Jest taka chwila, w której, zdani sami na siebie, ludzie przestają żyć, a starają się zaledwie przeżyć - Stephen King
Popołudniu…
Energicznie
poprawił czarny krawat, głośno przełykając ślinę. Czuł jakby jakaś pętla coraz
ciaśniej zawiązywała się wokół jego szyi. Denerwował się jak nigdy, nie miał
pojęcia czego ma się spodziewać.
- Niech pan się nie denerwuje – głos Gregoria Valdeza, choć miał takie zadanie, wcale go nie
uspokoił – To nic
strasznego.
Uśmiechnął
się nerwowo.
- Proszę mówić mi Marco, nie jestem taki
stary- ułożył
splecione dłonie na kolanach, delikatnie tupiąc stopami o podłogę. Mężczyzna
wyszczerzył zęby w zdawałoby się szczerym uśmiechem i nachylił.
- Dobrze jak sobie życzysz – przerwał na chwilę, biorąc przerwę na głęboki wdech. Szkował
się na długą przemowę – Pewnie
zastanawiasz się, czemu zaproponowałem ci tą posadę, prawda? – energicznie kiwnął głową – Potrzebowałem kogoś młodego, inteligentnego, błyskotliwego,
no cóż, właśnie kogoś takiego jak ty. Rozumiesz?
Podrapał
się po czuprynie, zastanawiając się nad słowami dyrektora.
- Nie do końca – poprawił okulary – Jakie
miałoby być moje zadanie.
Valdez
zawahał się przez chwilę, chcąc ubrać swoją wypowiedź w odpowiednie słowa.
Doskonale zdawał sobie sprawę z inteligencji chłopaka i nie mógł dać mu ani
jednego powodu do jakichkolwiek podejrzeń.
- Mam nadzieję, że umiałbyś przybliżyć mi
… jakby to powiedzieć… potrzeby moich uczniów. Chciałbym, żebyś dowiadywał się
o różnych ważnych rzeczach, wydarzeniach mających miejsce w ich życiu.
Młody
Meksykanin zmarszczył brwi.
- Mam być szpiegiem?
Dyrektor
oparł łokcie o blat biurka, zastanawiając się, nad pytaniem swojego przyszłego
asystenta. Czy dobrze zrobi mówiąc mu prawdę?
- Trochę zbyt mocne słowo – uśmiechnął się delikatnie – Sądzę jednak, że będziesz bardzo zadowolony z tej posady. Na
pewno nie pożałujesz – wyjął z
szuflady skrawek papieru, na którym zakreślił kilka liczb. Przysunął ją w
stronę swojego rozmówcy. Miał nadzieję, że proponowana suma uśpi wszelkie
wątpliwości Tavelliego – To jest
wartość twojej miesięcznej pensji. Zainteresowany? – młodzieniec odchrząknął znacząco.
- Myślę, że ta suma zadowoliłaby każdego – uciął szybko, nie chcąc zagłębiać się w ten temat.
Potrzebował pieniędzy, ale jego sumienie zdawało się myśleć inaczej. Czuł się
dziwnie, nieswojo. Cała ta sytuacja wydawała mu się strasznie podejrzana. Tyle,
że nie mógł odmówić. Przynajmniej tak wówczas uważał. Nie chciał wracać do
Meksyku, do rodziców, do swojego szarego i nudnego życia. Teraz dostał od życia
niesamowitą szansę. Nie mógł jej zmarnować.
- Doskonale – Gregorio klasnął w dłonie, okazując swoje zadowolenie – Twoim pierwszym zadaniem będzie
śledzenie przebiegu próby teatralnej – Tavelli podniósł pytająco brew.
- Próby?
- Tak, tak – machnął
ręką – Dzisiaj o
czwartej. Salę znajdziesz bez problemu…Jakby ktoś chciał Cię wyprosić, powiedz
im, że jesteś ode mnie – Valdez zdawał
się mówić o sztuce z straszną odrazą i niechęcią.
- To wszystko?
- Tak możesz iść – niepewnie
wstał z krzesła, powoli kierując się do wyjścia. Powinien się cieszyć, a mimo
wszystko czuł jakieś nieprzyjemne uczucie , głęboko w sercu. Coś cały czas
podpowiadało mu, że źle postępuje, że wkroczył na złą ścieżkę. Marco jednak
udało się je skutecznie stłumić. Tak mu się przynajmniej wydawało.
