co się oszukiwać, bo na kilometr widać, że ich ciągnie do siebie. Leon chce miec Violettę tylko dla siebie? Wkurza go, gdy inni patrzą na jego ukochaną? Oj, co by to było, gdyby Leon nie był zazdrosny? To wtedy nie byłby Leon. Ale oni też mnie rozśmieszają. Oboje myślą o tym samym. Oboje robią to samo, zachowują się podobnie. Szkoda tylko, że robią, to nie tak, jak trzeba :D
I na koniec, zachowanie Leona, które mi zaimponowało, kompletnie. I to się nazywa prawdziwy facet.
Leon swoim zachowaniem udowodnił. Jak bardzo mu zależy na Violettcie.