sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 022


Popołudniu…
Energicznie poprawił czarny krawat, głośno przełykając ślinę. Czuł jakby jakaś pętla coraz ciaśniej zawiązywała się wokół jego szyi. Denerwował się jak nigdy, nie miał pojęcia czego ma się spodziewać.
- Niech pan się nie denerwuje – głos Gregoria Valdeza, choć miał takie zadanie, wcale go nie uspokoił – To nic strasznego.
Uśmiechnął się nerwowo.
- Proszę mówić mi Marco, nie jestem taki stary- ułożył splecione dłonie na kolanach, delikatnie tupiąc stopami o podłogę. Mężczyzna wyszczerzył zęby w zdawałoby się szczerym uśmiechem i nachylił.
- Dobrze jak sobie życzysz – przerwał na chwilę, biorąc przerwę na głęboki wdech. Szkował się na długą przemowę – Pewnie zastanawiasz się, czemu zaproponowałem ci tą posadę, prawda? – energicznie kiwnął głową – Potrzebowałem kogoś młodego, inteligentnego, błyskotliwego, no cóż, właśnie kogoś takiego jak ty. Rozumiesz?
Podrapał się po czuprynie, zastanawiając się nad słowami dyrektora.
- Nie do końca – poprawił okulary – Jakie miałoby być moje zadanie.
Valdez zawahał się przez chwilę, chcąc ubrać swoją wypowiedź w odpowiednie słowa. Doskonale zdawał sobie sprawę z inteligencji chłopaka i nie mógł dać mu ani jednego powodu do jakichkolwiek podejrzeń.
- Mam nadzieję, że umiałbyś przybliżyć mi … jakby to powiedzieć… potrzeby moich uczniów. Chciałbym, żebyś dowiadywał się o różnych ważnych rzeczach, wydarzeniach mających miejsce w ich życiu.
Młody Meksykanin zmarszczył brwi.
- Mam być szpiegiem?
Dyrektor oparł łokcie o blat biurka, zastanawiając się, nad pytaniem swojego przyszłego asystenta. Czy dobrze zrobi mówiąc mu prawdę?
- Trochę zbyt mocne słowo – uśmiechnął się delikatnie – Sądzę jednak, że będziesz bardzo zadowolony z tej posady. Na pewno nie pożałujesz – wyjął z szuflady skrawek papieru, na którym zakreślił kilka liczb. Przysunął ją w stronę swojego rozmówcy. Miał nadzieję, że proponowana suma uśpi wszelkie wątpliwości Tavelliego – To jest wartość twojej miesięcznej pensji. Zainteresowany? – młodzieniec odchrząknął znacząco.
- Myślę, że ta suma zadowoliłaby każdego – uciął szybko, nie chcąc zagłębiać się w ten temat. Potrzebował pieniędzy, ale jego sumienie zdawało się myśleć inaczej. Czuł się dziwnie, nieswojo. Cała ta sytuacja wydawała mu się strasznie podejrzana. Tyle, że nie mógł odmówić. Przynajmniej tak wówczas uważał. Nie chciał wracać do Meksyku, do rodziców, do swojego szarego i nudnego życia. Teraz dostał od życia niesamowitą szansę. Nie mógł jej zmarnować.
- Doskonale – Gregorio klasnął w dłonie, okazując swoje zadowolenie – Twoim pierwszym zadaniem będzie śledzenie przebiegu próby teatralnej – Tavelli podniósł pytająco brew.
- Próby?
- Tak, tak – machnął ręką – Dzisiaj o czwartej. Salę znajdziesz bez problemu…Jakby ktoś chciał Cię wyprosić, powiedz im, że jesteś ode mnie – Valdez zdawał się mówić o sztuce z straszną odrazą i niechęcią.
- To wszystko?
- Tak możesz iść – niepewnie wstał z krzesła, powoli kierując się do wyjścia. Powinien się cieszyć, a mimo wszystko czuł jakieś nieprzyjemne uczucie , głęboko w sercu. Coś cały czas podpowiadało mu, że źle postępuje, że wkroczył na złą ścieżkę. Marco jednak udało się je skutecznie stłumić. Tak mu się przynajmniej wydawało.
                                                                          -,-
Na próbie…
Pani Darbos stanęła na środku sceny, i jak miała w zwyczaju, przeszyła wzrokiem zgromadzonych. W pierwszym rzędzie zauważyła naburmuszoną Francescę Resto,która wyglądała jakby zaraz miała wybuchnąć. Siedząca obok Camilla próbowała uspokoić przyjaciółkę, ale najwyraźniej sama bała się trochę nieokrzesanego temperamentu Włoszki. Tuż obok Natalia, najwyraźniej bardzo przejęta , bez przerwy trajkotała na nieznany Clarissie Darbos temat. Jakieś problemy sercowe – pomyślała obserwując jak Hiszpanka uczepia się ramienia Ludmiły, która z kolei była zbyt zajęta bazgroleniem w swoim notatniku, aby zrozumieć problemy przyjaciółki. Kiedyś sama taka byłam. Młoda,pełna pasji… - przerwała widząc Violettę Castillo, która próbowała za wszelką cenę otworzyć butelkę wody, najwyraźniej nabierając przekonania, że Federico jej w tym nie pomoże.  