piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 020

Życie jest wysiłkiem godnym lepszej sprawy - Karl Kraus

                                                                            -
Spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu.
Nowa wiadomość od : Cami <3
Uśmiechnęła się lekko pod nosem. Od jakiegoś czasu unikała swojej najlepszej przyjaciółki z wiadomych powodów. Właściwie to jednego powodu, o imieniu Maxi. Czuła się z tym źle, w końcu żaden chłopak nie mógł stanąć na drodze ich przyjaźni, prawda?
Cześć.
Dawno nie rozmawiałyśmy. Jesteś na mnie zła?
Oparła głowę o łokcie. Nie była na nią zła, naprawdę nie była. A może? Nie, to przecież nie była jej wina.
Nie, skąd Ci to przyszło do głowy?
Szybko odpisała. Zależało jej na Camilli, znały się od zawsze. Były właściwie jak siostry. Tylko ostatnio coś pomiędzy nimi zaczęło się psuć.
Unikasz mnie. Jest ku temu jakiś powód? Proszę, powiedz prawdę.
Głośno przełknęła ślinę. Powiedzieć? – zastanawiała się. Nie, to ją zrani.
Po prostu ostatnio babcia ma problemy zdrowotne. Przez to chodzę taka smutna.
Skłamała. Babcia Perdido była jedną z najbardziej żwawych staruszek, jakie znała. Co prawda dręczyły ją od czasu do czasu jakieś drobne dolegliwości, ale nigdy nic poważnego. Natalia martwiła się o babcię, ale to nie jej choroba była powodem trosk Hiszpanki.
Rozumiem, przepraszam że byłam taka podejrzliwa. Masz ochotę do mnie wpaść? Trochę pogadać? :)
Nie miała ochoty na rozmowę, bała się jej. Ale nie chciała stracić przyjaciółki.
Będę za piętnaście minut.
                                                     -,-
- Widzisz Maximiliano? Właśnie tym różnią się Róże Angielskie od Róż Kanadyjskich.
Nie widział różnicy. Nawet gdyby słuchał godzinnego wykładu ojca, temat ogrodnictwa był dla niego po prostu zbyt nudny.
- Co Ty taki dzisiaj markotny?
No tak, w końcu zauważył jego obojętny wyraz twarzy.
- Nic takiego, tato – starał się zbyć ojca, mimo iż doskonale wiedział jak bardzo uparty potrafi być Emanuel Ponte. Ma to we krwi.
- Widzę przecież. Problemy sercowe?
Kurka pieczona. Skąd wiedział? Maxi podrapał się nerwowo po szyi. Ojciec nigdy nie należał do najbystrzejszych, raczej wszyscy uważali go za lekko głupkowatego ogrodnika. A może jednak potrafił powiedzieć coś mądrego?
- No dobra… Chodzę z Camillą i…
- Podoba Ci się Natalia?
Wytrzeszczył oczy. Czy to miał być jakiś dzień cudów?
- Tak.
- Jesteś pewien?
- Stu procentowo.
Emanuel westchnął głęboko.
- Synu… Gdzie ty masz głowę? Przecież Camilla to jej najlepsza przyjaciółka!- musiał przyznać mu rację, był skończonym idiotą  - Nawet gdyby Naty coś do ciebie czuła, i tak stanęła by po stronie swojej przyjaciółki. One trzymają się razem.
- Wiem, ale ja nie potrafię o niej zapomnieć. Teraz już nie mogę być z Cami, ona jest dla mnie jak siostra! Nic więcej – zdjął czapkę z głowy – Co mam teraz zrobić?
- Synu, sam narobiłeś bałaganu i teraz sam musisz go posprzątać – wstał z krzesła i skierował się w  stronę ogrodu.
Wiedział, że nie może już dłużej kłamać. Jestem zwykłym tchórzem. Przymknął oczy i schował twarz w dłonie. Był pewien, że to co zamierza zrobić przysporzy mu wielu kłopotów. Ale nie mógł żyć w kłamstwie. Wziął głęboki wdech. Czas zachować się jak na mężczyznę przystało, Maxi.
                                                             -,-
Wyciągnął drżącą rękę w stronę dzwonka do drzwi. Nie miał pojęcia kto otworzy. W najlepszym przypadku byłaby to urocza panienka Castillo, a w najgorszym jej ojciec. Do jego uszu dobiegły odgłosy zbliżającej się osoby. Kroki były zbyt ciężkie na leciutką Violettę. Przełknął ślinę. Wszystko tylko nie pan Castillo.
- A ty czego tu szukasz – z rozmyśleń zbudził go silny, męski głos. Obawy potwierdzone.
