Życie to tak samo fach jak każdy inny. A kto wie, czy nie najtrudniejszy z wszystkich fachów - Wiesław Myśliwski
.
Leon zajął miejsce obok Violetty. Miał szczęście, że w
ogóle miał gdzie usiąść, w końcu jako ostatni wpadł do sali teatralnej. Nie moja wina, że Gregorio to palant – mruknął pod nosem, kątem oka zauważając, że pani Darbos wysyła mu karcące
spojrzenie. Nie obchodziło go to za bardzo. Był tutaj tylko i wyłącznie dla
Violetty. Przecież nie mogłem odmówić,
inaczej ten idiota ukarałby Violę – chłopak nawet nie wpadł na
to, że ta cała sprawa była czystą manipulacją ze strony dyrektora. Leon zwykle
najpierw robił, a dopiero potem myślał. Taki był jego urok.
- No dobrze – Clarissa Darbos widząc, że wreszcie uwaga wszystkich uczniów spoczywa na
niej, zaczęła swoją przemowę – Dzisiaj posłuchamy
Waszych wykonań. To jest w końcu musical, prawda? Jednak zanim do tego
przejdziemy, chciałabym przedstawić Wam dwie osoby – ręką
wskazała na kurtynę, zza której po chwili oczekiwania wyłoniły się dwie
postaci. Obie dobrze znane Leonowi. W końcu byli nauczycielami w tej szkole – Angie i Pablo – po pomieszczeniu rozległy się
ciche oklaski.Wysoka blondynka stanęła z boku, wyraźnie unikając wzroku
mężczyzny jej towarzyszącego – Oni wraz ze mną będą
sprawować nadzór nad tym przedstawieniem. Teraz przejdźmy do rzeczy – Leon już wcale nie słuchał nauczycielki. Patrzył się na Violettę i tylko
temu zajęciu chciał poświęcić całą swoją uwagę. Dokładnie analizował każdy
szczegół twarzy dziewczyny. Wszystko w niej było piękne, przynajmniej według
Verdasa. Kasztanowe włosy , które delikatnie oplatały jej rumianą
twarzyczkę. Przepiękne czekoladowe oczy
pełne błysku. Nie mógł, nie chciał i nie potrafił przestać o niej myśleć. Ona
po prostu nim zawładnęła. Wydawało to się śmieszne. W końcu nie znał jej wcale
tak długo, a jednak zostawiła na jego sercu piętno, czego nie osiągnęła żadna
inna dziewczyna.
- Ej! Verdas? Od kilku
minut do Ciebie mówię! – głos zdenerwowanej Clarissy
doprowadził go do porządku. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Wszyscy wlepiali
swój wzrok tylko i wyłącznie w niego. Osunął się lekko na siedzeniu i uśmiechnął
delikatnie, próbując odwrócić uwagę od swojego rozkojarzenia.
- Ymm… przepraszam – wydukał nerwowo drapiąc się po brunatnej czuprynie. Szczerze mówiąc, nie
miał żadnego pojęcia na jaki temat pani Darbos wypowiadała się przez ostatnie
kilka minut. Czuł się strasznie niezręcznie, a jednocześnie nie chciał wyjść na
głupka. No bo co miałby powiedzieć, gdyby zapytano go o powód jego nieuwagi? Myślałem o Violettcie. Pewnie
wszyscy by mieli z niego niezłą bekę. W dodatku znowu wyszedłby na jakiegoś
głupka, który obsesyjnie myśli o pannie Castillo.
- No dobrze – pani Darbos wzniosła oczy ku niebu, jakby ubolewając nad brakiem
szacunku do sztuki teatralnej owego młodego człowieka – W takim razie wskakuj na scenę – mruknęła
zanurzając nos w stosie papierów, które najwyraźniej musiały być bardzo
ciekawe.
- Co proszę? – chłopak zmarszczył czoło. W końcu nie miał pojęcia dlaczego miałby
wchodzić na scenę. Westchnął głęboko. Teraz pewnie zostanie kompletnie
wyśmiany.
- Co co? Nie wyrażam się jasno?
Masz wejść na scenę i zaśpiewać. W końcu to musical – prychnęła
poprawiając idealnie ułożony kok. Mimo całej sympatii jaką darzyła młodego
Verdasa nie umiała inaczej zareagować na takie zachowanie.
Leon zamarł. Nie spodziewał się tego. Jesteś głupi!
