piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 021

Moje życie jest wahaniem wobec narodzin - Franz Kafka


- Napijesz się czegoś? – Natalia uśmiechnęła się nieśmiało, przecząco kręcąc głową. Nie była w stanie niczego przełknąć.
- Nie dziękuje – Camilla przysiadła na pluszowym pufie, podciągając kolana pod brodę. Coś gryzło jej przyjaciółkę i to wcale nie była domniemana choroba babci. Panienka Torres była zbyt bystra, by kupić tą wymówkę. Bystrzejsza, niż się tego można było spodziewać.
- Obejrzymy coś może. Co powiesz na Titanica?
- Jasne, uwielbiam ten film.
- To pójdę po płytę.
Przez cały dom rozległ się głośny, piskliwy dźwięk dzwonka do drzwi. Rudowłosa wywróciła oczami.
- Poczekaj chwile, sprawdzę kogo niesie.
Wybiegła z pokoju, kierując się w stronę schodów, które również pokonała z zawrotną prędkością. Dotarła do drzwi. Pociągnęła za mosiężną klamkę, a jej oczy ujrzały niespodziewanego gościa.
- Maxi? – wyszeptała, lustrując bladą twarz chłopaka – Coś się stało?
- Musimy porozmawiać – jego głos był inny, taki zachrypnięty.
- Dobrze, ale streszczaj się – oparła się o framugę sygnalizując Maxiemu, że nie wpuści go do środka. Słyszała jak głośno przełyka ślinę.
- To Cię zaboli – wyznał, zdejmując czapkę z kędzierzawej czupryny -  A może nie? Sam już nie wiem – stała wmurowana w posadzkę.Co chciał jej wyznać? – Ja… ja nie byłem z tobą do końca szczery. Co do moich uczuć.
Nie rozumiała.
- Zaraz mnie znienawidzisz, za to co powiem. A ja nie chcę ciebie stracić – kontynuował – Jako przyjaciółki – dodał, a jego słowa ukuły ją niczym strzały.
- Mów – warknęła zaciskając pięści.
Wzdrygnął się. Mógł odejść, ale nie. Chciał zakończyć, to co zaczął.
- Powinniśmy zerwać. Przepraszam – wymamrotał, miętoląc w ręku czapkę.
- Idź – na tyle mogła się zdobyć. Co czuła? Smutek, to na pewno. Ale czy jej serce było złamane? Trudno powiedzieć. Bo czy można cierpieć, gdy się nie kochało?
Wycofał się.
- Dlaczego? – nie potrafiła siedzieć cicho, musiała znać odpowiedź na to pytanie. Maxi odwrócił się delikatnie, a zdanie przez niego wypowiedziane było prawie niesłyszalne.
- Zakochałem się.
Jednak na tyle słyszalne, by dotarły do uszu Natalii, wychylającej się zza poręczy schodów.
                                                                  -,-
Leon wbiegł po schodach kamienicy i szybkim krokiem skierował się w stronę drzwi do mieszkania.
-  Znów byłeś u swojej panienki? – zaklął pod nosem, ściskając kluczyk w dłoni. Odwrócił się na pięcie, a jego oczom ukazał się Rodriguez, irytująco wesoły jak zawsze.
- Nie twoja sprawa – mruknął, wyprostowując się. Czuł się nieswojo rozmawiając, bądź wspominając o Violettcie. Szczególnie w obecności swojego odwiecznego wroga.
- Ktoś tu się spina? – blondyn zaśmiał się pod nosem, zdejmując granatowy kaptur z głowy – Oj, Verdas nie ma o co się złościć. Z tego co zdążyłem zauważyć ona jest zdecydowanie z poza twojej ligi.
Szatyn szybko pokonał dzielącą ich odległość i przycisnął blondyna do ściany. Mimo znaczącego zagrożenia, z twarzy tego drugiego nie schodził kpiący uśmieszek.Pokręcił głową na boki z niedowierzaniem.
- Odszczekaj to – Verdas syknął, ledwo powstrzymując się od przyłożenia konkurentowi w twarz. Zacisnął zęby, a z jego przymrużonych oczu strzykały płomyki złości.
Rodriguez wybuchł donośnym i jakże denerwującym śmiechem.
- Widzisz jak łatwo cię sprowokować?
- Jeszcze jedno słowo, a twoje żółte zęby wylądują na posadzce – na twarz szatyna wkroczyła purpura, co świadczyło o jego zdenerwowaniu. Jego usta pobladły, a mała żyłka na szyi o mało co nie wybuchła.
- To co cię powstrzymuje? – blondyn doskonale wiedział, co robił. Przez ostatnie lata, do perfekcji opanował granie na nerwach Verdasa. Teraz było to o niebo łatwiejsze. Jeszcze do niedawna, nie miał pojęcia, czemu Leon chodzi z rozmarzonym wzrokiem. Jak się okazało, powodem jego rozkojarzenia była dziewczyna. Ryan zdążył uświadomić sobie, o zazdrości, która pojawiała się u szatyna niesamowicie łatwo. Zaśmiał się w duchu. Nigdy nie przypuszczał, że Verdas się zakocha.