-,-
Na próbie…
Pani Darbos stanęła na środku sceny, i
jak miała w zwyczaju, przeszyła wzrokiem zgromadzonych. W pierwszym rzędzie
zauważyła naburmuszoną Francescę Resto,która wyglądała jakby zaraz miała
wybuchnąć. Siedząca obok Camilla próbowała uspokoić przyjaciółkę, ale
najwyraźniej sama bała się trochę nieokrzesanego temperamentu Włoszki. Tuż obok
Natalia, najwyraźniej bardzo przejęta , bez przerwy trajkotała na nieznany
Clarissie Darbos temat. Jakieś problemy sercowe – pomyślała obserwując
jak Hiszpanka uczepia się ramienia Ludmiły, która z kolei była zbyt zajęta
bazgroleniem w swoim notatniku, aby zrozumieć problemy przyjaciółki. Kiedyś
sama taka byłam. Młoda,pełna pasji… - przerwała widząc Violettę Castillo,
która próbowała za wszelką cenę otworzyć butelkę wody, najwyraźniej nabierając
przekonania, że Federico jej w tym nie pomoże.
Clarissa uśmiechnęła się delikatnie. Przeniosła swój wzrok trochę w głąb
sali, gdzie w milczeniu siedziało dwóch młodzieńców. Dominiguez i Verdas. Obaj
byli wyraźnie niezadowoleni. Dominiguez z powodu próby, a Verdas… On chyba po
prostu nie mógł znieść faktu, że nie siedzi obok swojej ukochanej Violetty. Oni
zdecydowanie mają się ku sobie – skwitowała, przypominając sobie scenę z
ostatniej próby. Byli duetem idealnym. Ona delikatna i subtelna, a on gwałtowny
i porywczy. Na pierwszy rzut oka, wyglądaliby na mieszankę wybuchową. Byli jak
ognień i woda. Tyle, że przy sobie zapominali o całym otaczającym ich świecie i
w jakiś sposób próbowali przemóc wszelkie niedogodności, które stawały na ich
drodze. Miłość – otrząsnęła się z amoku, wzrokiem szukając reszty
uczestników próby. W samym kącie siedział młody Ponte, głęboko przekonany, że
nikt go nie widzi. Prychnęła z dezaprobatą. Kompletny brak szacunku. Gdzieś
z boku zauważyła Ezequiela i Valentinę, jak zwykle trzymających się z dala od
grupy. Pokiwała głową z uznaniem. Wygląda na to, że wszyscy są obecni.
Usłyszała cichy skrzyp drzwi,
uświadamiający jej, że jej próba zostanie naruszona przez pewnego
niespodziewanego ( i zapewne niemile widzianego) gościa. Przez salę przeszedł
młody, elegancko ubrany chłopak. Z pewnością nie był uczniem tej szkoły.
Wzbudził niemałe zainteresowanie wśród zgromadzonych, którzy z wielką uwagą
śledzili każdy ruch przybysza. Ten zdawał się nie zwracać na to wszystko uwagi.
Usiadł na pierwszym, lepszym miejscu nie zaszczycając nikogo nawet jednym
spojrzeniem.
Clarissa zacisnęła zęby. Podniosła
dumnie głowę i wyciągnęła szyję. Odchrząknęła głośno. Brak reakcji.
- Przepraszam – przez
pomieszczenie przebiegł jej donośny głos – Mogę wiedzieć, co tu robisz
młodzieńcze? – chłopak wstał z krzesła i ukłonił się delikatnie.
- Marco Tavelli – powiedział
tonem godnym światowej sławy polityka. Z powrotem zajął swoje miejsce.
- Otrzymam odpowiedź?
Mimo odległości ich dzielącej, Clarissa
mogła przysiąc, że na twarzy chłopaka zauważyła cień uśmiechu.
- Obserwuję – odpowiedź
intruza wzbudziła ogólne zainteresowanie, a nawet rozbawienie wśród grupki
uczniów. Dominiguez zaśmiał się głośno, ale spiorunowany spojrzeniem
nauczycielki zamilkł.
- Można wiedzieć co? – myślała,
że zaraz wybuchnie. Kto w ogóle śmiał zakłócać spokój jej próby? Kto?
Zmarszczył brwi, wyraźnie zdziwiony.
- Jak to co? Próbę. – uciął,
wyjmując z teczki długopis i notując coś na pojedynczej kartce papieru.
- Nie masz prawa tutaj przebywać – warknęła
powoli tracąc nerwy. Gdzie była Angeles i Pablo, gdy ich potrzebowała? Musiała
sama stawić czoła ‘problemowi’.
- Przysłał mnie dyrektor Valdez.
Wydaje mi się, że prawo szkoły nie zabrania niegroźnego obserwowania próby – wybiegła.
Nie zważając na nic, wybiegła zostawiając młodzież w nie małej konsternacji.