Mogłeś pomyśleć o tym wcześniej! – skarcił się w myślach, powoli podnosząc się z krzesła. Wszedł
na scenę i poczuł jak drżą mu palce. Sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z nich
zgniecioną kartkę. Były na niej te słowa, które zapisał po jednej z
nieprzespanych nocy. Melodię znał na pamięć. Przymknął oczy i odłożył zwitek
papieru na bok. Kątem oka zauważył gitarę akustyczną stojącą nieopodal Pabla.
Wysłał mężczyźnie znaczące spojrzenie, a ten pośpiesznie podał mu instrument
uśmiechając się przy tym serdecznie. Chłopak ułożył swoje palce na strunach i
wziął głęboki wdech.
Cuando me voy, me quieres seguir
Cuando yo estoy, tu te quieres ir
Dame el motivo de tu temor
Dame tu amor
Pues como tu y yo
Solo dame una razon…
Lo que te doy ya no tiene fin
Dime quien sos y me quedo aqui
Dame el motivo de tu temor
Dame tu amor…
Przestał.
Nie skończył tej piosenki, nawet dużo o niej nie myślał. Pamiętał tylko takty,
a słowa po prostu same wychodziły z jego ust. Nie trudno się domyśleć, jakie
były miny wszystkich tam zgromadzonych. Nikt nie oczekiwał czegoś takiego. Leon
już chciał schodzić, ale zatrzymało go silne ramię Pabla, który najwyraźniej
zauważył znaczący uśmiech Clarissy Darbos, która już wpadła na pewien pomysł.
-
Bardzo dobrze.Brava! – klasnęła w dłonie – Castillo na scenę. Chce
Was usłyszeć razem – głos nauczycielki był naprawdę stanowczy. Dziewczyna
bała się występu przed publicznością,ale chyba większy strach ogarniał ją na
myśl, co mogłaby z nią zrobić pani Darbos. Podbiegła na scenę i kurczowo
uchwyciła się ramienia chłopaka- Pablo Ty zagrasz na pianinie – skinęła
na mężczyznę, który niczym błyskawica znalazł się przy instrumencie.
Najwyraźniej nauczycielka wzbudzała strach nie tylko w młodzieży – Zaśpiewacie
‘’Lay all your love on me”. Znacie, prawda? – Kobieta uniosła brew, udając,
iż czeka na odpowiedź. Przecież każdy znał ten kawałek. Młodzi nawet nie
zdążyli kiwnąć głowami, gdy rozbrzmiały pierwsze nuty piosenki. Violetta
przygryzła wargę. Bała się tego występu. Tak nagle miała po prostu wstać i
zaśpiewać? Najwyraźniej tak. Nastąpiła lekka pauza, oznaczająca wejście Leona,
który miał śpiewać pierwszy. W innej sytuacji nie wydobyłby z siebie ani
jednego słowa, ale tutaj chodziło o Violettę. Tylko ona się dla niego liczyła.
I wasn’t jeleaus before we met
Now every man that I see is a potential threat
And I’m possesive it isn’t nice
You heard me saying, that smoking was my only vice
But now it isn’t true
Now everything is new
And all I’ve learnt has overturned
I beg of you…
Zadziwiające
było to jak ta piosenka oddawała uczucia chłopaka. Śpiewając naprawdę w to
wierzył, słowa były ważne, nawet nie wiedział jak bardzo. Przez ten cały czas
trzymał dłoń dziewczyny, patrząc jej głęboko w oczy. Po tej zwrotce był gotów
złączyć ich usta w pocałunku, ale przecież nie mógł. Ona tego nie chce.
It was like shooting a sitting duck
A little small talk, a smile and baby I was stuck
Violetta
była zdziwiona tym, jak łatwo jej to przyszło. Gula ślęcząca w jej gardle już
dawno zniknęła. Z pewnością pomogło jej w tym pokrzepiające spojrzenia Leona i
dotyk jego ciepłej dłoni. Miała ochotę utonąć w jego pięknych oczach
I still don’t know what you’ve done to me
A grown up woman should never fall so easily
I feel a kind of fear, when I don’t have you near
Unsatisfied, I skip my pride
I beg you dear
Kontynuowała.
Teraz już nic nie mogło jej zatrzymać. Czuła tą wspaniałą energię, która
wypełniała jej ciało od środka. To było niesamowite.