- Co wy tam wyprawiacie?! Przestańcie się tłuc, bo wezwę policję! – denerwujący głos sąsiadki z góry, pani Lorenzo wyrwał Leona z dziwnego amoku. Puścił Rodrigueza, wyklinając sobie w myśli swoją słabość. Znowu mu się dałem. Przekręcił kluczyk w zamku i otworzył drzwi do mieszkania.
- Nic się nie wydarzyło, prze pani. Verdasowi skończyły się środki uspokajające – przed opuszczeniem korytarza, dobiegła do niego kąśliwa uwaga blondyna. Zamknął drzwi i osunął się o ścianę. Co się ze mną stało?
                                                                -,-
Kolejnego dnia…
Marco wyciągnął gitarę z pokrowca, który odłożył na ławkę. Poprawił okulary na nosie, chcąc nacieszyć się widokiem swojego ulubionego instrumentu. Teraz kiedy opuścił Meksyk, nie musiał słuchać kazań rodziców. Kiedy tylko odkryto jego fotograficzną pamięć, w jego życiu była tylko nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Olimpiady matematyczne, setki książek i przeróżne konkursy sprawdzające wiedzę. To wszystko zabierało mu tyle czasu, że nigdy nie był w stanie całkowicie poświecić się swojej pasji, muzyce. Otrzymał propozycje pracy jako asystent dyrektora w liceum im. Juana Perona. Rodzice naciskali na przyjęcie tego stanowiska, choć sam Marco nie był zachwycony perspektywą spędzania dni w ponurym liceum, wertując przez stosy niepotrzebnych dokumentów. Jako młody nastolatek wylądował w liceum z całą resztą starszych od niego uczniów, którzy nie szczędzili mu wyzwisk. Nie chciał powracać do tego, ale uznał, że przynajmniej wydostanie się z Meksyku i tym samym nie będzie podlegał opiece rodziców. Będzie mógł robić to co chce. Cóż, prawie. W końcu zamieszka u jakiejś zupełnie obcej rodziny, ale… trzeba myśleć w superlatywach.
No se se va bene, no se se non va
Non se se tacere o diterlo ma...
Przejechał palcami po strunach gitary, przypominając sobie słowa piosenki, którą napisał kiedyś pod wpływem młodzieńczego zauroczenia. Lisa, chyba tak się nazywała.  Chciał kontynuować, ale do jego uszu dobiegł przeraźliwy pisk.
- To ty! – podniósł głowę, a jego oczom ukazała się średniego wzrostu szatynka, w niesamowitym tempie zmierzającą w jego stronę. Speszył się trochę gdyż, nigdy nie czuł się komfortowo w towarzystwie dziewczyn. Szczególnie takich wrzeszczących.
- Co ja? – zdobył się na odwagę i wreszcie się odezwał.
- Jak to co?! – delikatnie rzecz mówiąc, słowa Marco wzburzyły jego rozmówczynię – Ten sen? Nie pamiętasz? – chłopak przeklął po cichu swoje szczęście. Już pierwszego dnia w Buenos Aires spotyka jakąś wariatkę.
- O czym ty mówisz? – ostrożnie odłożył instrument do pokrowca,  który zarzucił sobie na ramię. W dłoni ścisnął rączkę walizki, przygotowując się do szybkiej ucieczki.
- Ale tępy… - szatynka schowała głowę w dłoniach, co dało chłopakowi szansę na oddalenie się. Nigdy nie był dobrym sprinterem, szczególnie nie z tak dużym obciążeniem, ale strach przed tajemniczą wariatką dał mu siłę do biegu – Nie uciekaj ty tchórzu! – Marco obniżył głowę, unikając lecącego w jego stronę patyka. Uśmiechnął się do siebie i zniknął, skręcając w kolejną alejkę parku. Odetchnął z ulgą, widząc, że dziewczyna go nie goni. Teraz… którędy do mojego nowego domu?
                                                              -,-
Violetta oparła się o swoją szafkę. Przymknęła oczy, chcąc pozostać obojętną na głośne rozmowy pozostałych uczniów. Nie wyspała się tej nocy. Jej myśli cały czas zajmował przebieg jej wczorajszej rozmowy z Leonem. Był taki uroczy…
Otworzyła drzwiczki, wyjmując z szafki kilka kolorowych zeszytów. Musiała stanąć na palcach, gdyż tego dnia miała na sobie zwykłe trampki. Nie mogła przeciążać swojej kostki. Wzięła głęboki wdech i powolnym krokiem opuściła pomieszczenie, ignorując resztę młodzieży. W końcu dotarła pod klasę od matematyki. Zauważyła tam swoją przyjaciółkę, Francescę, która wyglądała wyjątkowo nie w sosie.