Musiała załatwić swoje sprawy z dyrektorem, raz, a dobrze.
-,-
Siedział w milczeniu, obserwując te
wszystkie oczy wpatrzone w niego. Przesunął wzrokiem po nieznajomych twarzach,stwierdzając,
że oprócz kilku ładnych dziewczyn, nie ma tu niczego ciekawego. A jednak… Na
końcu pierwszego rzędu, zauważył tą dziwną brunetkę. Wariatkę z parku. Wzdrygnął
się lekko, ale postanowił nie dać tego po sobie znać.
„ Niczym nie wyróżniająca się grupa
ludzi” – zanotował, starając się zachować spokój
– „ Osiłek w skórzanej kurtce o głupkowatym wyrazie twarzy, irytująca
wiecznie uśmiechnięta brunetka;prawdopodobnie obiekt jego westchnień.
Okularnica z nieujarzmioną blond czupryną,
roztargniona.
Trajkocząca dziewczyna z pudlem na
głowie.
Ludzkie wcielenia wiewiórki.
Chłopak z półmetrową czupryną, używa za
dużo żelu.
Knypek z zamiłowaniem do kolorowych
czapek, obgryza paznokcie.
Kolega osiłka, przepełniony niechęcią do
wszystkich istot żyjących.
Kasztanowłosa panna i jej kompan,
prawdopodobnie ‘ukochany’. Zgryźliwe uśmiechy na twarzach. Nieprzyjemne
charaktery.
Wariatka z parku….”
Długopis utkwił w kartce, tworząc małą,
atramentową plamę. Jej nie potrafił rozgryźć. Chociaż… Jedno określenie
idealnie do niej pasowało
„ Wściekła” – dopisał, nerwowo
zaciskając palce na brzegu kartki. Ponownie podniósł głowę, świadomy, że kiedyś
będzie musiał zebrać się na odwagę i walczyć o swoje. Tylko, że on wcale nie
był odważny. Bardziej pasowało do niego określenie tchórz.
- Trzeba będzie coś z nim zrobić – usłyszał
z ust wiewiórki. Zadrżały mu dłonie. Przecież się tego spodziewał. Bądź
silny. Pokaż im, gdzie jest ich miejsce.
Wyprostował się, wyciągając szyję i delikatnie mrużąc oczy.
- Nigdzie się nie wybieram, więc
będziecie się musieli do mnie przyzwyczaić – powiedział
tak lekko, że przez chwilę sam był zaskoczony swoją pewnością siebie. I od tej
chwili, rzeczywiście stał się częścią ich życia. Czy wyszło mu to na dobre? To
się jeszcze okaże.
W tym samym czasie.
- Valdez otwieraj te drzwi! – energicznie pukała drzwi – Wiem, że tam jesteś! – wrzasnęła, czując jak dygoczą jej struny głosowe. Dalej cisza. Skubany, pomyślała przygryzając wargę. Dyrektor Gregorio Valdez miał niesamowitą zdolność do unikania wszelkich nieprzyjemności. W takich sytuacjach najczęściej zamykał się w swoim biurze na trzy spusty i tym samym właściwie wszystko uchodziło mu na sucho. Niestety. Clarissa Darbos przez wiele lat cierpliwie znosiła wszelkie wybryki dyrektora, ale teraz miarka się przebrała. Nigdy nie przypuszczałaby, że Valdez posunąłby się do szpiegowania jej prób teatralnych. No bo jak to można było inaczej nazwać? Pani Darbos zastanawiała się jedynie jak zdołał namówić tak młodego chłopaka do takiej haniebnej pracy.
Po kilku minutach nieprzerwanej ciszy,
postanowiła odejść. Musiała w końcu wrócić na próbę. To jeszcze nie koniec
Valdez, to jeszcze nie koniec, pomyślała uśmiechając się tryumfalnie. To
zdecydowanie nie był koniec. Nie dla Clarissy Darbos.
-,-
Pablo wbiegł do sali teatralnej w
strasznym pośpiechu. Coś co miało być kilkuminutową drzemką w
samochodzie, okazało się być ponad godzinnym snem. Mam przechlapane. Galindo
spodziewał się krzyków i wrzasków ze strony Clarissy. W końcu przybył z lekkim
spóźnieniem.
Jakże był zdziwiony, gdy Clarissa Darbos
powitała go jedynie słabym uśmiechem. Rozejrzał się po uczniach, którzy również
mieli niemrawe miny. Zaraz, zaraz. Coś tu nie pasuje…Jego wzrok
zatrzymał się na elegancko ubranym chłopaku w okularach. Zmarszczył brwi.
Młodzieniec z pewnością nie należał do uczniów tej szkoły. Tak, więc kim był?
