wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział 013

                                                                         .
Zaraz po dzwonku wybiegła z klasy jak oparzona. Nie miała pojęcia, czemu to zrobił. Nie wiedziała co nim kierowało, w końcu nie znała go tak dobrze. Występ muzyczny to właściwie najgorsze co mogło się jej przytrafić.  Ojciec,gdyby się o tym dowiedział, z całą pewnością wywiózłby ją do jakiegoś innego miasta. German Castillo po prostu nienawidził muzyki. To wcale nie są zbyt ostre słowa, mężczyzna nie mógł nawet patrzeć na fortepian, a co dopiero słuchać śpiewu swojej córki. Dziewczyna wbiegła do toalety i osunęła się o ścianę. Ukryła twarz w dłoniach i powoli wypuściła powietrze ze swoich płuc. Powinna być wściekła na Leona. W końcu zapisał ją jako chętną do wzięcia udziału w przedstawieniu bez jej zgody. Powinna mu to wszystko wykrzyczeć prosto w twarz, ale jakoś nie potrafiła. Gdyby zrobił to ktoś inny, to może byłaby do tego zdolna. Nie potrafiła być zła na Verdasa, sama nie wiedziała czemu. Nie znali się długo, ale coś w ich relacji było z pewnością magiczne i niesamowite. Violetta czuła się przy nim inaczej.  Gdy przebywała z nim, rozpierało ją jakieś tajemnicze uczucie, którego nie umiała określić. Z jakiegoś nieznanego jej powodu, była przekonana, że może mu powiedzieć wszystko, a on jej nie wyśmieje. Na samą myśl o przystojnym szatynie na twarzy dziewczyny wykwitał piękny uśmiech. Poderwała się gwałtownie. Popchnęła drzwi i z prędkością światła wybiegła na korytarz. Stał zaledwie kilka metrów dalej ze spuszczoną głową. Popchnięta przez jakąś niewidzialną siłę, podbiegła do chłopaka i wtuliła się w niego z całej siły. Po chwili poczuła jego silne ramiona na swoim ciele.
- Nie jesteś zła? – wyszeptał nie wypuszczając brunetki ze swoich objęć. Ta podniosła głowę, która wcześniej spoczywała na torsie chłopaka i przecząco pokręciła głową w ramach odpowiedzi. Uśmiechnęła się delikatnie, a jej wszystkie wątpliwości związane z przedstawieniem zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Jakiś dziwny głosik w głębi jej głowy przekonywał ją, iż wszystko będzie dobrze, a ona mu wierzyła.
                                                                     -,-
- Ramallo! Gdzie są te cholerne papiery?! – krzyk zapracowanego mężczyzny szybko rozprowadził się po posiadłości państwa Castillo. Opalonymi palcami wertował kartki, szukając odpowiednich dokumentów. Syknął z dezaprobatą. Opadł na krzesło i położył nogi na biurko. Splótł palce ze sobą  i nerwowo przygryzł wargę. Drzwi do gabinetu otworzyły się, a German już chciał udzielić swojemu pracownikowi reprymendy, ale to nie Ramallo ukazał się oczom mężczyzny. W drzwiach stanęła szczupła, dobrze ubrana blondynka – Co Ty tu robisz?- mruknął marszcząc czoło. Dobrze wiedział czego chce ta kobieta i właśnie z tego powodu nie chciał widzieć jej w swoim domu.
- Olga mnie wpuściła – mężczyzna po cichu zaklął głupiutką i dobroduszną gosposię. Nie miał zamiaru wysłuchiwać kolejnych skarg. Nasłuchał się ich wystarczająco przez ostatnie dziesięć lat. Rodzina jego zmarłej żony ciągle obwiniała go o wszystko – Musimy porozmawiać – pan Castillo parsknął śmiechem i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Nie mamy o czym rozmawiać, Angeles – tak, German był jednym z takich ludzi, którzy nigdy nie używali zdrobnień – Nie chcę Cię widzieć w tym domu. Zostaw nas w spokoju – warknął przeczesując swoje szpakowate włosy spracowaną dłonią. Zacisnął zęby, nie chciał by Violetta się o wszystkim dowiedziała. Tyle lat starannie wszystko ukrywał, odcinając się od dotychczasowego życia. Teraz to wszystko miało pójść na marne?