Clarissa uśmiechnęła się delikatnie. Przeniosła swój wzrok trochę w głąb sali, gdzie w milczeniu siedziało dwóch młodzieńców. Dominiguez i Verdas. Obaj byli wyraźnie niezadowoleni. Dominiguez z powodu próby, a Verdas… On chyba po prostu nie mógł znieść faktu, że nie siedzi obok swojej ukochanej Violetty. Oni zdecydowanie mają się ku sobie – skwitowała, przypominając sobie scenę z ostatniej próby. Byli duetem idealnym. Ona delikatna i subtelna, a on gwałtowny i porywczy. Na pierwszy rzut oka, wyglądaliby na mieszankę wybuchową. Byli jak ognień i woda. Tyle, że przy sobie zapominali o całym otaczającym ich świecie i w jakiś sposób próbowali przemóc wszelkie niedogodności, które stawały na ich drodze. Miłość – otrząsnęła się z amoku, wzrokiem szukając reszty uczestników próby. W samym kącie siedział młody Ponte, głęboko przekonany, że nikt go nie widzi. Prychnęła z dezaprobatą. Kompletny brak szacunku. Gdzieś z boku zauważyła Ezequiela i Valentinę, jak zwykle trzymających się z dala od grupy. Pokiwała głową z uznaniem. Wygląda na to, że wszyscy są obecni.
Usłyszała cichy skrzyp drzwi, uświadamiający jej, że jej próba zostanie naruszona przez pewnego niespodziewanego ( i zapewne niemile widzianego) gościa. Przez salę przeszedł młody, elegancko ubrany chłopak. Z pewnością nie był uczniem tej szkoły. Wzbudził niemałe zainteresowanie wśród zgromadzonych, którzy z wielką uwagą śledzili każdy ruch przybysza. Ten zdawał się nie zwracać na to wszystko uwagi. Usiadł na pierwszym, lepszym miejscu nie zaszczycając nikogo nawet jednym spojrzeniem.
Clarissa zacisnęła zęby. Podniosła dumnie głowę i wyciągnęła szyję. Odchrząknęła głośno. Brak reakcji.
- Przepraszam – przez pomieszczenie przebiegł jej donośny głos – Mogę wiedzieć, co tu robisz młodzieńcze? – chłopak wstał z krzesła i ukłonił się delikatnie.
- Marco Tavelli – powiedział tonem godnym światowej sławy polityka. Z powrotem zajął swoje miejsce.
- Otrzymam odpowiedź?
Mimo odległości ich dzielącej, Clarissa mogła przysiąc, że na twarzy chłopaka zauważyła cień uśmiechu.
- Obserwuję – odpowiedź intruza wzbudziła ogólne zainteresowanie, a nawet rozbawienie wśród grupki uczniów. Dominiguez zaśmiał się głośno, ale spiorunowany spojrzeniem nauczycielki zamilkł.
- Można wiedzieć co? – myślała, że zaraz wybuchnie. Kto w ogóle śmiał zakłócać spokój jej próby? Kto?
Zmarszczył brwi, wyraźnie zdziwiony.
- Jak to co? Próbę. – uciął, wyjmując z teczki długopis i notując coś na pojedynczej kartce papieru.
- Nie masz prawa tutaj przebywać – warknęła powoli tracąc nerwy. Gdzie była Angeles i Pablo, gdy ich potrzebowała? Musiała sama stawić czoła ‘problemowi’.
- Przysłał mnie dyrektor Valdez. Wydaje mi się, że prawo szkoły nie zabrania niegroźnego obserwowania próby – wybiegła. Nie zważając na nic, wybiegła zostawiając młodzież w nie małej konsternacji. Musiała załatwić swoje sprawy z dyrektorem, raz, a dobrze.
                                                                    -,-
Siedział w milczeniu, obserwując te wszystkie oczy wpatrzone w niego. Przesunął wzrokiem po nieznajomych twarzach,stwierdzając, że oprócz kilku ładnych dziewczyn, nie ma tu niczego ciekawego. A jednak… Na końcu pierwszego rzędu, zauważył tą dziwną brunetkę. Wariatkę z parku. Wzdrygnął się lekko, ale postanowił nie dać tego po sobie znać.
„ Niczym nie wyróżniająca się grupa ludzi” – zanotował, starając się zachować spokój – „ Osiłek w skórzanej kurtce o głupkowatym wyrazie twarzy, irytująca wiecznie uśmiechnięta brunetka;prawdopodobnie obiekt jego westchnień.
 Okularnica z nieujarzmioną blond czupryną, roztargniona.
Trajkocząca dziewczyna z pudlem na głowie.
Ludzkie wcielenia wiewiórki.
Chłopak z półmetrową czupryną, używa za dużo żelu.
Knypek z zamiłowaniem do kolorowych czapek, obgryza paznokcie.
Kolega osiłka, przepełniony niechęcią do wszystkich istot żyjących.
Kasztanowłosa panna i jej kompan, prawdopodobnie ‘ukochany’. Zgryźliwe uśmiechy na twarzach. Nieprzyjemne charaktery.
Wariatka z parku….”
Długopis utkwił w kartce, tworząc małą, atramentową plamę. Jej nie potrafił rozgryźć. Chociaż… Jedno określenie idealnie do niej pasowało
„ Wściekła” – dopisał, nerwowo zaciskając palce na brzegu kartki. Ponownie podniósł głowę, świadomy, że kiedyś będzie musiał zebrać się na odwagę i walczyć o swoje. Tylko, że on wcale nie był odważny. Bardziej pasowało do niego określenie tchórz.
- Trzeba będzie coś z nim zrobić – usłyszał z ust wiewiórki. Zadrżały mu dłonie. Przecież się tego spodziewał. Bądź silny. Pokaż im, gdzie jest ich miejsce.  Wyprostował się, wyciągając szyję i delikatnie mrużąc oczy.
- Nigdzie się nie wybieram, więc będziecie się musieli do mnie przyzwyczaić – powiedział tak lekko, że przez chwilę sam był zaskoczony swoją pewnością siebie. I od tej chwili, rzeczywiście stał się częścią ich życia. Czy wyszło mu to na dobre? To się jeszcze okaże.
                                      