- Coś się stało, Fran? – brunetka dotknęła ramienia Włoszki.
Szatynka wypuściła powietrze z ust, dając upust swojemu zdenerwowaniu.
- Nic, nic – machnęła dłonią – Tylko jakiś palant w parku potraktował mnie jak idiotkę , a samego rana dowiedziałam się, że nie dostałam się do drużyny. A i jeszcze zapomniałam dzisiejszego zadania z matmy. Tak, tak wszystko jest w najlepszym porządku – dziewczyna coraz mocniej ściskała rogi swojego sweterka. Violetta już chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej dzwonek na lekcje. Dyskretnie, odetchnęła z ulgą. Szczerze nie miała pojęcia, jak powinna pocieszyć swoją przyjaciółkę. Włoszka bywała bardzo wybuchowa, trudno było przewidzieć jej reakcję.
Podeszła do swojej ławki, delikatnie siadając na krześle. Wszyscy zajęli już swoje miejsca, brakowało jedynie jednej osoby. Leon- przeszło jej przez myśl. Profesor poprawił okulary na nosie, otwierając dziennik.
- Mam nadzieję, że nie będzie żadnych spóźnialskich – mruknął nie podnosząc wzroku znad zeszytu. Violetta przełknęła ślinę. Z zamyślenia zbudził ją skrzyp otwieranych drzwi. Wszyscy, łącznie z nauczycielem zwrócili swoje oczy w stronę wejścia do klasy. Stał w nich nie kto inny jak Leon Verdas. Brunetka uśmiechnęła się pod nosem.
- Przepraszam za spóźnienie – wymamrotał poprawiając ramię plecaka – Autobus mi uciekł – wytłumaczył widząc wyczekujący wyraz twarzy matematyka. Mężczyzna westchnął głęboko.
- Siadaj Verdas, obok Castillo – szatyn uniósł lekko kąciki ust i posłusznie zajął miejsce obok Violetty – dobrze teraz zajmiemy się funkcjami kwadratowymi, ktoś może przypomni wzór na parabolę?
- Cieszę się, że jesteś. Już myślałam, że nie przyjdziesz – brunetka wyszeptała Leonowi do ucha. Na dźwięk jej głosu przeszedł go przyjemny dreszcz.
- Nie wytrzymałbym kolejnego dnia bez ciebie – pogładził jej dłoń, ten jeden raz pozwalając sobie na ten gest.
- Widzieliśmy się wczoraj, głuptasie – zachichotała.
- Wiem, ale gdybym mógł spędzałbym z tobą każdą minutę każdego dnia.
Violetta zarumieniła się delikatnie pod wpływem wyznania Leona. Jeszcze raz popatrzyła się w jego zielone oczy. I utonęła.
                                                                     -,-
Angie nerwowo przeszukiwała zawartość swojej torebki. Niestety nie mogła tam znaleźć swojej ulubionej bandanki. Gdzie ona jest? Wywróciła swoją torbę do góry nogami, choć zdawało jej się, że ostatni raz widziała ją swojej szyi, podczas gry na pianinie…Nie, ja jej tam nie zostawiłam- jęknęła przypominając sobie trzask klapy od pianina i krzyk Pabla. Była przekonana, że to właśnie on ja wtedy słyszał.
- Wiem, że nie jestem specjalistą od kobiecej psychiki, ale skoro cała zawartość twojej torebki leży na podłodze, coś musi być nie tak – odgarnęła niesforny kosmyk blond włosów za ucho i podniosła wzrok na lekko uśmiechniętego mężczyznę. Zbladła. Pablo. Powoli się wycofała – Ej, unikasz mnie?
Bała się tego pytania, ale ono przecież w końcu musiało paść.
- Nieee – mruknęła przeciągle – Skąd taki pomysł?
Podszedł bliżej, jeszcze bardziej ją onieśmielając.
- Jako jedyna nie zamieniłaś ze mną ani jednego słowa od mojego powrotu – westchnął, podkreślając ostatnie słowo – Wiem, że nie pamiętam wiele, tak naprawdę to niczego – podrapał się po szyi – Ale wiem, że ty wiesz. Co nas łączyło? – blondynka przecząco pokręciła głową.
- Byliśmy zwykłymi znajomymi – odparła kucając, by pozbierać swoje manatki.
Usłyszała tylko ciche westchnięcie, być może oznaczające jakiś dobrze skrywany zawód.
 - Skoro tak sądzisz – powiedział, powoli odchodząc. Zatrzymał się jednak na chwilę, ale prawie natychmiast ruszył dalej, zapominając już, że miał poruszyć z Angeles temat bandanki, która teraz spoczywała w jego teczce. Jeszcze wcześniej myślał, że to ona mogła by być jej właścicielką, ale teraz już sam nie wiedział. Nie spodobało mu się jednak stwierdzenie, że z Angeles była dla niego zwykłą znajomą. Poczuł wręcz lekkie ukłucie w sercu, ale skutecznie to zamaskował.