- Mamy. Proszę nie rób głupstw. Twoja córka ma prawo wiedzieć, że ma rodzinę ze strony matki! – Angie usiadła na krześle naprzeciw biórka. Położyła swoją dłoń na blacie, dotykając jego palców, tak jak zwykła to robić Maria. Mężczyzna szybko cofnął rękę i jak oparzony wybiegł z gabinetu. Usiadł na kanapie i schował głowę w dłoniach. Kiedy myślał o Marii, momentalnie łagodniał. Była jego jedyną słabością. Niestety jej młodsza siostra była do niej podobna, bardziej niż wcześniej mu się wydawało. Nie mógł pozwolić sobie na żaden błąd. Tyle lat udało mu się skrywać pod twardą skorupą, która powoli zaczęła pękać na powierzchni.
                                                -,-
Sala teatralna po raz kolejny w tym tygodniu była przepełniona uczniami.  Wszyscy siedzieli na scenie, oczekując przybycia spóźnialskiej pani Darbos. Na środku siedziała Violetta, a tuż obok niej Leon. Byli w centrum zainteresowania. Reszta nastolatków siedziała w pewnej odległości od tej pary, po cichu rzucając komentarze. Byli wściekli na Leona i zdziwieni postawą Violetty. Nie rozumieli, jak ktoś może się cieszyć z powodu piątkowego wieczoru spędzonego w szkole.  Oni jednak wydawali się nie dostrzegać otaczającego ich świata. Byli za bardzo pochłonięci sobą. Brunetka z wypiekami na twarzy opowiadała o jakimś ważnym dla niej wydarzeniu, a szatyn wpatrywał się w nią jak w obrazek. W pomieszczeniu mógłby pewnie wybuchnąć pożar, a oni i tak niczego by nie zauważyli. Nie wszystkim podobała się ta sielankowa scenka.
- Witajcie! Przepraszam za spóźnienie, ale sami wiecie jak to jest w teatrze – Clarissa Darbos zarzuciła fioletowy szal do tyłu i położyła ręce na biodrach. Po minach zgromadzonych tu młodych ludzi, nabrała przekonania, że jednak nie wiedzą – No dobrze – chrząknęła znacząco widząc, że młody Verdas bardziej zainteresowany był panienką Castillo  - Nie znamy się jeszcze tak dobrze, więc przed przydzieleniem ról porobimy kilka ćwiczeń na zaufanie – właściwie wszyscy ze zdziwieniem wpatrywali się w panią Darbos. Ta teatralnie wywróciła oczami – Zademonstruje Wam, skoro żadne z Was nie wie nic o teatrze… Ferro, Pasquarelli do mnie! – wykrzyknęła, a wzrok wszystkich zgromadzonych zwrócił się w stronę osób noszących wymienione nazwiska. Dziewczyna ze spuszczoną głową wstała i stanęła na środku sceny. Brunet przyjął naburmuszony wyraz twarzy i po chwili znalazł się tuż obok blondynki – Chłopcze, stań za Ferro. Twoim jedynym zadaniem jest ją złapać, jasne? – nauczycielka uniosła brew, oczekując odpowiedzi. Usłyszała jedynie cichy mamrot. Podczas gdy brunet był wyraźnie niezadowolony z zaistniałej sytuacji w blondynce rodziły się mieszane uczucia. W końcu przymknęła oczy i z lekkością osunęła się do tyłu. Wylądowała w silnych ramionach Włocha. Ich spojrzenia się spotkały. Stali cały czas w tej samej pozycji, nic nie mówiąc, tylko patrząc sobie w oczy.
- Dobrze. Możecie już usiąść – głos pani Darbos przywrócił tę dwójkę do rzeczywistości.  W ciszy powrócili na swoje miejsca.
                                                                       -,-
- To idziemy w końcu na ten film? – po kilkunastominutowej próbie z panią Darbos, Francesce wreszcie udało się dotrzeć do Violetty. Na widok Leona stojącego obok dziewczyny, skrzywiła się lekko. W końcu to przez niego została wciągnięta do tego całego przedsięwzięcia.  Nie mogła wyobrazić siebie w roli aktorki,a  tym bardziej tancerki. Od zawsze miała dwie lewe nogi.