                    
                                                                    W tym samym czasie.


- Valdez otwieraj te drzwi! – energicznie pukała drzwi – Wiem, że tam jesteś! – wrzasnęła, czując jak dygoczą jej struny głosowe. Dalej cisza. Skubany, pomyślała przygryzając wargę. Dyrektor Gregorio Valdez miał niesamowitą zdolność do unikania wszelkich nieprzyjemności. W takich sytuacjach najczęściej zamykał się w swoim biurze na trzy spusty i tym samym właściwie wszystko uchodziło mu na sucho. Niestety. Clarissa Darbos przez wiele lat cierpliwie znosiła wszelkie wybryki dyrektora, ale teraz miarka się przebrała. Nigdy nie przypuszczałaby, że Valdez posunąłby się do szpiegowania jej prób teatralnych. No bo jak to można było inaczej nazwać? Pani Darbos zastanawiała się jedynie jak zdołał namówić tak młodego chłopaka do takiej haniebnej pracy.
Po kilku minutach nieprzerwanej ciszy, postanowiła odejść. Musiała w końcu wrócić na próbę. To jeszcze nie koniec Valdez, to jeszcze nie koniec, pomyślała uśmiechając się tryumfalnie. To zdecydowanie nie był koniec. Nie dla Clarissy Darbos.
                                                                 -,-
Pablo wbiegł do sali teatralnej w strasznym pośpiechu. Coś co miało być kilkuminutową drzemką w samochodzie, okazało się być ponad godzinnym snem. Mam przechlapane. Galindo spodziewał się krzyków i wrzasków ze strony Clarissy. W końcu przybył z lekkim spóźnieniem.
Jakże był zdziwiony, gdy Clarissa Darbos powitała go jedynie słabym uśmiechem. Rozejrzał się po uczniach, którzy również mieli niemrawe miny. Zaraz, zaraz. Coś tu nie pasuje…Jego wzrok zatrzymał się na elegancko ubranym chłopaku w okularach. Zmarszczył brwi. Młodzieniec z pewnością nie należał do uczniów tej szkoły. Tak, więc kim był?
- Co tu się dzieje? – szepnął prawie, że niesłyszalnie. Pani Darbos zdawała się zignorować jego pytanie.
- Moi drodzy, zaczynamy próbę! – wykrzyknęła, ale w jej głosie coś się zmieniło. Widząc zdezorientowaną minę Pabla, odezwała się – Nie dam mu wygrać – kolejna niewiadoma. Czyżby spędził w tym samochodzie kilka lat? Co tu się stało? Ponownie spojrzał w stronę nieznajomego. Ten uśmiechnął się lekko, przyciskając długopis do kartki papieru. O co chodzi?
*******************************************
Przepraszam, że tak późno, przepraszam, że publikuję takie badziewie. Przepraszam. 