- Przyszedłem zobaczyć się z Pana córką – twarz mężczyzny nabrała koloru czerwonego. Leon na własnej skórze przekonał się, jakich zwrotów nie powinien używać w towarzystwie Germana Castillo.
- Nie jesteś tu mile widziany – prawie zatrzasnął mu drzwi przed nosem. Prawie, bo napotkały one przeszkodę w postaci czerwonego trampka Leona Verdasa.
- Nie dam się tak łatwo spławić – chciał być uprzejmy, ale to już było ponad jego siły. Chciał się zmienić, to prawda, ale gdy nie mógł ujrzeć swojej ukochanej  jego już dość impulsywny charakter stawał się nie do wytrzymania.
- A ja nie pozwolę mojej córce widywać się z takim chamskim smarkaczem!
- To ja nie pójdę stąd póki mnie Pan nie wpuści.
- Tylko spróbuj.
Uśmiechnął się kpiąco, demonstrując, że jak najbardziej spróbuje.
- Mam cały dzień, proszę pana.
Uchylił drzwi.
- Wchodź, ale będziecie rozmawiać w salonie. Masz dziesięć minut.
Wkroczył dumnie do domu i usadowił na dużej kanapie.
- Violetta! Jakiś kolega do ciebie – Leon widział z jakim trudem German wypowiadał te słowa. Ucieszyło go to trochę. Nawet bardzo.
Pojawiła się na szczycie schodów i zbiegła z gracją, niczym kotka. Nawet nie ukazywała bólu, który musiała dostarczać jej nadwyrężona kostka.
Uśmiechnął się głupio i momentalnie zdjął maskę aroganckiego Leona i założył inną. Tylko w jej towarzystwie ukazywał swoje prawdziwe wnętrze.
- Cześć – uśmiechnęła się, siadając obok niego.
- Cześć – wybełkotał zatapiając się w jej czekoladowych oczach. Po chwili oprzytomniał – Musiałem Cię zobaczyć.
Na jej policzki wkroczyły delikatne rumieńce.
- Czyli tęskniłeś?
Zawahał się przez chwilę.
- Tak, bardzo
Dziewczyna złożyła na jego policzku delikatny pocałunek, a on znów poczuł się jakby unosił się nad ziemią.. Ta chwila byłaby odrobinę bardziej romantyczna, gdyby nie pan Castillo czający się za ścianą. Cóż, nikt nie jest idealny.
                                                           -,-
Kilkanaście minut później
Powolnym krokiem opuścił posiadłość Castillo, choć wcale tego nie chciał. Z nią czas płynął tak szybko, nie ubłagalnie. Był z nią blisko, ale nie tak blisko jak by tego chciał. Nie mógł jej pocałować, poznać smaku jej pełnych ust. Nie mógł jej gładzić po policzku, ani szeptać do jej ucha czułych słówek.
I tak żył, w ciągłej niepewności. Brunetka lubiła jego towarzystwo, ale czy czuła to co on? Czy pragnęła go tak samo, jak on jej? On cierpiał, przypominając sobie, że ona wcale nie musi być jego. Choćby nie wiadomo jak bardzo tego chciał, nie mógł. Nie mogę jej zmusić do miłości.Jej szczęście było dla niego najważniejsze. Chociaż, jedna cząstka jego wciąż zadawała pytanie. Czy ona nie może być szczęśliwa ze mną? Bo gdyby nie mogła, nie potrafił by jej przy sobie zatrzymać. Z drugiej strony, nie dopuszczał do siebie myśli, że ktoś mógłby zabrać jego Violettę.  Jego sens życia.
Wcześniej myślał, że miłość to zwykły wymysł. Bajka wymyślona na potrzebę wielkich kinowych produkcji. Sądził, że nigdy nie zmieni zdania, że nigdy się nie zakocha. Trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy. Zakochał się, nieodwracalnie. Na początku wytykał sobie słabość. Nie mógł uwierzyć w to jak łatwo omamiła go urocza panienka Castillo. Walczył z tym uczuciem, ale wszystkie jego starania spełzły na niczym. Wtedy zrozumiał, że wcześniej nie żył naprawdę. To u boku Violetty zaczął się śmiać i śpiewać. To z nią zasmakował słodyczy życia, której nigdy dotąd nie poczuł. Wywróciła jego świat do góry nogami, a on zdał sobie sprawę z tego, że nie potrafi już bez niej żyć.
Na jego dłoń spadła pojedyncza kropla deszczu. Spojrzał w górę i uśmiechnął się delikatnie. Będę walczyć. Ruszył naprzód, nie wiedząc, jak wiele przeszkód napotka na drodze. Wiedział tylko jedno. Nie podda się. Nigdy.
                                                                -,-