- Jeżeli cały czas masz ochotę to zgoda– brunetka uśmiechnęła się i poprawiła ramię skórzanej torebeczki – Muszę tylko poprosić Federa, by mnie krył przed tatą – zaśmiała się serdecznie i powoli ruszyła w stronę swojego włoskiego przyjaciela.
Leon wodził za nią wzrokiem. Dokładnie śledził każdy jej ruch, można powiedzieć, że nie mógł oderwać oczu od drobnej brunetki. Francesca była pewna, że chłopak się zakochał i to na dobre. Chodziła z nim do jednej klasy kilka dobrych lat. Znała go jak zły szelong. Jednego dnia chodził z jedną dziewczyną, a drugiego już podrywał jej siostrę. Teraz, jednak, wszystko było inaczej.  Verdas patrzył na Violettę, jakby była najpięniejszym dziełem sztuki na świecie. Ciekawe jak to wszystko się potoczy – dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem na widok powracającej Violetty i śliniącego się do niej Leona. Czuła, że chłopak tak łatwo nie odpuści.
                                                                                -,-
Diego odciągnął swojego kolegę na bok, chcąc przemówić mu do rozumu. Odprowadził go na bezpieczną odległość, upewniając się, że nikt nie usłyszy ich rozmowy.
- Czego chcesz, Diego? Chciałem spędzić trochę czasu z Violettą… - Verdas jęknął, opierając się o ceglaną ścianę. Dominiguez przewrócił oczami i syknął, kręcąc głową z dezaprobatą.Wziął głęboki wdech i lekko zacisnął pięści. Z nim jest gorzej niż myślałem – westchnął głęboko.
- Wpakowałeś nas do jakiegoś idiotycznego musicalu! W dodatku z powodu jakiejś głupiej laski, która… - chłopak nie zdążył nawet skończyć zdania,gdyż Verdas już schwytał go za rogi koszuli i podniósł do góry.  W jego oczach widać było iskierki gniewu, które były odzwierciedleniem pozostałości starego Leona.
- Nie waż się tak o niej mówić – warknął tak ostro, że Dominigueza przeszły ciarki. Verdas był wściekły, ale niestety właśnie na Diega, który usilnie próbował wyrwać się z żelaznego uścisku – Jeszcze raz usłyszę podobną uwagę i będziesz musiał zeskrobywać się z podłogi, jasne? – syknął puszczając koszulę kumpla, tak, że ten z hukiem upadł na ziemię. Podniósł głową i pokiwał nią, na znak zrozumienia.
- Zmieniłeś się, Verdas – szepnął, wycierając krew kapiącą z rozciętej wargi. Szatyn zamarł w ruchu i spojrzał na niego lodowatym wzrokiem. Zmarszczył brwi i otrząsnął się. Odszedł powoli, jakby wahając się. W końcu przyspieszył kroku i zniknął za rogiem. Dominiguez podniósł się z podłogi i otrzepał lekko zabrudzone spodnie. Przywrócenie starego Leona okazało się być trudniejsze niż myślał. Ta dziewczyna naprawdę zawróciła mu w głowie. Aż za bardzo. Robiła z niego człowieka, którym nie miał prawa być. Sprawiała, że zapominał o całym otaczającym go świecie i zaniedbywał stare obowiązki. Diego wiedział, że musi coś z tym zrobić. Nie mógł pozwolić, by jego kumpel stoczył się aż tak bardzo. Miłość to byłoby najgorsze co mogło zawitać w życiu Leona Verdasa, przynajmniej według bruneta. Verdas nie mógł się zakochać, nie miał do tego prawa. Wolał by, żeby wszystko było takie jak dawniej. Jego kolega znów byłby bezwzględnym podrywaczem i prawa życia nie zostałyby naruszone. Według Diega, każdy powinien znać swoje miejsce w szkolnej hierarchii Popularni trzymali się z popularnymi, a kujony z kujonami. Prosta filozofia życiowa.  Niestety ta cała Violetta mogła tą całą równowagę zniszczyć.  Może i była ładna, ale nic po za tym. Z pewnością nie zasługiwała na uwagę Diego przez dłużej niż dwa dni.