Kiedy zniknął, poczuła niesamowitą ulgę, ale i smutek. Skłamała mu prosto w twarz, po raz kolejny. Czuła się z tym źle, ale miała nadzieję, że przynajmniej odpuści i, że to będzie koniec jej problemów. Nawet nie wiedziała, jak bardzo się myliła. 
*********************************************
Macie pierwszy rozdział w nowym roku :) Mam nadzieję, że Wasz Sylwester był szampański (mój nie :D) Byłam u przyjaciółki i piłyśmy pikolo. No cóż...
Nie zanudzam Was już :) Żegnam!
Pozdrawiam serdecznie i do następnego :*

14 komentarzy:

  1. Cudowny! Z resztą jak każdy.;)
    Wyczuwam Leonettę ;D
    Zapraszam do mnie http://suzanstory.blogspot.com/
    Buziaki ;*
    Z.

    OdpowiedzUsuń
  2. ooooo jaki Leoś jest słodki :3 Kocham go :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Uprzedzam, że nie zawsze będę mogła komentować. Zepsuł mi się laptop.
    Mówiłam ci już, że cudnie piszesz? ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny.
    Jak każdy zresztą.
    Mam nadzieje, że wpadniesz i zostawisz po sobie ślad.
    violetta-opowiadane-natalii.blogspot.com

    Pozdrawiam.
    Tyna : **

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział i cudowna historia ;) czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział i cudowna historia ;) czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Lady!
    Czy ja kiedyś będę mogła się do czegoś doczepić? Powiedzieć, że coś mi się nie podobało? Wątpię, ale to wspaniale! Naprawdę masz niesamowity talent i pomysł na tę historię.
    Muszę Ci się przyznać, że lubię Rodrigueza. Taki typ spod ciemnej gwiazdy, ale i w nich jest sporo ciepła, tylko trzeba umieć je znaleźć. Mam wielką nadzieję, że jakoś bardziej rozwiniesz jego wątek... Chciałabym :)
    Leon i Violetta są sobie coraz bliżsi. Są po prostu przekochani w tym poznawaniu uczuć. Zachwycam się tyk, jak opisujesz ich niewinność, nieśmiałość... ♥ Co tu dużo mówić?
    Maxi w końcu podjął męską decyzję i zerwał z Cami... Myślałam, że będzie bardziej to przeżywać, że zacznie krzyczeć, ale przyjęła to nadzwyczaj spokojnie. W sumie to ona chyba sama nie była pewna czy to, co do niego czuje to miłość. No cóż... Pozostaje czekać na rozwój sytuacji pomiędzy Natalią i Maxim. Czy w ogóle coś będzie? Czy może Naty nadal postanowi zrezygnować ze swojego szczęścia, by być solidarna z przyjaciółką? Znowu mam chyba za dużo pytań:)
    Marco... Genialne dziecko, które w końcu wyrwało się do innego miasta. Być może uda mu się trochę rozerwać i zobaczyć, że istnieje coś poza nauką. Wydaje mi się, że nasza wybuchowa Włoszka wywróci jego życie do góry nogami. A może będzie odwrotnie?
    No i Angie... Czemu nie powie prawdy Pablo? Powinna do niego podejść, rzucić mu się na szyje i pocałować! Na pewno by sobie ją przypomniał xD