Don’t go wasting your emotion
Lay all your love on me
Don’t go sharing your devotion
Lay all your love on me
Ich
głosy świetnie ze sobą współgrały . Nie potrzebowali nikogo innego. Byli tylko
oni i piękna melodia wypełniająca ich serca. Żadne z nich nigdy nie czuło
czegoś podobnego. Przysunęli się do siebie, jakby naprawdę potrzebowali
wzajemnej bliskości.Nawet nie spostrzegli, kiedy muzyka ucichła. Po prostu
trwali tak, stojąc blisko siebie. Uśmiechali się szeroko, dla nich nie istniał
zewnętrzny świat. Byli tylko oni.
- No dobrze. Złaźcie już ze sceny. Nie tylko Was muszę dzisiaj wysłuchać. – pani Darbos starała się
nie ukazywać swojego wzruszenia. Cóż mogła poradzić. Ta dwójka przypominała jej
o wspaniałych czasach młodości. Czasach kiedy nie bało się kochać. To była
rzecz oczywista, nie wymuszona.
Violetta
i Leon zajęli swoje miejsca, nie mówiąc ani słowa. Wystarczyła im obecność tej
drugiej osoby. Wystarczyły delikatne uśmiechy i nieśmiałe spojrzenia. To było
tyle. Szkoda tylko, że żadne z nich nie odważyło się otwarcie wyznać swoich
uczuć.
-,-
Angeles
resztkami sił przytrzymywała sznurek od kurtyny. Nie mogła w to uwierzyć. Jej
siostrzenica, córka Marii była tak blisko, a zarazem tak daleko. Angie nie
wiedziała co zrobić. W końcu nie mogła do niej podejść i tak po prostu
powiedzieć, kim jest. Nie uwierzyłaby mi – szepnęła obserwując brunetkę.
Miała taki sam piękny uśmiech i te same iskierki w oczach. Kobieta ledwo
powstrzymywała się od płaczu. Była bezsilna. Wszystko się waliło. Pablo
zapomniał o niej, wspomnienia związane z Marią powróciły na nowo w związku z
przyjazdem Violetty, której Angie nawet nie mogła przytulić.
Westchnęła
ciężko i zwróciła swój wzrok ku mężczyźnie, do którego należy jej serce. Umiała
opisać każdy, najmniejszy detal jego twarzy, nawet na nią nie patrząc. Obudzona
w środku nocy, potrafiłaby wymienić jego ulubione książki, filmy i utwory
muzyczne. Ciekawe czy cały czas ma tę płytę Erica Claptona, którą wręczyłam
mu na dwudzieste-piąte urodziny. Uśmiechnęła się mimowolnie. Cierpiała, ale
cały czas nie potrafiła powstrzymać tych małych gestów. Chciała na niego
patrzeć, budzić się u jego boku. Niestety coś co kiedyś było w zasięgu jej ręki
zniknęło. Od tak. Po prostu w pewnym momencie była dziewczyną Pabla, a w
drugiej praktycznie obcą osobą. Jeżeli to jest życie, to ja dziękuje –
blondynka usiadła na małym taborecie i przyjęła poważną minę, tak by pani
Darbos nie zauważyła, że przez ostatnie kilkanaście minut Angie wcale jej nie
słuchała.
-,-
Maxi
pragnął wykorzystać krótką przerwę, zarządzoną przez panią Darbos, której
najwyraźniej zaschło w gardle, aby porozmawiać z Natalią. Czuł, że musi
powiedzieć tej brunetce coś ważnego. Chociaż tak naprawdę, nie wiedział co
takiego. Przedarł się przez Leona i Violettę, którzy najwyraźniej byli zbyt
zajęci patrzeniem na siebie, by zauważyć, że zagradzają drogę Maxiemu. Ten
pokręcił głową z dezaprobatą. Cały czas nie mógł przyzwyczaić się do ‘nowego ‘
Leona. Szatyn ostatnio powiedział mu nawet ‘ cześć’, a kiedyś nawet nie
raczył obdarzyć go spojrzeniem. Wreszcie udało mu się podejść do Naty, która
właśnie rysowała coś w małym zeszyciku.
- Em… Możemy porozmawiać? – zapytał siadając obok przyjaciółki. Ta zastygła w
bezruchu. Delikatnie uniosła głowę, pozwalając by niesforne loczki opadły na
jej spracowane czoło. Kiwnęła głową, ale w jej ruchach widać było niepewność.
Zamknęła zeszyt i dalej unikając kontaktu wzrokowego, wreszcie otworzyła usta.
- Słucham. Co masz mi do powiedzenia? – szepnęła wpatrując się w jakiś
odległy punkt. Chłopak wyczuł, że z jakiegoś powodu musi być smutna. Szkoda
tylko, że nie wiedział, że to właśnie on sam jest powodem jej trosk. Wziął
głęboki wdech i zacisnął już lekko sine dłonie.