                                                                      -,-
Francesca właśnie pociągnęła swoją przyjaciółkę w stronę kasy z biletami. Spojrzała na średniej wielkości ekran i zmrużyła oczy. Do wyboru było kilka świetnych filmów. Dwie komedie romantyczne, dokument o Margaret Thatcher i nowy horror, który podobno dostał same doskonałe recenzje. Wysłała pytające spojrzenie w stronę Violetty, ta tylko wzruszyła ramionami, dając Włoszce do zrozumienia, iż jej jest obojętnie.
-  Co takie dwie śliczne dziewczyny robią same w kinie? –Francesca obróciła się i ujrzała dwóch całkiem przystojnych chłopców. Na jej oko byli nieco starsi. Tym lepiej, Fran lubiła dojrzalszych , a po złym doświadczeniu z Ezequielem była otwarta na nowe doznania . Obaj byli blondynami o dość jasnej cerze. Na pewno nie byli stąd – Mamy dwa dodatkowe bilety na Noc Strachu, jeśli macie ochotę oczywiście… - czarnowłosa błagalnie spojrzała na swoją przyjaciółkę. Ta wywróciła oczami, ale po chwili przytaknęła głową. Ten wyższy blondyn, wyraźnie zainteresował się Violettą, której trochę mniej się to podobało. Co nam szkodzi?Daniel najwyraźniej nie jest mną zainteresowany, skoro nie odpisuje na moje esemesy. Jesteśmy wolnymi kobietami i mamy prawo – Fran uśmiechnęła się triumfalnie  i chwyciła drugiego chłopaka pod ramię.
Jakiś czas później…
Czwórka nastolatków wyszła z sali kinowej. Czarnowłosa dziewczyna z wypiekami na twarzy opowiadała o uczuciach jakich doznała oglądając ten film. Violetta , tymczasem , nie miała najlepszego zdania o obejrzanym horrorze. Przez cały seans musiała wytrzymywać denerwującego blondyna, który gadał wystarczająco za dużo. Stanęli przed wyjściem.
- To może umówimy się jeszcze kiedyś, co Violu? – chłopak uśmiechnął się szeroko i objął brunetkę ramieniem. Ta błagalnie spojrzała w stronę Francesci, ale ta była zbyt zajęta migdaleniem się ze ‘swoim’ blondynem. Castillo uśmiechnęła się blado, ale w pewnym momencie wydarzyło się coś, czego się w ogóle nie spodziewała. Obok niej znalazł się dobrze znany jej szatyn. Nie wyglądał na zadowolonego. Poprawka, był wściekły. Jednym ruchem ręki wyswobodził Violę z objęć blondyna i uśmiechnął się szyderczo.
- Cześć i do widzenia – mruknął chwytając Violettę za rękę i odciągając w stronę ulicy. Gdy znaleźli się już po za budynkiem, chwycił ją za ramiona i spojrzał głęboko w oczy – Kto to był? – szepnął prawie niesłyszalnie. Wyglądał jakby bał się czegoś. Tak, zdecydowanie w jego oczach było widać strach przemieszaną ze złością. Tylko co było jej powodem?
- Denerwujący kolega chłopaka, który spodobał się Francesce – już pierwsze słowa Violetty uspokoiły szatyna, na którego twarzy wykwitł nieśmiały uśmiech. Spuścił głowę, najwyraźniej zawstydzony swoim zachowaniem. W tym samym momencie poczuł jej delikatną dłoń na swoim ramieniu – Dziękuje za ocalenie mnie przed zanudzeniem się na śmierć – wymruczała wtulając się w tors chłopaka, wierząc, że tylko w jego ramionach czuje się bezpiecznie. Brunetka nie odrywając się od przyjaciela, podniosła głowę – Odprowadzisz mnie? – zapytała szeptem. Leon pokiwał głową i mocniej objął Violettę. Nie chciał już nigdy wypuszczać jej ze swoich objęć.