- Co tu się dzieje? – szepnął prawie,
że niesłyszalnie. Pani Darbos zdawała się zignorować jego pytanie.
- Moi drodzy, zaczynamy próbę! – wykrzyknęła,
ale w jej głosie coś się zmieniło. Widząc zdezorientowaną minę Pabla, odezwała
się – Nie dam mu wygrać – kolejna niewiadoma. Czyżby spędził w tym
samochodzie kilka lat? Co tu się stało? Ponownie spojrzał w stronę
nieznajomego. Ten uśmiechnął się lekko, przyciskając długopis do kartki
papieru. O co chodzi?
*******************************************
Przepraszam, że tak późno, przepraszam, że publikuję takie badziewie. Przepraszam.
Cudny rozdział <3
OdpowiedzUsuńBłagam, zmień czcionkę na większą xD
Czekam na next :D
nom troche większ aby nie zaszkodzilą :P
OdpowiedzUsuńhehe a rozdzial bajeczny |:*
Kochanie!
OdpowiedzUsuńNiesamowity rozdział, naprawdę. ♥
P.S: Zapraszam na prolog. :)
UsuńOsobiście uwielbiam te Twoje badziewia:) Tak przyjemnie się je czyta i są tak świetnie napisane:) Czego chcieć więcej?
OdpowiedzUsuńSpostrzeżenia Marco na temat uczniów -miazga! Uśmiałam się, jak nie wiem. Szkoda tylko, że dla kasy posunął się do tak haniebnego czynu, jakim jest szpiegowanie, no ale w życiu różnie się układa, prawda? Niewątpliwie ta postać wniesie zapewne dużo zamieszania w życiu uczniów, a i chyba pewna wariatka z parku wstrząśnie i jego życiem:)
Czekam na kolejny rozdział:)
Trzymaj się cieplutko!
Ja też uwielbiam Twoje badziewia <3 Więc mi proszę nie marudzić, tutaj.
OdpowiedzUsuńMarco, jako szpieg? Tego jeszcze nie grali, ale jak dla mnie ten pomysł jest genialny, przynajmniej dodasz charakteru, tej postaci. Nie będzie mdła. I nie mogę się doczekać, jego rozmowy z wariatką z parku, bo coś czuję, że bez takiej się nie obejdzie. :D Ale to naprawdę, będzie ciekawe, już się nie mogę doczekać. I nie mogłam, jak Marco ich wszystkich podsumował. A szczególnie Leona, Lu, Diego i Cami. Dobry, z niego wzrokowiec :D
Aj ta Leonetta, nauczycielka, Marco już nawet wystarczy, że na nich popatrzą, a już wiedzą, że ta dwójka, ma się ku sobie:D
Co ta miłość robi z Ludźmi ;d
Pozdrawiam:*
MARCO ?<3
OdpowiedzUsuńJak za nim nie przepadałam to tutaj go Kocham :D
Spike Marco ?:D O lol, będzie ubaw :D czuje ze coś odpieprzy :D
Marco i jego reasumacja :d zawsze spoko;d nie ma to jak Meksykanin ! ^^
Jedyne badziewa które piszę jestem Ja, więc twoje jest cudeńkiem :):*
". Oni zdecydowanie mają się ku sobie"
Jakaż ona spostrzegawcza :D
Kurde Ameryke odkryła;d
Leonetta, jest tutaj perfekcyjna :D
Wybacz, że tak ubogo, ale taka godzina jest że ojej ;o
Kochuniam Cię ;*
Maja ;)
Co ja moge napisac? Jestem tylko kolejnym czytelnikiem, kolejna osoba, ktora poznala sie na Twoim geniuszu i talencie. I co mam Ci przekazac? Wspanialy rozdzial? Na pewno. Cudowne opowiadanie? Oczywiscie. Bardzo, bardzo dobry pomysl? Niewatpliwie.
OdpowiedzUsuńPo prostu nic dodac, nic ujac. Badziewie? Nie! To chyba ostatnie slowo pasujace do tego rozdzialu. Nie wiem, na prawde nie wiem skad bierze sie tak mala wiara w swoje mozliwosci u takich bloggerek jak Ty! Nie wiem jesli ktos Ci to powiedzial, to sie nie zna! Jesli rzeczywiscie Ty sama tak myslisz to ten jeden cholerny raz sie mylisz.
I prosze Cie nigdy wiecej nie watp w swoje ogromne mozliwosci, bo Cie udusze!
Albo nie, bo kto wtedy bedzie mi pisal takie cudenka.... Cos wymysle XD
WENY, WENY i jeszcze raz WENY!
Dulce