8 komentarzy:

  1. Cudny rozdział <3
    Błagam, zmień czcionkę na większą xD
    Czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  2. nom troche większ aby nie zaszkodzilą :P
    hehe a rozdzial bajeczny |:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochanie!
    Niesamowity rozdział, naprawdę. ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Osobiście uwielbiam te Twoje badziewia:) Tak przyjemnie się je czyta i są tak świetnie napisane:) Czego chcieć więcej?
    Spostrzeżenia Marco na temat uczniów -miazga! Uśmiałam się, jak nie wiem. Szkoda tylko, że dla kasy posunął się do tak haniebnego czynu, jakim jest szpiegowanie, no ale w życiu różnie się układa, prawda? Niewątpliwie ta postać wniesie zapewne dużo zamieszania w życiu uczniów, a i chyba pewna wariatka z parku wstrząśnie i jego życiem:)

    Czekam na kolejny rozdział:)
    Trzymaj się cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też uwielbiam Twoje badziewia <3 Więc mi proszę nie marudzić, tutaj.
    Marco, jako szpieg? Tego jeszcze nie grali, ale jak dla mnie ten pomysł jest genialny, przynajmniej dodasz charakteru, tej postaci. Nie będzie mdła. I nie mogę się doczekać, jego rozmowy z wariatką z parku, bo coś czuję, że bez takiej się nie obejdzie. :D Ale to naprawdę, będzie ciekawe, już się nie mogę doczekać. I nie mogłam, jak Marco ich wszystkich podsumował. A szczególnie Leona, Lu, Diego i Cami. Dobry, z niego wzrokowiec :D
    Aj ta Leonetta, nauczycielka, Marco już nawet wystarczy, że na nich popatrzą, a już wiedzą, że ta dwójka, ma się ku sobie:D
    Co ta miłość robi z Ludźmi ;d
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  6. MARCO ?<3
    Jak za nim nie przepadałam to tutaj go Kocham :D
    Spike Marco ?:D O lol, będzie ubaw :D czuje ze coś odpieprzy :D
    Marco i jego reasumacja :d zawsze spoko;d nie ma to jak Meksykanin ! ^^
    Jedyne badziewa które piszę jestem Ja, więc twoje jest cudeńkiem :):*
    ". Oni zdecydowanie mają się ku sobie"
    Jakaż ona spostrzegawcza :D
    Kurde Ameryke odkryła;d
    Leonetta, jest tutaj perfekcyjna :D
    Wybacz, że tak ubogo, ale taka godzina jest że ojej ;o
    Kochuniam Cię ;*
    Maja ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Co ja moge napisac? Jestem tylko kolejnym czytelnikiem, kolejna osoba, ktora poznala sie na Twoim geniuszu i talencie. I co mam Ci przekazac? Wspanialy rozdzial? Na pewno. Cudowne opowiadanie? Oczywiscie. Bardzo, bardzo dobry pomysl? Niewatpliwie.
    Po prostu nic dodac, nic ujac. Badziewie? Nie! To chyba ostatnie slowo pasujace do tego rozdzialu. Nie wiem, na prawde nie wiem skad bierze sie tak mala wiara w swoje mozliwosci u takich bloggerek jak Ty! Nie wiem jesli ktos Ci to powiedzial, to sie nie zna! Jesli rzeczywiscie Ty sama tak myslisz to ten jeden cholerny raz sie mylisz.
    I prosze Cie nigdy wiecej nie watp w swoje ogromne mozliwosci, bo Cie udusze!
    Albo nie, bo kto wtedy bedzie mi pisal takie cudenka.... Cos wymysle XD

    WENY, WENY i jeszcze raz WENY!



    Dulce

    OdpowiedzUsuń

Chat~!~

Lydia - Land of Grafic