                                                                 -,-
Był to kolejny piątkowy wieczór w posiadłości Castillo. Pan domu , ubrany jeszcze w garnitur, siedział na kanapie i przeglądał dzisiejszą gazetę. Federico, który zajmował miejsce tuż obok pana Germana, wiercił się niespokojnie. Z kuchni dochodziły odgłosy stłumionego śpiewu gosposi, Olgi. Czegoś, a raczej kogoś brakowało. Tak, tą osobą była właśnie Violetta Castillo. Jej ojciec był tego wieczoru wyjątkowo spokojny, gdyż został zapewniony przez swojego chrześniaka, iż jego jedyna córka uczy się z koleżanką. Nie miał żadnego powodu by nie wierzyć chłopakowi, który od niepamiętnych czasów zawsze mówił prawdę. Co jak co, ale German nienawidził kłamstwa. Co było trochę zabawne, zważając na fakt, iż sam okłamywał swoich bliskich.
Rozległ się cichy szmer. Pan Castillo podniósł wzrok znad gazety i odłożył ją na bok. Natężył słuch. Ponownie coś usłyszał, jedynie tym razem był to stłumiony chichot. Przekonany, iż przed drzwiami stoi jego córka wraz ze swoją przyjaciółką, podniósł się z kanapy i ruszył w stronę drzwi. Był bardzo ciekawy z jakimi to osobami zadaje się jego maleńka Viola. Pociągnął za klamkę za jednym zamachem otworzył potężne, drewniane drzwi. Jednak to co zobaczył było nie do opisania. Jego córeczka stała w towarzystwie jakiegoś chłopaka. W dodatku takiego gorszego sortu. Miał skórzaną kurtkę i z pewnością nie był odpowiednim towarzystwem dla Violetty.
- Ymm.. tato to jest Leon, mój kolega – wydukała nerwowo ściskając swoje dłonie. Wiedziała, że nie ominie jej kara i że jak tylko zniknie za progiem rozpocznie się kilkugodzinne kazanie. Spuściła głowę, bojąc się spojrzeć ojcu w oczy. Chłopak wyciągnął rękę w stronę pana Castillo, jednak prawie zaraz ją cofnął, uznając, że nie jest tu zbyt mile widziany. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale mu przerwano. German wciągnął swoją córkę do środka i zamknął chłopakowi drzwi przed nosem. Nie miał ochoty słuchać wymówek jakiegoś chłystka. Musiał bardzo poważnie porozmawiać z Violettą.
                                                                     -,-
Trochę później
Violetta opadła na łóżko. Przez ostatnie dwie godziny musiała słuchać wykładu ojca o tym, że nie należy kłamać. W dodatku dostała zakaz wychodzenia gdziekolwiek w ten weekend. Oparła się o ścianę i podkuliła kolana pod brodę. Westchnęła ciężko. Dostała burę za samo przebywanie z chłopakiem. Bała się co się może stać, gdy ojciec dowie się o musicalu. Wpadłby w furię. Możliwe, że nawet przepisałby ją do innej szkoły. Tylko, że ona tak bardzo chciała tam zostać. Sięgnęła po w połowie pustą paczkę żelków i włożyła kilka misiów-żelków do ust. Usłyszała jakby ciche pukanie w szybę. Odwróciła głowę w stronę balkonu, który był oświetlany jedynie małą lampką. Powoli wstała z łóżka i na palcach podeszła do drzwi balkonowych i otworzyła je szerzej. O mało co nie dostała zawału. Przed nią stał Leon Verdas we własnej osobie.
- Co tu jeszcze robisz? – zapytała szeptem – Mój ojciec Cię zabije – dodała wciągając chłopaka do pomieszczenia. Ten uśmiechnął się nieśmiało i wyjął zza pleców mały bukiecik storczyków. Dziewczyna wywróciła oczami i zaśmiała się cicho – Zerwałeś je z ogródka sąsiadów? – chłopak momentalnie zarumienił się i kiwnął głową potwierdzająco. Violetta ponownie zachichotała.  Już wyobrażała sobie minę ogrodnika państwa Montez. Stanęła na palcach i leciutko musnęła policzek szatyna. Wyjęła mu z rąk bukiecik i wstawiła do szklanego wazonika. Kiedy się odwróciła, zauważyła, że chłopak cały czas stoi w tym samym miejscu i wpatruje się w nią. Uśmiechnęła się pod nosem. Przysiadła na rogu łóżka i poklepała miejsce obok siebie, zachęcając przyjaciela do dołączenia do niej. Ten ostrożnie usiadł obok Violetty, jakby bał się, że coś złego się zaraz wydarzy.