Przyłożyła dłoń do zimnej szyby i odprowadziła go wzrokiem. Nim się zorientowała,  opuścił ogród i tym samym zniknął z jej pola widzenia. Westchnęła głęboko, powoli odsuwając się od okna. Przysiadła na łóżku i odgarnęła kilka niesfornych kosmyków z czoła. Uśmiechnęła się. Przy nim, zapominała o całym otaczającym ją świecie. Czuła, że może zrobić wszystko. Z nim u swojego boku. Nigdy nie sądziła, że tak szybko się do niego przywiąże. Do jego szmaragdowych oczu, olśniewającego uśmiechu i ciepłego głosu. To było uczucie silniejsze niż przyjaźń. Nie chciała się do tego przyznawać, ale jej serce zaczynało bić dla niego. Tylko dla niego. To wszystko sprawiało, że wypełniał ją niesamowity strach. Bała się. Nigdy nie czuła niczego podobnego. Nie mogła nikomu o tym powiedzieć. Szczególnie nie ojcu. Młodzieńcze zauroczenie – tak by powiedział. Tylko to nie była zwykła miłostka, przelotne uczucie. Było to coś, do czego nigdy nie odważyłaby się przyznać, ani wypowiedzieć. Niewinna, bezbronna Violetta była zbyt krucha i nieśmiała. Nie potrafiła walczyć. To miłość. A może ludzie się zmieniają?

******************************************
Macie rozdzialik, krótki ale przynajmniej jest :) Nad treścią nie będę się rozpisywać ani oceniać, bo to w końcu Wasze zadanie ;) Mam nadzieje, że wszyscy dobrze spędziliście święta. 
Pozdrawiam serdecznie i do następnego :*

12 komentarzy:

  1. Magia. To jedyne słowo, które przyszło mi do głowy po przeczytaniu kolejnej części twojej historii. Widać, że każde zdanie, słowo, litera jest przemyślane. Nie piszesz historii tylko po to, by mieć to już z głowy. To widać. I to doskonale widać.
    Zajmę się trójkącikiem Cami - Maxi - Naty, dobrze?
    Ty pewnie wiesz, że całym sercem kibicuję Naxi, prawda?
    Uwielbiam przyjaźń Camilii i Maxi' ego, ale ich związku jakoś nie mogę sobie wyobrazić. Oni są najlepszymi przyjaciółmi... od zawsze. I to samo w sobie jest czymś pięknym. A po co psuć piękną przyjaźń?
    Kocham! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Caxi-Naxi. Yhyhym XD Fajny rozdział, beznadziejny mój kom :/, czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawda jest taka, że uwielbiam przyjaźń Maxiego i Cami. Nie chcę, aby to, co łączy tą dwójkę zepsuło się i przestało istnieć, Za dużo ich łączy, za dużo razem przeżyli, aby teraz to się miało zepsuć. Oni są dla siebie ważni, bardzo ważni. Prawda jest taka, że teraz, czego Maxi nie zrobi, to i tak ktoś będzie cierpiał, to jest pewne. Już nie uciekną od cierpienia. Jednak mam przeczucie, że za jakiś czas, najbardziej z całej trójki może cierpieć Cami.Maxi, kocha Cami, jak siostrę, a to jest za mało do stworzenia związku. Nie można być z kimś tylko dlatego, aby tej osoby nie zranić, prawda jest taka, że wtedy bardziej tą osobę ranimy, bo ją oszukujemy, wmawiamy jej jakieś puste słowa. Maxi nie ucieknie przed prawdziwą miłością, ani Naty. Jeśli Ponte, nie chce stracić Cami, jako przyjaciółki, to naprawdę, najlepiej będzie, jeśli skończy ten chory związek. Cami z początku będzie cierpieć, ale jestem pewna, że po jakimś czasie ból minie i dziewczyna będzie cieszyć się szczęściem przyjaciół.