- No… właściwie to nie wiem jak zacząć… -mruknął, w obawie, że za chwilę
znów wszystko zniszczy. Musiał jej powiedzieć o swoich uczuciach, mimo, iż
miejsce ich wyznania było nieco niestosowne – Ja.. ja –zaczął się jąkać
– chyba czuję do Ciebie coś silniejszego niż przyjaźń – wyszeptał z
niesamowitą prędkością. W końcu nikt inny nie mógł tego usłyszeć. W
szczególności Camilla.
Natalia
zbladła. Nie mogła uwierzyć, w to co właśnie usłyszała. Przyjemne ciepło
przeszło przez całe ciało. Nie możesz – denerwujący głosik w jej głowie
przywołał ją do porządku. Otrząsnęła się. Wstała z krzesła i na kilka sekund
zwróciła swój wzrok ku brunetowi.
- Ja nie – te słowa ledwo przeszły przez jej zachrypnięte gardło. Nie
czekając na reakcję chłopaka, odwróciła się na pięcie i opuściła salę
teatralną. Kiedy znalazła się ponownie na krętych, szkolnych korytarzach,
wybuchła płaczem. To wszystko było dla niej zbyt trudne. Nie umiała sobie
poradzić z tymi wszystkimi uczuciami, które kłębiły się w jej małym serduszku.
Wybiegła ze szkoły. Na twarzy poczuła ciepłe kropelki deszczu. Ruszyła przed
siebie. Musiała przemyśleć to i owo.
Zdecydować co począć dalej. Czuję coś do niego, ale Cami też. To nie będzie
fair wobec niej – mruknęła rzucając małym kamykiem o pień drzewa. Czemu
to wszystko musi być takie skomplikowane?
-,-
Wieczorem..
Violetta
przetarła oczy ze zmęczenia. Dzisiejszy dzień był dla niej strasznie
wyczerpujący. Nie dość, że spotkały ją nieprzyjemności ze strony Valentiny i
Ezequiela, to jeszcze pani Darbos postanowiła przedłużyć próbę. Najwyraźniej
zdenerwowało ją opuszczenia zajęć przez Natalię i Maxiego, który wybiegł kilka
minut po dziewczynie. Na pierwszy rzut oka widać było, że pomiędzy tą dwójką
jest coś niesamowitego. Violetta życzyła im szczęścia, ale obawiała się o
reakcję Camilli, która przecież nie zrobiła nikomu niczego złego.
Spojrzała na zegarek. Godzina była już dość
późna. Całe szczęście, że ojciec ma wieczorny dyżur w firmie – mruknęła
przeciągając się delikatnie. Właśnie dochodziła do swojego domu. Niestety
musiała trafić do domu sama, gdyż Federico zniknął gdzieś bez śladu. Sięgnęła do torby po klucze, ale szukając ich
napotkała na skórzaną kurtkę. No tak! Zapomniałam jej oddać! Lepiej pójdę
teraz. Nie chcę wyjść na zapominalską – westchnęła ciężko, wyciągając z
kieszeni kurtki małą wizytówkę. Luigi’s. Poniżej podany był adres.
Ścisnęła karteczkę w dłoni i sięgnęła po telefon. Wydedukowała, że chłopak musi
mieszkać gdzieś w okolicach knajpki. W końcu nosił wizytówkę w kieszeni. Jako, że lokal znajdował praktycznie na drugim końcu miasta, dziewczyna
postanowiła zadzwonić po taksówkę.
*****************************************
Ta-dam! Rozdział siedemnasty przed Wami! Jest próba, pierwsze występy muzyczne. Dla naszej Leonetty specjalnie wybrałam "Lay all your love on me" chociaż wiem, że w oryginale piosenka nie była duetem. Ta wersja jest podobna do tej z musikalu "Mamma Mia!" :) Macie 'wyznanie miłosne' pana Maximiliana Ponte, które nie poszło najlepiej. Nie będę się rozpisywać nad samym rozdziałem, bo mam coś ważniejszego do powiedzenia.
Ostatnio spóźniam się z dodawaniem rozdziałów, komentowaniem. Dlaczego? Już mówię. W tygodniu o 16 do 20 grudnia ( poniedziałek - piątek) mam bardzo ważne egzaminy. Po dwa dziennie z reguły każdy po dwie - trzy godziny. Zależy od przedmiotu. Muszę się przygotować do tych testów, dlatego proszę o wyrozumiałość :)
Pozdrawiam serdecznie i do następnego :*