- Miałaś kłopoty? – zapytał unikając kontaktu wzrokowego. Zachowywał się, jakby uważał, że ta cała sytuacja to tylko i wyłącznie jego wina. Violetta westchnęła głęboko i odchyliła głowę do tyłu zamykając przy tym swoje oczy.
- Nieduże. Muszę zostać w domu przez kolejne dwa dnia – sapnęła bawiąc się sznureczkiem swoich szarych spodenek.  Gwałtownie podniosła się i podbiegła do drzwi. Przystawiła do nich ucho i cicho syknęła. Zajęczy słuch odziedziczyła po ojcu – Właź pod łóżko. Szybko – syknęła ponaglając chłopaka ręką. Ten, nieco zdezorientowany, wczołgał się pod wskazany mu mebel. Dziewczyna jednym podskokiem znalazła się na swoim posłaniu i przykryła kołdrą. Drzwi otworzyły się z hukiem. Stanął w nich ojciec dziewczyny, ubrany już w szlafrok.  Zmrużonymi oczami wodził po pokoju córki, jakby szukając jakiegoś intruza. Gdy jego oczy przeskanowały już całe pomieszczenie, odetchnął z ulgą. Bezszelestnie wyślizgnął się z sypialni i cichutko zamknął drzwi. Violetta ledwo powstrzymywała się od śmiechu. Odczekała chwilę i zeskoczyła na dół, by poinformować Leona o odejściu wroga – Już poszedł. Możesz wyłazić- szepnęła kładąc się na podłodze, tak by móc zobaczyć chłopaka. Ten przecząco pokręcił głową.
- Chyba utknąłem – wysapał próbując się wydostać. Violetta pokręciła głową z dezaprobatą. Gdyby rankiem gosposia natknęła się na chłopaka pod tym łóżkiem, ten mógłby już sobie kopać grób.
- Czekaj. Wejdę z drugiej strony i spróbuje przesunąć parę rzeczy – uśmiechnęła się lekko i okrążyła mebel, by móc wczołgać się pod niego z innej strony. Powoli wsunęła się pod łóżko i dopiero teraz uświadomiła sobie jak wiele niepotrzebnych gratów się tu znajduje.  Odsunęła na bok domek dla lalek i kilka pluszowych misiów.  Posunęła się trochę dalej – Chyba już powinno być dobrze. Spróbuj się przesunąć – powiedziała lekko szturchając kolegę. Ten zgodnie z poleceniem, odwrócił się i tym samym znalazł się bardzo blisko dziewczyny. Prawie stykali się nosami. Czuła na sobie jego gorący oddech. Jego silne ramiona oplatały jej kruche ciało. Byli prawie jak jedność. Patrzyli sobie głęboko w oczy, a Violetta była prawie pewna, że widziała w nich jego prawdziwą twarz. Podobno oczy są zwierciadłem duszy. Trwali tak przez dłuższą chwilę, powoli nabierając przekonania, iż cały zewnętrzny świat już dla nich nie istnieje. Leon nachylił się lekko, prawdopodobnie kierowany falą emocji, ale zatrzymała go aksamitna dłoń dziewczyny.

- Ja…przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło – wyszeptał zawstydzony sytuacją. Violetta uśmiechnęła się pokrzepiająco i powoli zaczęła wyślizgiwać się z pod łóżka. Za nią podążył Verdas, który po raz kolejny tego dnia był czerwony jak burak. Gdy oboje już znajdowali się w pozycji stojącej, chłopak spuścił głowę – Powinienem już iść – wydukał i niczym strzała zniknął za szklanymi drzwiami. Violetta Castillo zaśmiała się cicho i zgasiła lampkę nocną. Jeszcze nie wiedziała, że ten niezdara tak bardzo odmieni jej życie.