    Leon i Violetta - oj ta strzała amora już trafiła ich na dobre, ale to świetnie. Proszę, Leon postawił się Germanowi, i bardzo dobrze, o swoją miłość trzeba walczyć. Nie ma innej opcji. Ojcu dziewczyny trzeba się postawić. I German już wie, że jeśli chodzi o Violettę, to Leon tak łatwo nie odpuści. Leon będzie bardzo częstym gościem w jego domu. I oczywiście podoba mi się to, że Leon będzie walczył, że tak łatwo się nie podda. Wierzę, że mimo przeszkód, które stanął na jego drodze, on broni nie złoży i będzie szczęśliwy, ze swoją miłością.

    Pozdrawiam i czekam na kolejny :*
    Ag :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, jejku! (ale zaczęłam)
    No już piękniej tego nie mogłaś ująć. Naprawdę, kiedy widzę informacje, że u Ciebie jest już kolejny rozdział, to mi serce skacze.
    Czekam z utęsknieniem na każdą parę z osobna: Na to, że Fede wreszcie umówi się z Lu na prawdziwą randkę, na to że Maxi się obudzi, i na Leona, który się przyzna, do tego co czuje.
    W większości opowiadań Leon i Viola są razem najpóźniej od piątego rozdziału, co jest już naprawdę męczącym faktem, bo przez to jest o wiele mniej akcji i wszystko wydaje się zbyt cukierkowe i bajkowe. Z kolei zazwyczaj jak ich nie łączą przez więcej niż dziesięć rozdziałów, to czytelnicy zaczynają się niecierpliwić. Za to u Ciebie jest już po dwudziestej części, a ja wcale nie odczuwam zniecierpliwienia powolnymi podchodami Verdasa. Cała Twoja historia jest rzeczywista, jednocześnie będąc tak różną od serialu. Każdy wątek idealnie współgra z resztą i tworzy spójną całość. Już pisałam co mi przypominają niektóre elementy, ale jeżeli nie to...:
    Praktycznie w każdym rozdziale doszukam się czegoś z mojego ulubionego niegdyś filmu, który znam praktycznie na pamięć, HSM. Wiem, niesamowity banał, ale kiedy jako sześcio-siedmiolatka razem z moim ulubionym kolegą siadaliśmy i oglądaliśmy go setki razy, i za każdym razem przeżywaliśmy wszystko od nowa. Ja wyobrażałam sobie siebie jako Gabrielle, a mój przyjaciel skakał za piłą do kosza jak Troy. Niesamowite zafascynowanie muzycznym hitem.
    Ok, ten fragment od "ale jeżeli nie to...", był raczej zbędny i nie odnosił się z niczym do rozdziału, ale już napisałam to niech będzie. Życzę jak zawsze dużo weny w Nowym Roku :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam właściwie od dzisiaj .
    Przepraszam ale nie chciało mi się komentować poprzednich rozdziałów ; C
    Zazdroszczę talentu .
    Piszesz pięknie będę czytać dalej i komentować co rozdział .:D
    No to taka mała reklama jeszcze xD
    http://ludmila-inna-historia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział.
    Zapraszam do siebie violetta-opowiadanie-natalii.blogspot.com

    Pozdrawiam.
    Tyna : **

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudo a tak wogule piszesz nieziemskie historię czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dopiero pierwszy raz jestem na Twoim blogu i mam jak widzę spore zaległości ale bardzo mi się podoba, najbardziej fragment o Maxim i rozmowa na temat Naty i Cami :D Pozdrawiam i zapraszam http://vilu-fran-lu-naty-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Super rozdział czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń

Chat~!~

Lydia - Land of Grafic