    Czekam na kolejny rozdział i życzę dużo weny:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepraszam XD
    Nie skomentowałam paru rozdziałów, nie bij mnie, wszystko czytałam ^ ^
    No to po kolei:
    Brawa dla bufona (Maxiego, jak ktoś woli) w końcu zdołał wyznać Cami prawdę. Powinien wcześniej, o wiele, właściwie nie należało zaczynać tego związku, ale lepiej późno niż wcale. Nie skrzywdziłby jej. Faktem jest jednak to, że i ona powątpiewa w swoje uczucia.
    "Zakochałem się" jeej, to było takie słodkie i teraz to mnie wmurowało w posadzkę. Coś mi się jednak zdaję, że Naty będzie wierna Camili. Chociaż z drugiej strony, pragnienie miłości może doprowadzić do wielu niespodziewanych sytuacji. Trudno jest okazywać obojętność, jeśli się kocha. A oni kochają oboje, więc bramy nie zostały zamknięte do końca.
    Francesca chciała znoukatować Marco patykiem, kocham tę kobietę XD On jest piękny nawet w takim kujonowatym wydaniu. Zgubił się... Ja pomogę! Ze mną trafi do domu (tyle, że mojego, miłość na zawsze ^ ^).
    Leonetta jest przesłodka, ja też chcę! XD
    Są wobec siebie tacy delikatni, nieśmiali, aż miło się czyta. Okazują uczucia w przeuroczy sposób, jak tu ich nie kochać? ^ ^
    Moje kochane Pablangie <3 Nie chciała mówić prawdy o ich relacjach, kto wie, może się wstydziła? Pablo niedobry, zakosił Angie bandankę. Pewnie sam se teraz będzie nosił, stylóweczka <3
    Świetnie piszesz, idę jeszcze raz przeczytać to o Marcesce, bo się śmieje jak głupia i nie mogę przestać (rodzina ma mnie za idiotkę).
    Jesteś taka mega zdolna, o taaakaa <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział piękny! Jak zwykle zresztą. :3
    Wiem,że nie komentuje ale czytam Czytam wszystko.
    Maxi w końcu wyznał prawdę! Biedna Cami teraz będzie przez niego cierpieć. Mógłby ogarnąć się trochę wcześniej. Pewnie teraz cała trójka będzie w złych humorach.
    Leonetta jaram się.*.* Oni są tacy uroczy! Violka utonęła w jego oczach ale która by tego nie zrobiła? :>
    Uwaga Rodrigueza mnie rozwaliła do tej pory się śmieje. xd
    Ach i chciałabym cię nominować do LBA. Szczegóły na moim blogu http://leonandfederico.blogspot.com/ Zapraszam. ♥
    Kocham Sophie :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Przybyłam! :D
    Przeczytałam to od razu po publikacji, ale dopiero teraz przybywam do Ciebie z komentarzem.
    Bardzo się cieszę, że Maxi zebrał się na odwagę i wreszcie powiedział Cami całą prawdę. Nie ma sensu udawać miłości. Maxi kocha Camilę, ale jako siostrę. Prawdziwym uczuciem darzy Naty. Teraz ta dwójka musi sobie na spokojnie porozmawiać wyjaśnić wszystko, bo na ukrywaniu prawdy, to daleko nie zajadą, to pewne.Mam tylko nadzieję, że jeśli się zwiążą, to Cami nie będzie miała do nich o to pretensji, tylko będzie cieszyła się ich szczęściem. Tak postępują, prawdziwi przyjaciele.
    Leon i Violetta. Violetta i Leon, coraz śmielej okazują sobie uczucia, już tak przed sobą tego wszystkiego nie ukrywają, a dzięki temu są coraz bliżej Siebie. Bardzo podoba mi się u Ciebie, że wszystko dzieje się powoli, a nie na odwal się, za to masz u mnie kolejnego plusa. Może niech Leon, teraz zaprosi Vilu na jakąś randkę?:D Tylko niech im teraz nikt i nic nie przeszkodzi ;d
    Mam tylko przeczucie, że Rayan, może jeszcze sporo namieszać. Ale zobaczymy.
    Tą wariatką, która nakrzyczała na naszego Marco, pewnie była Fran, tak?:D Oj Marco, jeszcze nie ma pojęcia, co za kobieta pojawiła się w jego życiu. Prawdziwy demon! :D
    Angie, kurde szkoda, że okłamała Pablo, ale on coś wtedy poczuł, więc jest jakiś plus, tej całej sytuacji.
    Wierzę w to, że Pablo sobie jeszcze przypomni, jak wiele znaczyła dla niego Angie.

    Pozdrawiam Cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Twój blog został nominoany do LBA na moim blogu http://magda3696.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapraszam do mnie:

    violetta-diego-opowiadania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Chat~!~

Lydia - Land of Grafic