*************************
No i jest trzynastka! Pechowa? Sami oceńcie ;)
Mamy Leonetty trochę ( na pocałunek sobie trochę poczekacie*zaciera ręce i śmieje się diabolicznie*), trochę Germana (pseudonim - zajęczy słuch, Fran i kolejne poszukiwania Mr. Right ( mam nadzieję, że wszyscy wiedzą, o co mi chodzi *le szpanuje językiem*) 
Co do tego jak Leon tak szybko zjawił się w kinie i to akurat w idealnym momencie... Cóż każdy ma swoje sekrety ( ja i te moje podteksty). Leonek taki romantyczny. Kwiatki zrywa... u la la... jeszcze z korzeniami i resztkami ziemi <3 ah... 
Macie też tak jakby moment Fedemiły, ale tutaj muszę Was ostrzec. Sprawy nie będą łatwe. Po prostu lubię komplikować życie moim bohaterom. Zła ja.
Xenia - Twoje groźby dotarły do Federica P.S - ukrywa się w piwnicy!
Hmm... Teraz moje wyznanie miłosne ( wiem, wiem) do wszystkich tym razem ;)
                                          Je vous aime!
                                         ( znowu szpanuje... źle ze mną)
Pozdrawiam serdecznie i do następnego :*

6 komentarzy:

  1. Siemankeczko!

    Jak Ty to robisz, że twoje rozdziały są takie cudowne, fantastyczne, genialne... i w ogóle?
    Tak bardzo się cieszę, że powolutku rodzi się coś pomiędzy Leonem i Violettą. W sumie on już od jakiegoś czasu jest w niej szalenie zakochany, ale to co dzieje się w jej serduszku, kiedy jest przy nim, to coś uroczego! To jak się w niego wtula... i czuję się przy nim bezpieczna... no rozpływam się...
    I Leon ją tak broni, nie da złego słowa o niej powiedzieć. I ta scena pod łóżkiem... Jak mogłaś narobić takiego smaka na ten pocałunek i do niego nie dopuścić? To się nazywa draństwo!
    I wszystko jest takie niesamowicie słodkie u nich, ale chyba Diego coś namiesza... :(
    No i jak mogłabym nie skomentować początków Fedemiły! Niby nic, a jednak coś. Ich spojrzenia się spotkały i na chwilę się w siebie wpatrywali. Mam nadzieję, że nasz Feduś zacznie teraz zauważać panienkę Ferro.
    No i nie lubię Germana... Taki bufon z niego. Wymaga od kogoś prawdomówności, a sam nie widzi swojego postępowania, które jest niewłaściwe! Mam nadzieję, że przejdzie on przemianę wewnętrzną... ;p
    I w ogóle zaskoczyła mnie pani D. swoim spóźnieniem. Miałam ją za surową, poukładaną babkę, a tu takie rzeczy. To się nie godzi xD

    W ogóle fajnie, że lubisz komplikować życie swoim bohaterom :) Przez to opowiadanie jest dużo ciekawsze i sprawia, że człowiek z niecierpliwością czeka na dalszy ciąg. I strasznie lubię, jak mnie zaskakujesz:) I tą nutkę tajemniczości też:) I wszystko lubię xD

    Na końcu chciałam wyrazić swoją cichą nadzieję, na to, że następny rozdział pojawi się jakoś w najbliższym czasie:) Bo ja już nie mogę się doczekać:)

    Ściskam Cię mocno!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć! Ja również skomentuję ten rozdział, jednakże moja wypowiedź, nie będzie nawet w połowie tak długa, jak mojej poprzedniczki.
    Wiedz tylko tyle, że rozdział niezwykle mi się spodobał. Masz świetny styl pisania, a uczucia bohaterów opisujesz idealnie. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogę oficjalnie powiedzieć, że bardziej wolę Twojego Leona niż tego serialowego. Szczerze? Tej uroczej ciapy nie da się nie lubić. Gdy się rumieni, przy Violettcie, to jest takie słodkie. No cóż. Chłopak stracił głowę, albo chodzi z głową w chmurach. I jeszcze zrywa dla niej kwiatuszki z ogródka jej sąsiadów - prawdziwy romantyk! Nie spodziewałam się, że Violetta tak się zachowa, po tym jak dowiedziała się, że Leon wpakował ją w przedstawienie. Co prawda najpierw uciekła, ale później podbiegła do Leona i się do niego przytuliła. Myślę też, że Leon coraz bardziej zaczyna (?) fascynowac Violettę? Nie wiem, czy to dobre słowo, ale wydaje mi się, że Violetta coraz bardziej się przed nim otwiera i coraz bardziej pragnie jego towarzystwa. Zobaczymy, co będzie dalej z tą dwójką. Narobiłaś nam ochoty na pocałunek, a ja wiedziałam, że do niego nie dojdzie. Już się trochę na tobie poznałam i wiem, że u Ciebie nie ma tak łatwo i szybko. Musimy sobie jeszcze trochę poczekać na pocałunek tej dwójki, ale sobie poczekamy. Bo zapewne będzie warto. Ale naprawdę taki zakochany Leoś, to fajny Leoś. :D
    Fran - dziewczyna szuka chłopaka na siłę. Ale czy warto? Mi się wydaje, że nie. Nie ma sensu szukac miłości na siłę. Miłość ma to do siebie, że przychodzi w momencie, w którym my się tego niespodziewany. Tak będzie i w przypadku Fran. Wierzę, że kiedyś miłość zapuka do jej serca i to będzie w momencie, w którym się tego niespodziewana.
    Mam jakieś złe przeczucia, co do Diego. Wydaje mi się, że będzie chciał skomplikować życie swojemu przyjacielowi. Zrobi pewnie wszystko, aby mu wybić Violettę z głowy, bo wtedy Leon będzie mógł się skupić na grze.
    Germana, to ja nawet nie skomentuje.
    I na koniec Lu. Znalazła się w ramionach chłopaka, który jej się spodobał. Ciekawe, czy Fede coś poczuł? Może małymi krokami zacznie wybijać sobie Violkę z głowy i jego myśli zaczną krążyć w okół Lu? Nie wiem, bo po toobie można spodziewać się już wszystkiego xd

    Pozdrawiam i czekam na kolejny:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Twojego Leona, nie da się nie kochać! Jest normalnie boski! *.*
    A gest z tymi kwiatkami z ogrodu sąsiada? Uroczy, i to strasznie, zakochał się w niej na całego, jest dla niego ważna, bardzo ważna i okazuje jej to ;)
    Ja wiedziałam, po prostu wiedziałam, ze nie będzie pocałunku, czułam to, ale wcale nie jestem zawiedziona, bo wiem że zrobisz jeszcze kilka takich pięknych akcji ;*.
    Ludmiłka moja kochana ! <3 ahhhh być w ramionach Fede ahh sama rozkosz, ona na pewno coś poczuła, ale czy on? wydaje mi się że tak w końcu wybije sobie Violkę z głowy! To Lu jest dla niego ! i KROPKA! xD. To patrzenie w oczy, takie niby drobne i małe ale takie ważne :) Ale jak sama mówiłaś nie ma nic hop! i troche minie zanim ten ciul Fede zrozumie że Lu jest dla niego idealna ! :)
    No nic, kocham, całuję i pozdrawiam :):*
    Czekam na nexta Kochana :)
    Maja ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. HAHHAHHAHA Leon <3 Utknął kochany jejciu <3 Słodziak.

    Boże, Lady, jak ja ci dziękuję za ten moment Fedemiły, Boziu.
    Myślałam, że padnę, jak przeczytałam. :)
    Widzę, że moje groźby działają na Fede, więc posyłam jeszcze jedną, bo musi się opamiętać i pomyśleć. Lol. xd Wiem, że się tam u Castillo'ów wiercił na kanapie. Jakiś niespokojny, jejciu <3
    Leon uratował Violkę. Ehh... Taki chłopak to cud. I podoba mi się twoja Violka, bo jest taka rozsądniejsza i wgl mądrzejsza. To fajne. :)
    Niech German da Angie się spotkać z Violką. Angeles jest super!
    Wiem, że bezsensowny komentarz, ale coś się ze mną dzieje :(
    Xenia <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana na moim blogu do LBA! Gratulacje :*
    http://zabijmniejeslipotrafiszleonetta.blogspot.com/ Więcej inforamcji znajdziesz tu.

    OdpowiedzUsuń

Chat~!~

Lydia - Land of Grafic